
„Wszystko się ułoży”. Taką nadzieję miałem jakieś dwadzieścia lat temu, gdy wydawało się, że życie sprzysięgło się przeciwko mnie. Te wszystkie związki, które się rozpadały, uczelnie, które nie były do końca tym czego poszukiwałem. Patrzyłem na te rozsypane elementy układanki i miałem nadzieję, że to wszystko jakoś się dopasuje.
Dopasowało się. Sam w sumie nie wiem kiedy, ale wszystko się ułożyło i zaczęło działać tak jak powinno. Oczywiście nie w stu procentach tak jak tego bym chciał, ale przecież nie mogę na nic narzekać. Jedynie na to, że… prędzej czy później codzienność zamienia wszystko w mechaniczne powtarzanie pewnych czynności, wszystko staje się automatyczne, normalne i zwyczajne. Ot, życie na autopilocie.
Czas skutecznie zabija całą magię. Magię, która kiedyś nadawała sens naszemu życiu. Chemia w związku wypala się i nie ma na to rady. Świat przestaje aż tak bardzo fascynować, coraz trudniej nam ekscytować się wszystkim jak dzieci. I choć zawsze staram się bardzo temu przeciwstawiać, to nie zawsze to wychodzi.
Przeczytałem dawno temu, sam już nie wiem gdzie, całkiem ciekawą poradę – podaruj sobie co jakiś czas odrobinę luksusu i oderwania od rzeczywistości. Pamiętacie taką reklamę z lat 90? Reklama mydła z hasłem „podaruj sobie odrobinę luksusu”. „Janie, Bermudy!” Na Bermudy raczej w najbliższym czasie nikt z nas nie poleci (a jak poleci, to gratuluję!), ale trochę tej magii warto sobie sprawić samemu.
A wiecie jak to jest z magią – ona jest cholernie czuła na detale. Wystarczy, że źle ruszysz ręką i czar nie wychodzi. Tu nie jest inaczej.
„It’s all about details, freckles” mówił Sawyer do Kate w serialu LOST. I tak właśnie jest. Jeśli chcesz odrobinę magii, to rzeczywiście wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. A z czasem coraz trudniej tego dokonać. No bo jak tu wykrzesać magię w kuchni, w której codziennie spieszymy się ze śniadaniem, albo kłócimy o to kto posprząta? W kuchni, w której walają się jakieś zabawki dzieci, których nie masz siły sprzątnąć? Przecież dobrze wiecie, że nasza kuchnia nie wygląda zawsze tak jak na zdjęciach, które wrzucamy do sieci. Rzeczywistość jest bardziej brutalna 🙂

Staramy się wykrzesać choć trochę tej magii i dobrze wiem, że coraz z nią trudniej. Kiedyś wystarczyło wyskoczyć do kina, albo na starówkę i magia zjawiała się sama. Mimo wszystko postarajcie się, warto, choć obie strony muszą być świadome w tym względzie, inaczej będzie jak w tym dowcipie, w którym żona pragnąca wprowadzić trochę urozmaicenia wyskoczyła zza szafy w lateksowym stroju, a mąż nie odrywając wzroku od gazety spytał: „Co na obiad, Batmanie?”
Gdy podczas naszego wyjazdu na Kanary trzy lata temu, miałem zorganizować kolację w 30 urodziny Marysi, wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Restauracja była akurat zamknięta, nie było żadnej fajnej z widokiem na morze, bez kiczu turystycznego. W końcu udało mi się skombinować prześcieradło, które użyłem zamiast obrusa i kupić świece w markecie. Chyba się udało 🙂
Święta
Święta. Święta to okres w którym magia przychodzi najłatwiej. Bo w większości naszych domów ta świąteczna magia właśnie istniała. I ja ją doskonale pamiętam – nie tylko dlatego, że jestem sentymentalny, ale także dlatego, że Mama, czy Babcie ZAWSZE dbały o najdrobniejszy detal. Tak, teraz to doceniam, choć gdy miałem naście lat, chciałem jak najszybciej zjeść tę kolację, otworzyć prezenty i pobiec do kompa.

Wszystko – od wysprzątanego domu, przez śnieg za oknem, lampki na drzewie zawieszone przez Tatę, pięknie ubraną choinkę (i jej zapach!), garnki, które stały na kuchni od dwóch dni.

Muzyka – uwielbiam te wszystkie świąteczne kawałki, lubię nawet „Last Christmas”, choć ostatnio jest obiektem śmiechów, mnie kojarzy się ze świętami przełomu lat 80 i 90. O, tu mam nawet własną playlistę:
Dziś jest chyba trudniej. Nie wiem, mam wrażenie, że codzienność jeszcze bardziej wyrywa nas z magii, że przez ten pośpiech i życie w biegu stajemy się zwykłymi mugolami. Przez spędzanie czasu w necie, a już na pewno przez brak śniegu na święta. A może to zawsze było tak trudne, a my po prostu musimy teraz mierzyć się z tym jako dorośli?

Święta to magia zapachów i smaków. Nie będę oszukiwał – smakowo wolę Wielkanoc. Bo więcej mięsa 🙂 Nie jestem specjalnym fanem zupy grzybowej, czy kapusty z grzybami, wolę kaczkę i schab. A na Wigilię jednak jest u nas ciągle bez mięsa. Ale magia – choć Wielkanoc jest niby ważniejsza w naszej wierze – jest silniejsza teraz. To jednak Święta Bożego Narodzenia są tymi świętami bardziej magicznymi. Bo prezenty, bo śnieg (kiedyś), bo choinka, bo sam nie wiem co?
Zapachy, smaki, wszystko.
A jak zapachy to oczywiście pierniczki. Nasze już gotowe. Pierniczki u nas to w ogóle specjalne wydarzenie, bo towarzystwo Mary znane już z harcerstwa od zawsze uwielbia robić razem pierniczki. To rytuał, który odbywa się od wielu lat – dzieciaki, które miały po kilka lat gdy przychodziły tam po raz pierwszy mają już po naście lat. Świat się zmienia, a pierniczki zawsze są!

U nas na święta nigdy nie było alkoholu. Nie kojarzę domowych świąt z winem, a szczególnie z wódką. Ale czasy były inne, wino było gorsze, dziś nie odmawiamy sobie odrobiny grzańca, zresztą zapach goździków i cynamonu tak pasuje…

Pamiętaj o magii. Nie na codzień, bo się upowszedni. Ale co jakiś czas. Potrzebna jest nam ta magia – zarówno dla dzieciaków, by miały piękne wspomnienia, jak i dla nas, dla naszych związków. By przetrwały coś więcej niż zrobienie potomstwa. Magia świąt, ale także magia dla nas, może wspólna randka raz na jakiś czas, a może po prostu spacer. Ale jak to, tak po prostu spacer z żoną? A może kino. A może… no dobra. Nie będę zbyt wiele podpowiadał.
Mugolski świecie, nie zniszczysz mnie do końca. Nie dam się. Wy też się nie dajcie. Wesołych Świąt!
Wpis powstał w ramach naszej całorocznej współpracy z marką Hotpoint.