O pieluchach, kupie, restauracjach, kulturze, zblazowanych DINKS-ach i kulturze osobistej

O pieluchach, kupie, restauracjach, kulturze, zblazowanych DINKS-ach i kulturze osobistej

Wyborcza postanowiła rozpętać burzę w temacie kupo-mamowym, gdyż jak wiadomo całość całkiem fajnie się klika, szczególnie jeśli spolaryzuje się dwie grupy. A już gdy do dyskusji zaprzęgnie się matki – burza, to znaczy odsłony murowane. Pozwólcie więc, że ja też zabiorę głos w tym temacie – głos ojca. Ojca trójki dzieci.

Ale najpierw… o co chodzi? Tym razem o przewijanie w miejscach publicznych, a dokładniej restauracji. Pewna pani – świadek publicznego przewijania dziecka w restauracji, postanowiła to opisać, przy okazji dokładając sporo od siebie – właściwie mówiąc matkom żeby siedziały z rycząco-śmierdzącymi bachorami w domach. Niech siedzą, przecież „normalni“ ludzie muszą mieć trochę spokoju! Tekst pełen był straszliwych bzdur w stylu „niech przewinie w domu zanim wyjdzie“, pozwólcie że nie będę się do nich odnosił, bo szkoda czasu.

1. Żeby było jasne – jestem przeciwny publicznemu przewijaniu dzieci. Z dwóch powodów. Po pierwsze szanuję prywatność moich dzieci. Nie chcę by świeciły gołym przyrodzeniem przed obcymi ludźmi. Dziecko ma też prawo do intymności – ono nie ma jeszcze zdania na ten temat, więc my decydujemy za nie. Z tego samego powodu staramy się, by dzieci nie biegały bez majtek po plaży. I nie chodzi o „pedofili robiących zdjęcia z ukrycia“. Chodzi o wszystkich.

2. Po drugie – chociaż kupa jest czymś całkiem normalnym u małego dziecka i trudno wymagać od takiego małego ssaka, by jakkolwiek kontrolował swoje potrzeby fizjologiczne, to jednak nadal pozostaje ona czymś obrzydliwym, szczególnie dla osób postronnych. I jeśli przewijamy dzieci – a robiliśmy to w różnych warunkach – to staramy się, żeby było to jak najmniej uciążliwe dla otoczenia. Tak, to prawda, są matki zdające się krzyczeć do wszystkich z pieluchą pełną kupy w ręku – TA OBSRANA PIELUCHA JEST SYMBOLEM MOJEGO MACIERZYŃSTWA I MAM DO NIEJ PRAWO! Otóż prawo masz, ale uważaj na inne osoby, szczególnie, SZCZEGÓLNIE w restauracji na miłość boską! Nie chciałbym mieć żadnej kupy podczas jedzenia – ani na widoku, ani na węchu.

3. Po trzecie nie uznaję tego jako formy „mszczenia się“ za brak przewijaka. Owszem, brak przewijaków, szczególnie w męskich toaletach jest karygodny, ale takie postępowanie jest bez sensu. To nie wina bogu ducha winnej osoby wcinającej właśnie kotleta. Zawinił właściciel obiektu, mścimy się na kliencie.

4. Dobrze, ustaliliśmy już kwestie kultury. Przejdę więc na drugą stronę i odniosę się ogólnie do różnego rodzaju wymysłów izolowania rodziców od reszty świata. Moje drogie antydzieciowe DINKS-y! (DINKS – Double Income No Kids, żeby było jasne odnoszę się tylko do tych antydzieciowych) Świat nie należy do was. Zupełnie. Obraliście sobie taki, a nie inny styl życia, być może z musu, być może z własnej woli. Szanuję to i toleruję. Ale to dzięki dzieciom powstają kolejne pokolenia – tak było i będzie, chyba że ktoś wymyśli inny sposób rozmnażania ssaków. Wasze geny zostaną w tym pokoleniu i dalej sobie nie powędrują. Nie chcę stawiać posiadania dzieci na jakimś piedestale męczeństwa, ale tak to po prostu jest na świecie – małe osobniki SĄ immanentną częścią naszej cywilizacji. Czy tego chcecie czy nie.

I tak, zachowują się one w sposób specyficzny. Najpierw nie kontrolują fizjologii, potem potrafią być kapryśne, potrafią psocić i robić dużo, dużo rzeczy uważanych przez dorosłych za głupie. Może jesteście w stanie przypomnieć sobie jak to było gdy byliście mali – byli fajni dorośli którzy was rozumieli, były też takie stare pierdolce, takie sztywniaki które wymagały od was nie wiem czego. Dzieci mają prawo iść do restauracji. Dzieci mają prawo iść do kawiarni, czy na miasto. Dziecko jest takim samym człowiekiem jak wy – może mniejszym, słabszym, trochę mniej rozgarniętym. To nie znaczy, że gorszym. Nie może robić wszystkiego, nie może robić niektórych rzeczy zarezerwowanych dla dorosłych, ale nie izolujmy ich od świata.

A na pewno prawo do pełnego uczestnictwa w życiu publicznym mają rodzice. I sorry, krew się we mnie gotuje, gdy zblazowany samotnik, który zastąpił sobie dzieci kotami, strofuje wszystkich naokoło, bo chce sobie poczytać książkę nad swym sojowym latte i książką – a dzieci w koło mu przeszkadzają. Drogi panie, droga pani! Może to TY powinieneś zamknąć się w domu, jeśli potrzebujesz ciszy. Uwielbiam kraje południa Europy między innymi za to, że całkiem normalne jest tak to, że dzieciaki są wszędzie – krzyczą, grają w piłkę, biegają, psocą. Północy w sumie też – wystarczy spojrzeć na Skandynawię.

5. Nie izolujmy rodziców i dzieci. Izolujmy osoby, które nie potrafią się zachować. Niezależnie od tego czy z dziećmi, czy bez. Tak, mam trójkę dzieci – bywamy z nich w różnych miejscach, byliśmy dziesiątki razy w restauracjach, schroniskach, hotelach, muzeach i innych miejscach. Staramy się by były grzeczne i zachowywały się odpowiednio do sytuacji, by nie przeszkadzały zbytnio innym. Mocno strofujemy je, gdy się wydzierają, jeśli sytuacja jest krytyczna – wychodzimy. Dobre zachowanie to kwestia o wiele, wiele szersza. Osoba która nie potrafi się zachować jako rodzic, nie reaguje zupełnie na to co robią dzieci, pewnie nie ma wyczucia także w innych kwestiach. Parkuje tam, gdzie nie powinna „bo jej wolno“, czy w inny sposób łamie reguły społeczne. Wykluczanie rodziców, czy dzieci odgórnie to po prostu dyskryminacja. Wykluczmy też osoby starsze, bo mlaskają i czasem śmierdzi od nich moczem. Wykluczmy może także dorosłych, bo często się nie myją, śmierdzą, głośno gadają przez telefon w miejscach publicznych i robią miliony innych rzeczy.

Życie w stadzie to bardzo trudna sztuka. Potrzebna do tego jest kultura, wyczucie, dyplomacja i wiele innych przymiotów, niestety niezbyt u nas powszechnych. Widać to na drogach i w wielu innych sytuacjach. Przestrzegam przed zbyt prostymi rozwiązaniami. Są zazwyczaj po prostu prostackie.

P.S. Tak, jak najbardziej akceptuję miejsca bez dzieci. Puby, kluby czy inne tego typu miejsca. Ale nie szalejmy.

P.S.S. Gazeto! Z jednej strony tak dzielnie walczysz o równouprawnienie kobiet, a z drugiej strony tak często chcesz zepchnąć matki do siedzenia w domu, przy garach. Nieładnie.