
Ślub i wesele to jedne z ważniejszych wydarzeń w życiu. Oczywiście dla tych, którzy się na nie decydują 🙂 Jak już pisałem wcześniej – dla nas wzięcie ślubu było rzeczą dość oczywistą, chcieliśmy też, żeby było wzniośle. Lubię kiedy pewne wydarzenia są odskocznią od codzienności i są wyjątkowe – a na pewno dzień w którym wiąże się oficjalnie z drugą osobą takim właśnie dniem jest.
To nie ma być dokładny poradnik – ale skoro piszę po kolei o naszych rozterkach, to trudno nie wspomnieć o ślubie i jego planowaniu. Póki pamiętam 🙂
U nas wszystko przebiegło dość szybko, także po zaręczynach. Jak już pisałem – od poznania się do zaręczyn minęło trochę ponad rok, a datę ślubu wyznaczyliśmy sobie na wrzesień – tego samego roku. Tak, w maju. Tak, pół roku. Tak, wystarczyło. Serio. To czego chcieliśmy uniknąć to właśnie zbyt długich przygotowań. Może niektórych to kręci, ale my znaliśmy historie o rocznych, czy nawet dwuletnich przygotowaniach i po prostu stwierdziliśmy, że tego nie chcemy. Chcieliśmy więc ten okres maksymalnie skrócić. Czy wszystko zrobilibyśmy tak samo? Nie do końca. A więc po kolei.
Ślub z żoną, czy z mamą?
Zanim zaczniemy. Uwaga. Z kim bierzesz ślub?
To głupie pytanie, ale czasem mam wrażenie, że rodzice mają więcej do gadania niż państwo młodzi. Więc jasno to określcie. Zanim będzie za późno. Sorry, to jest wasz ślub, a nie waszych rodziców, babci, czy ciotki. To WY decydujecie. Jak dacie wejść na łeb rodzinie, to potem będzie tylko gorzej. Chłopaku, dziewczyno! Jeśli już na początku bardziej liczysz się ze zdaniem swojej mamusi niż żony/męża, to się ogarnij. Może za wcześnie na ślub? Może jeszcze pomieszkasz z rodzicami? 😛 Podejmujcie te decyzje RAZEM. To WY macie zaraz stworzyć rodzinę. Wy, we dwójkę. Nie w trójkę, czy w piątkę, albo szóstkę 😉
Owszem, warto liczyć się ze zdaniem rodziców, warto pamiętać, że to dla nich ważne wydarzenie, ale warto wyraźnie zaznaczyć, że WY decydujecie. Kropka.
Cywilny czy kościelny?
To chyba nie jest punkt co do którego trzeba specjalnie się rozpisywać – wierzący biorą ślub kościelny, niewierzący – cywilny. No dobra, nie jest to takie proste. Mnóstwo osób niewierzących bierze ślub kościelny, bo „jest jak w filmie“ i „jest bardziej uroczyście“. Dla mnie to trochę dziwne – to tak jakbyśmy brali ślub hinduski albo prawosławny, bo mają więcej kolorytu 🙂 Ale ok, ok, jak chcecie – wasza sprawa. A jeśli nie możecie oprzeć się swojej rodzinie – patrz punkt 1.

Jeśli decydujecie się na ślub cywilny – pamiętajcie, że one też mogą być fajne. Siostra Mary brała ślub cywilny w ogrodzie pałacowym pod Wrocławiem – nie było to ani specjalnie drogie ani bardzo trudne. A było naprawdę super. Niektóre śluby w USC trwają 3 minuty i są mniej wystawne od obrony pracy magisterskiej. Kaman! Postarajcie się. Chyba, że rzeczywiście to tylko formalność dla was – luz, rozumiem.
Wybór kościoła
My wybraliśmy kościół św Jacka w Warszawie. Nie wiem czy można tak mówić, ale lubimy Dominikanów jako jeden z bardziej myślących zakonów Kościoła Katolickiego i wiedzieliśmy, że nie będzie nam udzielał ślubu ksiądz, który pół godziny na kazaniu ględził o polityce i Harrym Potterze. O dziwo, było miejsce. Podobno tak trudno znaleźć zacny kościół w mniej niż rok. Bzdura. przynajmniej w Warszawie. Warto też upewnić się jakie są odstępy między ślubami – nie lubię zbytnio jak jest ślub po ślubie, od razu. Trochę jak w McDonaldzie to wygląda.
Strój pana młodego
Pan młody ma dość mały wybór. Właściwie trzy opcje – garnitur, frak lub smoking. Oczywiście teoretycznie jest ich więcej, można nawet założyć odświętny dres:

Ale podstawowy wybór jest właśnie taki. U mnie frak odpada – wygląda on dobrze tylko u wysokich osób. Ja wyglądałbym jak Pingwin z Madagaskaru. Postawiłem na smoking – chciałem poczuć się trochę jak James Bond 🙂 Bez sensu było kupowanie go, więc po prostu wypożyczyłem go. I tak nie założyłbym go raczej już nigdzie, rzadko bywam na rautach w ambasadach. Garnitur – nie chciałbym go także kupować, dziś rzadko się je nosi, szczególnie ślubne. Styl się mocno luzuje.

Strój panny młodej
Tutaj, z tego co się orientuję jak to bywa u innych, też postąpiliśmy dość ekspresowo. Jeden wieczór z laptopem, wybraliśmy kilka modeli, pojechaliśmy do sklepu i ku oburzeniu pań, które umówiły się pół roku wcześniej, po prostu z marszu poprosiliśmy o wybrany model sukienki. Mary ją przymierzyła, oceniłem ją fachowym okiem, to samo nasze obie mamy – OK. Trwało to może 30 minut. Serio 😀
(Pewnie będą pytania, więc sukienka to hiszpańska Pronovias)

Sesja zdjęciowa
Chcieliśmy oczywiście, by nie było zbyt drogo. Ja miałem farta – mój bardzo dobry kumpel Marcin jest zawodowym fotografem i zgodził się robić foty, za symboliczną opłatę. Zdjęcia są super, jedyne czego żałuję, to fakt, że nie zrobiliśmy jakiejś bardziej wykręconej sesji – w sensie w jakichś totalnie dziwnych plenerach. Ale nie było na to czasu zbytnio prawdę mówiąc. Teraz z perspektywy czasu pewnie chciałbym to zrobić po ślubie, na spokojnie. Bo tak:
- w sobotę, w dzień ślubu, było jednak dość mało czasu – ślub odbywał się o 13.00 a to oznaczało bardzo mało czasu 🙁
- w niedzielę fryzura Mary była już rozpleciona, więc wyszło bardziej casualowo, ale wciąż fajnie. Teraz pewnie chciałbym jeszcze jedną sesję. Może zrobimy sobie na 10-lecie 🙂


Warto obejrzeć przedtem foty które robi dany fotograf i być pewnym, że poradzi sobie także na ślubie, bo to nie są typowe zdjęcia. Nasze – zarówno ze ślubu jak i wesela są super!


Samochód
My wypożyczyliśmy starą Wołgę – nie był to olbrzymi koszt, a było trochę funu. Teraz pewnie też nie inwestowałbym specjalnie w bardzo drogie furacze, ale wybrał właśnie coś nietypowego.

Video
Chociaż pomysł kręcenia ślubu może wam się wydać bezsensowny, pomyślcie ile dalibyście za nagraną na video ceremonię ślubu waszych dziadków 🙂 Ja oczywiście nawet nie mam nagranego ślubu rodziców – to był 1975 rok 🙂 Bardzo namawiam, nie musicie tego oglądać od razu, ale po latach będzie to skarb.
Tu też nam się poszczęściło – mój wujek zajmuje się videofilmowaniem. Choć szczerze – my całego filmu nie obejrzeliśmy chyba nawet dwa razy 😉
To co na pewno chciałbym zrobić gdybym cofnął się w czasie, to fajny ślubny videoclip. Choć w 2007 robiło to dość mało osób. Dziś filmowanie w HD, slo-mo, cross process, efekty, muzyka – widziałem naprawdę boskie filmy! Może to znowu pomysł na 10-lecie 😉
Wesele czy obiad? Kogo zaprosić?
Dochodzimy do bardzo ważnego, wręcz kluczowego punktu. No właśnie. U nas było dość tradycyjnie – zrobiliśmy wesele, w restauracji, zaprosiliśmy zarówno rodzinę jak i znajomych. W sumie 120 osób. To jest zazwyczaj największy wydatek i prawdę mówiąc niezawsze potrzebny. Dlaczego?
Nie chcę narzekać, bo naprawdę się udało. Knajpa była super, nie było bardzo drogo, był fajny klimat, tańce hulańce, fun fun fun. Ale na takie wesele schodzi mnóstwo kasy, jedzenia jest ZAWSZE za dużo, i nie da dogodzić się na raz rodzinie i znajomym. Pierwsi pewnie wolą jakieś klimaty lat 70, czy też czasem disco-polo, drudzy często zupełnie co innego. W ostatnich latach obserwuję więc trochę inne rozwiązania.

Rodzinę trzeba zaprosić, ale tu zrobilibyśmy obiad. Normalny obiad trzydaniowy – normalna osoba nie jest w stanie więcej zjeść. Trochę alkoholu, całość może trwać powiedzmy 3 godziny.
Natomiast wieczorem – impreza dla znajomych. Niektórzy robią ją nawet innego dnia, ale pewnie wolałbym to zrobić wieczorem. Wtedy zaczyna się trochę później, a goście mają kilka godzin przerwy i mówiąc krótko, mogą sobie w tym czasie zjeść 🙂 Dlatego, że na imprezie wieczornej tego typu nie wjeżdża się co chwile z gorącymi daniami jak na weselu. Tego jest zawsze za dużo! Rosół, flaki, bigos, schbowe, golonka i tak dalej, i tak dalej. Owszem, to jest fajne ze strony uczestnika 🙂 Ale kosztuje. I tak na serio – kto tyle je?! Nawet gdy się tańczy i pije.
Tak więc impreza wieczorna byłaby raczej przekąskowa, zupa na gorąco, może gulasz, przekąski, na pewno barmani i jakieś fajne drinki – ale bez przesady (też sporo kasy). Na pewno nie tylko wóda, wóda, tym bardziej że ja wódki nie lubię.
Aha, jeśli ktoś z rodziny chciałby przyjść – fine. Tylko tam byłby raczej dubstep, czy rock, a nie disco-polo, czy biesiada.
Zespół, czy DJ?
Opisałem w poprzednim punkcie jakby to wyglądało dziś, ale zazwyczaj, gdy robimy klasyczne wesele, mamy do wyboru DJ-a lub zespół. U nas wybór był prosty – większość zespołów weselnych tak kaleczy piosenki, że moje ucho nie jest w stanie tego wytrzymać. Szczególnie angielskie. Skoro mają w śpiewniku rozpisane fonetycznie… 😀 Oczywiście nie wszystkie zespoły. Oczywiście są takie bardzo dobre. Są dzisiaj nawet wesela z kapelami punkowymi, rockowymi i inne wypasy. To wszystko też kwestia gustu, niektórzy mogą lubić takie klimaty po prostu. Mimo wszystko – raczej wolałbym oryginał. Warto ustalić z DJ-em repertuar, żeby nie było niespodzianek.
Oczepiny i inne takie
Tu kolejny drażliwy temat, czyli czy wyciągać jajka przez nogawkę czy nie 😉 Ja tam nie mam dużego problemu z zabawami, jeśli jest na nie faza na sali. U nas było mnóstwo znajomych i młodego kuzynostwa, więc było spoko. Ale zabawy w stylu „spocony wujek Zenek obmacuje młode dziewczyny wkładając im butelkę między nogi“ – nie, sorry. Słabe trochę 🙂
Mówiąc brutalnie – opłaca się zrobić trochę zabaw ze zbieraniem kasy. Chyba, że ktoś unosi się honorem. Często na początku się nie przelewa – u nas tak właśnie było. A mieliśmy potem super podróż poślubną na Kanary 🙂 Chociaż były tylko podstawowe oczepiny – zbyt dużo zabaw nie mieliśmy.
I to chyba tyle złotych porad. A co najważniejsze koniec moich poradnikowych notek przedślubnych. Następne będą już o tym co działo się po magicznym założeniu krążka na palec 🙂