Samolot odlatuje wieczorem, więc mamy jeszcze cały dzień na spędzenie czasu na wyspie. Ja jak zwykle włączam mój „tryb świadomości” – bardzo go lubię i polecam go wam wszystkim. Siedzę sobie na basenie, obserwuję lazurową toń wody w basenie i granatowy ocean rozciągający się za nim i uświadamiam sobie, że jeszcze tu jestem. Własnie teraz, w tym momencie, w tej chwili. Przeszłość jest tak długa, przyszłość jeszcze dłuższa, a teraźniejszość trwa tylko mgnienie oka. Będę tęsknił za tym wyjazdem, już niedługo stanie się on historią, a teraz jeszcze tu jestem, jeszcze tworze jego historię, jeszcze moge napawać sie każdą jego sekundą. Oddycham głęboko i staram się wszystkimi moimi zmysłami chłonąć chwilę. Carpe diem.
Ponieważ (Górecki, nie zaczyna się zdania od „ponieważ”! :P) zdawałem sobie sprawę że okres aktywniejszego spędzania czasu już minął postanowiłem przekonać żeńską część wycieczki do spędzenia tego dnia na plaży a nie na basenie (chociaż tyle). Marta koniecznie chciała jechać na Cofete, ale pomysł spotkał się z chłodną kalkulacją Marysi i (całe szczęście) wyparował 🙂 Przypomnę, że Cofete to ta plaża za dłuuuuugą i krętą drogą na samym południowym czubeczku wyspy. Corralejo też jest za daleko, zdecydowaliśmy się więc pojechać na najbliższą Playa de Sotavento.
Dziś przekonaliśmy się na własnej skórze dlaczego Brytyjczycy przyjeżdżają tu w październiku a nie w czerwcu. Do Oasis Parku wybraliśmy się chyba w najgorszy możliwy dzień – w straszny upał i w dodatku w sobotę. Tłumy wycieczek pełne wydzierających się dzieciaków co chwilę potrącały nas łokciami, a wielkie 100 kilowe turystki stawały przed nami blokując widoki na atrakcje. Masakra.
Dziś katamaran. Dla tych mniej żeglarsko obeznanych dodam, że to typ łodzi żaglowej składającej się z dwóch pływaków i jednego masztu 🙂 Zresztą widzicie na zdjęciu. No właśnie. Katamaran tam widoczny to MAGIC, czyli ten do którego zniechęcił nas pan w wypożyczalni samochodów 3 dni temu. I miał rację! Nie jest on wiele większy od Santa Marii którą płynęliśmy, a mieści ponad 100 osób, co w porównaniu z naszymi 20 ma osobami czyni go Titanikiem. Tak też jest zbudowany, to łódź typowo turystyczna. Abstrahując już od faktu iż pewnie turystyczy był też przebieg rejsu, prędkość i czas płynięcia na żaglach, to samo przebywanie ze stoma spoconymi osobami na tak małej powierzchni wywołuje we mnie dreszcze.
Read More
Wschodnie wybrzeże Fuerteventury nie jest tak malownicze jak zachodnie jeśli chodzi o ukształtowanie terenu, nadrabia za to malowniczymi plażami – tak malowniczymi, że momentami az kiczowatymi. To znaczy trudno plażę nazwać kiczowatą, ale kolory wody są tak niesamowite i tak nasycone, że na zdjęciach trzeba zdejmować nasycenie, w przeciwnym wypadku każdy powie „eee, podkręciłeś”.
Read More
Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy wzdłuż zachodniego wybrzeża. Nie jest ono tak przyjazne jak wschodnie – niskie i zasypane piaskiem z Sahary – za to upstrzone łańcuchami górskimi i klifami o które rozbija się Atlantyk. Marysia wybrała kilka miejsc w które mieliśmy dotrzeć, między innymi oczywiście plażę na której stoi wrak amerykańskiego okrętu „American Star” do którego nie zdążyliśmy dotrzeć w zeszłym roku.
Read More
Nie, nie udalismy się do Dixielandu czyli południowych stanów amerykańskich, zwiedziliśmy jedynie południe wyspy czyli półwysep Jandia – charakterystycznie zwężoną część Fuerteventury.
Obudziliśmy się przed dziewiątą, czyli dość normalnie – pamiętajcie o godzinnym przesunięciu czasowym. Zresztą spać poszliśmy zdrowo przed dziesiątą, więc wszelkie zmęczenie odpłynęło w siną dal. Zmniejszenie klimatyzacji poskutkowało nieco gorącą nocą, ja jednak trochę boję się ustawiać ją na zbyt dużą moc – zawsze kończy się to moją chorobą.
Read More
Zanim jeszcze przeniesiecie się z nami na Wyspy Kanaryjskie musimy cofnąć się dwa dni w czasie abyście zrozumieli zmianę składu naszej wycieczki. Tak, tak, podróż rodzinna zmieniła się w podróż poślubną – bez pana młodego.
Ze ślubem wszystko w porządku – odbył się, moja siostra stała się Martą Pożarską tym samym wstępując do książecego rodu Pożarskich (choć to linia z nieprawego łoża jak uważa Senior – ojciec Maćka 🙂 )
Wesele też jak najbardziej udane – nie licząc pogody iście „żeglarsko-sztormiakowej – gdyby nie jeden incydent który wydarzył się już na samym początku.
Read More