Co jakiś czas trafiam w sieci na jakąś rewolucyjną metodę wychowawczą – pojawiają się one tak często jak rewolucyjne diety. I prawdę mówiąc mają moim zdaniem podobną wartość. Wysoką dla autora, w końcu sprzeda dużo książek, czy zaliczy dużo klików na tekst. Niską dla odbiorcy, bo poza kontrowersjami nie znajduję w nich zbyt dużo uzasadnień, czy dowodów. Ostatnio jednak coraz więcej tekstów w sieci mówi o tym, że dzieci nie powinny właściwie mieć obowiązków. Że mają mieć więcej czasu na zabawę i szeroko rozumiane dzieciństwo, że to raczej obowiązki rodziców przerzucane na dzieci i tak dalej. I niestety zupełnie nie mogę się zgodzić. Zapraszam więc do tekstu, ostatniego w ramach naszej rocznej współpracy z firmą Hotpoint.
(na dole tekstu wersja filmowa, jeśli nie chce ci się czytać 🙂
Bardzo rozumiemy potrzebę posiadania przez dzieci dużo wolnego czasu. To prawda, dziecko w trakcie wykonywania różnych improwizowanych czynności, czy zwykłej zabawy – szczególnie z innymi dziećmi – uczy się zachowań, norm i tysiąca innych rzeczy. Dlatego tak bardzo cieszymy się z faktu iż udało się posłać Franka do szkoły Montessori – nie musi ślęczeć do późnej nocy nad pracą domową.
Ale zarówno on, jak i dziewczyny, są członkami naszej rodziny. Dlatego nie widzimy zupełnie powodu z którego nie mieliby mieć swoich rodzinnych obowiązków. Co więcej, uważamy, że to bardzo ważna część wychowania.
Dlaczego?
Po pierwsze to uczy ich odpowiedzialności za dom. Dom to miejsce, o które dbamy razem – każdy w swoim zakresie i każdy tak jak umie. Ale to nie hotel w którym wszystko robi obsługa. To dość logiczne, że czujemy się godpodarzami wtedy, gdy bierzemy na siebie nieco odpowiedzialności.
Po drugie większość obowiązków uczy właśnie tych rzeczy, które nimi są, a to zazwyczaj sprawy dość przydatne w dorosłym życiu. Przygotowywanie posiłków, utrzymywanie porządku, sprzątanie po sobie to rzeczy, które każdy człowiek powinien umieć i co do których nie powinien mieć wątpliwości. Spotkałem się już z podejściem rodziców „takie rzeczy nie są dla ciebie, skup się na nauce”, ale to chyba jakieś realizowanie chorych planów wobec dzieci. Nie wiem kim będą, chcę przede wszystkim ich szczęścia, chcę jednak by wyruszyli w dorosły świat z bagażem pełnym podstawowych umiejętności.
I wreszcie obowiązki to naprawdę może być niezła zabawa. Oczywiście nie wszystkie i nie zawsze, ale należy je naszym zdaniem tak przeplatać z innymi domowymi czynnościami, aby nie były jedynie postrzegane w kategoriach kary, czy przeszkody w czym innym.
Jakimi zasadami się kierujemy?
Naturalna konsekwencja. Nabrudziłeś – posprzątaj. To chyba najprostsza konsekwencja, a jedynie najtrudniejsza do wyegzekwowania. Tu jednak pozostajemy nieugięci, poza specjalnymi wyjątkami gdzie rzeczywiście nie ma czasu. Dzieciaki są tu niesamowicie kreatywne i przerzucają się winą, próbują kombinować, to nie ja, to on, to ona, i tak dalej. Trudno, posprzątanie po sobie i utrzymywanie w miarę czystego pokoju jest dla nas podstawą. Nie jesteśmy tutaj terrorystami – wiadomo, że pokój nigdy nie będzie idealnie wysprzątany. Natomiast staramy się, aby regularne sprzątanie stało się nawykiem – co szczególnie dotyczy ubrań, czy jedzenia wniesionego do pokoju. Zresztą tego wymagano już od dzieciaków w przedszkolu – w Montessori dziecko samo decyduje którą pomoc (czyli zabawkę edukacyjną) wybiera, o ile jest ona wolna i o ile odłożyło na miejsce poprzednią.
Nie płacimy. To temat, który jeszcze jest przed nami i nad którym będziemy chcieli się nie raz zastanowić – jak w odpowiedni sposób wychować dziecko ekonomicznie. Jednak podstawowe czynności, które wynikają z rzeczy które zrobiło dziecko, nie mogą być bezpośrednio nagradzane. Nie chcemy, by robiło to dla cukierka, większego kieszonkowego, czy dowolnej nagrody, tylko dla ukończenia tej czynności.
To chyba oczywiste, że obowiązki dostosowujemy do wieku. To nie jest zawsze proste – Franka i Lilę dzieli 2,5 roku różnicy i na początku stopniowaliśmy wymagania, natomiast coraz częściej padało sławetne „to nie fair”. Tu rzeczywiście potrzeba wyczucia i ustawiania odpowiedniego „handicapu” jak w sporcie – tak aby mimo wszystko było to fair. Opiszę za chwilę jakie rzeczy robią u nas poszczególne dzieciaki.
Ważne jest też, aby zadania do wykonania dzielić na mniejsze etapy. „Posprzątaj pokój” czesto przeraża – zresztą co tu dużo gadać, czasem przeraża także mnie 🙂 Wystarczy jednak pomóc dzieląc to na „schowaj najpierw wszystkie pluszaki i mnie zawołaj”, a następnie wyznaczyć kolejne podzadania.
Ubrania
Obowiązki zaczynają się już rano – Franek (7 lat) i Lila (5 lat) ubierają się sami. Budzą się zazwyczaj sami (chodzą dość wcześnie spać, rano otwiera się także żaluzja), wiedzą gdzie mają ubrania, myją zęby i ubierają się. W przypadku Lili to wyszło naturalnie od niej (już w wieku 4 lat), ona musi sama wybrać kreację na dany dzień, więc opanowanie tego było dla niej bardzo ważne.
W weekend, gdy dzieciakom zdarzy się wstać bardzo wcześnie, chcemy by Franek i Lila pilnowali, by Hela założyła chociaż skarpetki i nie biegała po domu boso. Hela (2,5 roku) nie ubiera się jeszcze oczywiście sama (choć mocno próbuje!).
W okresie kurtkowym chcemy, by dzieciaki wieszały kurtki na swoich wieszaczkach, aby buty nie stały na środku. Co ciekawe to bardzo dopinguje Helę, by robić to samo, siła przykłądu osobistego jest olbrzymia!
Kuchnia
Kuchnia to miejsce gdzie obowiązki najprzyjemniej mieszają się z przyjemnościami, a to oczywiście ze względu na gotowanie. Trudno mi nazwać gotowanie przez dzieciaki obowiązkiem, to raczej oni proszą mnie czy mogą dzisiaj razem ze mną przygotować kolację. Będę szczery, nie zawsze się zgadzam, bo wiem że to co najmniej godzina zabawy, dwa razy tyle zmywania i jeszcze co najmniej jedna kłótnia po drodze. Ale staram się im nie odmawiać. Franek ostatnio sam przygotował naleśniki – łącznie z pójściem do sklepu po składniki!
Właśnie – sklep. Dzieciaki już pół roku temu wyraziły chęć pójścia do sklepu. Mamy dość blisko, w tym jedno przejście przez osiedlową uliczkę. Franka puszczamy samego, Lila może iść, gdy idziemy za nią, Helena idzie z nami, ale koniecznie chce choćby nieść koszyk (co różnie jej wychodzi 😉 Franek ostatnio zdecydował, że będzie rano do sklepu chodził sam. W sumie nie ma w tym nic strasznego, ja chodziłem do tego samego sklepu po bułki – może gdy miałem 9, a nie 7 lat, ale skoro chce? W dodatku przełamuje swoje bariery, bo gdy nie może do czegoś dosięgnąć, prosi o to obsługę sklepu. I jest siebie bardzo dumny!
Franek też przygotowuje sobie rano płatki. To nieduży problem, Mary ma czas na poranne ogarnięcie Heli, a ja – siebie, bo odwożę rano dzieciaki. Co więcej, w weekendy bywa tak, że Franek przygotuje płatki dla całej trójki, co daje nam dodatkowe pół godziny wylegiwania się w łóżku 🙂
Dzieciaki lubią też wyciągać naczynia ze zmywarki, Hela czasem je podaje, a czasem po prostu wyciera blat i płytę indukcyjną – do połysku!
Zwierzęta
Zwierzątka to marzenia chyba każdego dziecka. U nas były już różne pomysły – od świnki morskiej, przez konia aż po sokoła. Na razie mamy tylko Denisa i to właśnie na nim Franek – chcący w przyszłości mieć jakieś zwierzątko – uczy się obowiązków. Franek musi dbać, my miska Denisa była zawsze pełna wody, żeby miał karmę, wychodzi też z nim czasem na spacery. Co więcej – sam zaproponował, że będzie sprzątał po nim kupę!
Ogródek
Ogródek to dla dzieciaków bardziej frajda niż obowiązki i niech tak pozostanie tak długo jak się da. Podstawowym obowiązkiem w lato jest sprzątanie zabawek porozrzucanych po ogródku. To w miarę konieczne – w nocy na trawnik wyjeżdża automatyczna kosiarka i jeśli zostaną one na środku, to zostaną z nich strzępy.
Franek i Lila mają też posadzone róże, których doglądają. Jesień natomiast to czas grabienia liści.
Podsumowanie
Trochę mieszają się u nas te obowiązki z przyjemnościami, ale chyba o to chodzi. Bez sensu jest obrzydzać je dzieciakom już na początku, trzeba jednak zdecydowanie wprowadzać je do planu dnia i tygodnia. Bez tego nie uda się wykształcić poczucia odpowiedzialności za dom, a mało co zbliża tak jak wspólna praca.