• 20 listopada, 2018
  • Michał Górecki
  • 0

Od pół roku nasza rzeczywistość zmieniła się dość mocno. Przynajmniej ta domowa. Po latach posiadania starej plazmy, która służyła głównie mojej Mamie gdy zostawała niańczyć dzieciaki, staliśmy się posiadaczami nowiutkiego telewizora LG ThinQ AI – a to za sprawą kampanii, w której wzięliśmy udział.

Nowy telewizor stał się nagle główną atrakcją salonu, nie tylko ze względu na to, że z rozdzielczości 720p przeskoczyliśmy nagle na 4K, ale także dlatego, że można nim sterować głosem, i ma wbudowane aplikacje Netflixa i YouTube, co dla dzieciaków jest sprawą kluczową.

Jak pisałem już nie raz – a pewnie pokrywa się to z Waszymi obserwacjami – dla naszych dzieci nie istnieje praktycznie coś takiego jak klasyczna telewizja. To znaczy jest ona dobra „z braku laku”, ale podejście VOD, czyli „oglądam to co chcę tu i teraz” jest tym jedynym, a teksty w stylu „dlaczego ja nie mogę decydować co leci” padły kiedyś z ust zarówno Franka jak i Lilki.

Jesteśmy więc w sytuacji w której pewnie jest większość z Was – mamy telewizor, mamy swobodny dostęp do tysięcy filmów, bajek, seriali i innych treści. To samo z dziećmi. Czy więc ich zamiana w telewizyjne zombie jest nieunikniona? Czy jedynym rozwiązaniem jest schowanie telewizora na strychu? Dziś opowiem jak sobie z tym radzimy, bo muszę przyznać, że pierwsze tygodnie były dość trudne, dzieciaki chciały oglądać wszystko i ciągle.

Świat ekranów

Ekrany są wokół nas. To nie ulega wątpliwości, dzieci obcują z nimi od malucha, zresztą widzą ciągle nas przyklejonych do szklanych szybek. Oczywiście możemy je zupełnie odizolować, ale prędzej czy później się do nich dorwą, chyba że zamieszkamy w głębokiej dżungli, lub wiosce amiszów.

Powiedzmy sobie szczerze – nie mamy pojęcia jak wpłynie to na rozwój naszego społeczeństwa. Sam ekran nie jest złem, kluczowe jest CO oglądamy, a także KIEDY oraz JAK DUŻO oglądamy. W przypadku dziecka kluczowe jest także OD KIEDY.

Cukierki i lenistwo

Ale zanim przejdę dalej, chciałbym napisać kilka zdań o naszej niedoskonałości i lenistwie. Otóż w teorii spotykam wielu mądrych rodziców. W internecie większość z nas wydaje się rozważna i działająca przez pryzmat celów wychowawczych. A potem wkracza rzeczywistość w której często jesteśmy zmęczeni, zniecierpliwieni i po prostu poddajemy się wciskając dziecku ekran przed oczy. I ja to rozumiem, ale… do czasu. Posadzenie dziecka przed tabletem, czy telewizorem MOŻE BYĆ czasem ulgą i pewnie większości z nas to się zdarzyło, gorzej gdy zdarza się to nagminnie. To jak ze słodyczami – nie ma niczego złego w poczęstowaniu dziecka słodyczami od czasu do czasu, ale wyobrażasz sobie, że serwujesz mu cukierki codziennie na obiad?

Niestety nierzadko można spotkać rodziców, którzy regularnie karmią dzieci oglądające bajki na tablecie, czy dające im telefon z grami gdy tylko lekko się znudzi. I na to nie ma już usprawiedliwienia, tak samo jak na futrowanie go codziennie dużymi ilościami słodzonych napojów.

Od kiedy?

Pierwszą kluczową kwestią jest kiedy dziecko powinno zacząć oglądać telewizję, czy bajki na tablecie (później wyjaśnię pewne różnice, na razie traktujmy ekrany tożsamo). My zaserwowaliśmy bajki Frankowi zbyt wcześnie z kilku powodów.

Po pierwsze Franek jako pierwsze dziecko na tyle przeorał nam życie, że zupełnie nie widzieliśmy jak sobie z tym radzić. Dlatego dla ciszy w samochodzie puszczaliśmy mu bajkę na playerze do płyt, a w domu często puszczaliśmy mu Baby TV. Jeszcze gdy miał niecały rok. Po drugie nie mieliśmy jeszcze tej wiedzy, którą mamy dziś. Amerykańskie Towarzystwo Pediatryczne twierdzi, że dzieci poniżej 2 roku życia w ogóle nie powinny oglądać telewizji, czy bajek na innych ekranach! Dlaczego? Do 18 miesiąca dzieciaki nie są w stanie odróżnić świata rzeczywistego do tego pokazywanego im na ekranach.

Ważne jest też to, czego w tym czasie NIE robią. A więc nie uczą się obserwacji świata rzeczywistego. Interakcje z ludźmi, ton głosu, dotyk, i inne sprawy. Kolejna sprawa to emocje – bajki często naszpikowane są kolorami, dźwiękami i innymi emocjonalnymi przekazami, a taki ładunek to coś z czym mózg dziecka nie może sobie często poradzić. A potem dziwisz się, że nie może spokojnie spać 🙂

W końcu zostaliśmy skuszeni przez różne super-duper programy dla kilkumiesięcznych dzieci, które rowijają ich mózg. Teraz wiemy, że to marketingowy bełkot, a dziecko więcej nauczy się po prostu rozmawiając z rodzicami i spędzając z nimi czas. To oczywiście nie jest tak, że Franek siedział non stop przed ekranem, ale dziś praktycznie w ogóle byśmy z tego zrezygnowali. Ja wiem, że to dla wielu rodziców szok, ale poczytajcie o tym więcej, to prawda. Nie mówiąc już o oglądaniu w trakcie jedzenia, które jest złe z innych powodów – zaburza procesy łaknienia.

Ile?

Druga bardzo ważna kwestia to czas spędzony przed ekranem. To samo towarzystwo sugeruje, by dzieci od 2 do 5 roku życia spędzały maksymalnie godzinę dziennie na elektronicznej rozrywce. I to moim zdaniem ma sens. U nas prawdę mówiąc nie ma zbytnio czasu na telewizję normalnego dnia – dzieciaki wracają do domu po 17.00, później w zależności od dnia mają różnego rodzaju zajęcia pozalekcyjne. A to z nas, które zostaje w domu z pozostałymi dzieciakami stara się spędzić z nimi czas wspólnie. W końcu to realnie jedyne 2-3 godziny spędzane razem! I tak, czasem będzie to telewizja, ale o tym w następnym punkcie. Choć często (co widzicie po wrzucanych przeze mnie zdjęciach) będzie to wspólne gotowanie.

Są dwie sytuacje w których czas ekranowy wydłuża się – to niektóre weekendowe poranki, w które ciężko nam się zwlec z łóżka, a także wizyty gości i wspólne oglądanie czy granie na konsoli. Wtedy rzeczywiście jesteśmy bardziej pobłażliwi, ale nawet wtedy widzimy, że zbyt długie granie powoduje wzrost emocji i choćby kłótnie między nimi. Dlatego wtedy też staramy się iść na spacer, wygonić ich – zależnie od pory roku – do ogródka, czy do zwykłych analogowych zabawek.

Konkurencja

Bo wiecie co jest najgorsze w elektronicznej rozrywce? To, że ciężko czemukolwiek z nią konkurować. I dobrze to wiecie. Bo nawet dorośli często rezygnują z analogowego hobby (ile z Was ma jakieś hobby?  Jakie?) na rzecz kolejnego wieczora przy serialu. A potem dziecko mówi słynne „nudzi mi się” i „nie mam nic do roboty”, co realnie oznacza „chcę oglądać Youtube / Netflixa / TV / grać”. A to zła sytuacja, o tym pisałem już nie raz, mózg dziecka rozwija się lepiej gdy robi coś więcej, niż odbieranie przekazu z ekranu.

Razem!

Doszliście już do tego miejsca w tekście i możecie zastanawiać się „po co on wplata telewizor w tekst o tym, że oglądanie to zło?!”. I tu Was zaskoczę. Troszeczkę. Bo wcale tak nie uważam. Otóż jest jedna bardzo ważna kwestia, która odróżnia oglądanie telewizji, czy innych rzeczy na większym ekranie od sytuacji w której każdy wgapiony jest w swój mały ekran. Co różni te obrazki…

Od tego?

Oprócz tego, że tamte są jaśniejsze i ze stocka? 😀

 

No właśnie. Do mnie doszło to stosunkowo niedawno, choć to przecież oczywiste. Bo czym różni się – wśród dorosłych – sytuacja w której każdy siedzi zatopiony w świecie swojego telefonu od wspólnego oglądania Przyjaciół?

Robimy to WSPÓLNIE. Reagujemy. Komentujemy. Przeżywamy. Owszem, fajnie jest też razem pograć w planszówki, ale mimo wszystko wspólne oglądanie to pewnego rodzaju przeżycie TOWARZYSKIE.

Dlatego zamiast wkładać dziecku tablet czy telefon w rękę, staramy się oglądać telewizję wspólnie. Telewizję rozumianą oczywiście jako dowolne treści video. I tak ja rozwijam swoją więź z Frankiem oglądając wspólnie Marvela, z dziewczynami przechodzę razem przez (współczujcie!) Dorę, czy (lepiej!) Pippi, Emila albo Dzieci z Bullerbyn. Oglądamy razem, tłumaczymy, rozmawiamy, obserwujemy reakcje. Jesteśmy RAZEM.

Dlatego do mojego tradycyjnego namawiania Was do limitowania dzieciakom czasu ne elektroniczną rozrywkę dorzucam jeszcze jedno – róbcie to razem. Oglądajcie kino familijne, siedźcie obok siebie, rozmawiajcie, cieszcie się wspólnie. Popkultura może być świetną rozrywką, jest mnóstwo motywów, które edukują, czasem trzeba tylko coś wytłumaczyć, a czasem po prostu spędzić czas razem.

I tak oto odkryliśmy na nowo magię telewizora, który używany z głową może być całkiem fajny.