• 7 marca, 2017
  • Michał Górecki
  • 4

Jest wiele spraw w naszym rodzicielstwie, które nie są do końca zorganizowane. Brakuje nam konsekwencji i energii by wszystko wdrożyć tak jak chcemy, wybieramy drogi na skróty, czy po prostu odpuszczamy. Ale jest jedna rzecz, której konsekwentnie się trzymamy – oczywiście oprócz pojedynczych wyjątków. Kładziemy dzieciaki dość wcześnie spać. I trzymamy się tu pewnych zasad. Z wielu powodów, o których chciałbym dzisiaj napisać.

Większość tematów, które dotyczą zwyczajów i zasad rodzicielskich, wywołuje poruszenie, a nawet przepychanki słowne, więc chciałbym wyraźnie powiedzieć, że nie oceniam jednoznacznie rodziców robiących inaczej niż my. Jest milion czynników, które wpływają na to, że postępuje się inaczej, ja chciałbym jednak przedstawić nasze argumenty w tym zakresie, a to kwestia – teraz, po trzecim dziecku – dość mocno przez nas przemyślana.

Nie wiem na ile na nasze decyzje miała wpływ „kolkowa” przeszłość Franka, ale gdy już kolki się skończyły, a my po całym kwartale wieczorów pełnych ryków i bezsenności odzyskaliśmy czas dla siebie, zapragnęliśmy trzymać się tego. Wizja spędzenia wieczoru przy serialu, w ciszy i spokoju, była tak kusząca, że zdecydowaliśmy się, by kąpiel odbywała się o godzinie 19.00. To polecała nam zresztą położna środowiskowa, która w Szwajcarii przychodzi po porodzie do domu, by pomóc rodzicom (szczególnie tym, dla których był to pierwszy raz) we wszystkich problemach (czyż to nie wspaniałe swoją drogą?). Mówiła dużo o stałych rytuałach, które ułożą życie nam i dziecku, a że miała spore doświadczenie – miała około siedemdziesątki i kilka dekad w zawodzie – posłuchaliśmy się jej.

Rytuały

Rytuał. Wieczorny rytuał. Pani położna tłumaczyła nam, że to bardzo dobre dla dziecka, a my pomyśleliśmy sobie, że to także coś, czego brakuje nam. To była Szwajcaria, więc ułożenie i rytuały są dla nich codziennością, nam to jednak bardzo odpowiadało. Życie po urodzeniu się pierwszego dziecka trochę nam się wywróciło do góry nogami, a pierwsze tygodnie, a nawet miesiące upływały nie w rytmie dni, a w rytmie godzin. Godzin, które niekoniecznie sumowały się do 24. Oznaczało to mniej więcej tyle, że pobudki te były o zupełnie różnych godzinach. Ale to każdy rodzic zna z autopsji 🙂

Gdy Franek skończył 3 miesiące i w magiczny sposób zakończyły się u niego kolki, samo jego zaśnięcie wydawało nam się cudem. Oczywiście łatwe to nie było, ale właśnie wieczorne rytuały mocno nam w tym pomogły. Przecież codzienna kąpiel nie jest zupełnie konieczna z powodów higienicznych – dziecka nie trzeba kąpać codziennie. Ale ciepła woda, nieco zabawy w wanience (potem w wannie), wieczorna butla (Franek był karmiony i cycem, i butlą – miał niesamowite zapotrzebowanie na jedzenie) pomagały. Po kilku miesiącach stało się to całkiem oczywiste, że wieczór oznacza kąpiel i pójście do łóżka. Minęło 7 lat, a wieczór nadal oznacza kolację, kąpiel, czytanie (teraz w jego przypadku samodzielne) i pójście spać. To nie jest coś, co dzieci kwestionują (choć oczywiście są próby ale o tym później), zawsze tak było.

Wolny wieczór

Nasi czytelnicy wiedzą, że daleko nam do podejścia „ja się nie liczę, liczy się tylko dziecko”. To naszym zdaniem złe podejście, z kilku powodów. Po pierwsze szczęście dziecka w dużej mierze zależy od tego, czy szczęśliwi są rodzice. Po drugie ile dzieci byśmy nie mieli, nadal pozostajemy chłopakiem i dziewczyną w związku – mamy prawo mieć czas dla siebie. I ten czas zawsze był dla nas świętością. Widziałem zbyt wiele związków, które rozpadły się dlatego, że kobieta zapomniała nagle o tym, że oprócz bycia matką pozostaje także żoną.

Tak, czysto egoistycznie pragnęliśmy mieć te wieczory dla siebie. Heloł, dopiero co zacząłem zarabiać tyle, by kupić sobie Playstation, powstało tyle fajnych seriali i filmów, a my mamy nie mieć już wieczorów dla siebie? Nie, nigdy nie było takiej opcji.

Tak więc rozpoczynanie wieczornych rytuałów w okolicy 19.00 i wolny czas od około 20.00 było dla nas wartością samą w sobie. I nadal nią jest. To nie jest tak, że każdy wieczór spędzamy niczym na randce, ale także czas spędzony sam na sam z książką, grą, wyjście na imprezę (nawet samemu) jest dla nas cholernie ważny, jak bardzo nie kochalibyśmy naszych dzieciaków.

Oczywiście często oznaczało to wcześniejsze ich wstawanie, ale prawdę mówiąc to nie było nigdy aż tak dużym problemem. I tak musieliśmy wstawać do pracy, a niedługo później dzieciaki zaczęły chodzić do żłobków i przedszkoli. Zresztą jakąś cenę za wspólne wieczory musieliśmy ponieść 🙂

Ok, kiedyś z moich znajomych powiedział mi: „słuchaj, ja wracam do domu o 20.00, muszę mieć trochę czasu na dziecko”. Hmm. Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. To znaczy są różne zawody i różne okoliczności, ale jeśli chcesz pracować tyle godzin na dobę, to słabo widzę kontakt z dziećmi. Tym bardziej, że o ile znam takie osoby – weekendy też są często bardziej z laptopem niż rodziną. Cóż, każdy ma prawo wyboru. Ale rzeczywiście może lepiej, żeby takie dziecko choć tę godzinę, czy dwie wieczorem spędziło z tatą?

Ilość snu

Wiem, że różnie z tym bywa. Wiem, że są różne dzieciaki i być może nasze zasypiają łatwiej. Choć nie myślcie sobie, że to zawsze jest tak proste. Wiem, że może to kwestia genów lub innych uwarunkowań. Ale mnie zastanawia jedna rzecz. Rozumiem kwestię przesunięcia godzin snu dzieci w wieku niemowlęcym czy nieco późniejszym. Z jakichś powodów chcecie z nimi siedzieć do 21, 22 czy nawet 23. Śpią dłużej, budzą się z Wami – o ile macie urlop macierzyński, lub nie chodzicie do pracy. No właśnie, bo co jeśli chodzicie? Co jeśli dzieciaki zaczynają chodzić do przedszkola, albo nawet żłobka?

Często w takich dyskusjach przechodzimy do konkretów i okazuje się, że dzieciaki chodzą późno spać – praktycznie razem z wami, ale… wstają też razem z wami. A to moi drodzy jest już zupełnie niedopuszczalne z jednego powodu. Dziecko potrzebuje więcej snu! Ilość snu potrzebna organizmowi rosnącemu i rozwijającemu się jest inna niż ilość snu potrzebna osobie dorosłej. Najnowsze normy NSF czyli Amerykańskiej Fundacji Snu (co za fajny twór :D) mówią o:

Noworodek (1-3 miesiący): 14-17 h
Niemowlak (4-11 miesięcy): 12-15 h
1-2 lata: 11-14 h
3-5 lat: 10-13 h
6-13 lat: 9-11 h
Nastolatki (14-17 lat): 8-10 h
Młodzież (17-25) 7-9 h
Dorośli 7-9 h.

Oczywiście część dzieciaków śpi jeszcze w ciągu dnia i warto brac to pod uwagę. Jednak jeśli rano wstajecie o godzinie 7.00, to 5 letnie dziecko powinno spać maksymalnie o 21, a optymalnie od 20, czy nawet 19! Część osób wstaje jeszcze wcześniej i rozwozi dzieciaki do szkół i przedszkoli. Oczywiście czasem jeszcze zdarzają się w tym wieku drzemki w środku dnia (choć nasze dzieciaki nie były nigdy specjalnie do nich skłonne, może dlatego, że wysypiały się w nocy) więc należy to odjąć. Ale warto sobie to przeliczyć.

Często słyszę też „ale ja jestem sową, więc moje dziecko też jest sową”. Nie chcę wgłębiać się w to na ile to kwestia genów, a na ile kwestia dostosowania się do trybu życia rodzica, ale to jest kompletnie nieważne. Jeśli jesteście sowami i wstajecie sobie razem o 10.00 – nie ma problemu. Może taką masz pracę, a dziecko nie chodzi do przedszkola. W przeciwnym wypadku, odejmując dziecku sen, zabierasz mu cenne godziny, których potrzebuje do prawidłowego rozwoju.

Ale… ono nie chce spać!

I tu dochodzimy do bardzo ważnego punktu. Tak, dziecko często nie chce spać. Ale to nie znaczy, że dziecko zawsze chce to co dla niego najlepsze. To błędne założenie. Staram się nie być tyranem i dawać wybór dzieciakom tam, gdzie ma to sens, ale po prostu nie zawsze ma to sens. Gdybym pozwalał im robić to co chcą w każdej możliwej sytuacji, to pewnie graliby całymi dniami na komórce lub na konsoli, jedliby mnóstwo słodyczy i chodzili spać często o północy. Nie, dziecko nie zawsze wie co jest dla niego najlepsze i dawanie mu pełnej swobody w tym zakresie jest po prostu elementem złego wychowania – tak, mówię to z pełną świadomością. Wychowanie nie polega na daniu zupełnie wolnej woli i zaspokajaniu tylko podstawowych potrzeb. To nie wychowanie, to chów.

Pamiętam, że podczas jednego Sylwestra zrobiliśmy założenie „dobra, dzieciaki i tak padną w miarę szybko, konsola będzie wolna to sobie pogramy”. Franka i jego 4 letniego kolegę odciągaliśmy od konsoli o 3 nad ranem. Byliśmy pewni, że już śpią, oni tymczasem siedzieli sobie w najlepsze przy grach LEGO.

Oczywiście że często są opory. Albo kombinowanie. Kto nie zna tego „Tato, jeszcze pić.” A po chwili „A teraz jeść!”. A po minucie „A teraz siku!”. Te nieskończone próby przesuwania granic były i będą. Ale potrzebna jest pewna konsekwencja – dziecko potrzebuje jasnych reguł świata w którym funkcjonuje, paradoksalnie daje mu to więcej lekkości i bezpieczeństwa.

Tak, czasami były nici z filmu, bo usypianie nie trwało 30 minut, tylko 4 godziny. Ale prawdę mówiąc zacząłem czerpać sam przyjemność z tego rytuału. Przy Helenie, która prawdopodobnie jest naszym ostatnim dzieckiem, cieszę się każdą chwilą, bo wiem, że już za chwilę nie będzie mieściła mi się na rękach. W sumie to już nie usypiam jej na rękach, choć czasem bym chciał – ma przeciez dwa i pół roku.

Czuję, że robimy dobrze

A więc o ile w wielu aspektach wychowania mam wątpliwości i nie jestem pewien, czy robimy dobrze, o tyle w kwestii usypiania dzieciaków, nie mam żadnych wątpliwości. Usypiamy dzieci dość wcześnie, chcemy to robić zarówno ze względu na ich rozwój jak i nas samych. Chcemy mieć czas na swoje hobby, chcemy mieć czas dla siebie. Może dlatego jesteśmy w stanie zapraszać gości, nawet tych niedzieciatych, w środku tygodnia. Najwyżej jedno z nas pójdzie ogarnąć dzieciaki, chociaż obecnie starsze ogarniają się już w dużej mierze same.

Rytm wieczorów i poranków

Jak już mówiłem, kąpiel zaczynamy o mniej więcej 19-19.30. Dzieciaki nie kąpią się już teraz także codziennie, zresztą dwa razy w tygodniu chodzimy wieczorem na basen. Około 19.30-20 są już w łóżkach. Potem czytanie bajek, staramy się, by o maksymalnie 20.30 spały. Czasem udaje się tego dokonać wcześniej, czasem później, wcześniejsze zmęczenie (sankami w zimie, czy hulajnogami w lecie) oczywiście pomaga.

Franek może czytać, jeśli leży już w łóżku i sam decyduje o której zasypia. Na początku był to efekt WOW i zdarzało się, że czytał nawet do północy. I choć zawsze mówiłem sobie „mój syn będzie mógł czytać ile będzie chciał!” to po wezwaniu do szkoły okazało się, że Franek strasznie rozrabia, gdy się nie wyśpi. Nie skończyło się to na szlabanie, ale na rozmowie w wyniku której sam zaczął wcześniej odkładać książkę.

Najgorszą częścią tego planu sa poranki. Tak, dzieciaki zawsze wstawały wcześnie, ale prawdę mówiąc nawet ich późniejsze kładzenie spać nie przynosiło rezultatów. Kiedyś bywała to nawet 5, na wyjazdach niestety nadal się to zdarza, szczególnie w lecie. W domu mamy rolety zewnętrzne, które otwierają się o 6.00, więc czasem poza domem, w lato, wschód słońca je nieco myli. Jednak w normalnym tygodniu my też wstajemy o ok 6-6.30, więc jest to naturalna pora na pobudkę. I serio, jest o wiele łatwiej, gdy nie musimy ich budzić. Zdarzają się takie dni, wtedy poranek jest znacznie gorszy, tym bardziej, że cała gromadka ma kiepski humor. Gdy budzą się sami, zaczynają się ogarniać we własnym zakresie. Franek (7 lat) już od jakiegoś czasu ubiera się sam, Lila (5 lat) uwielbia ubierać się sama, bo dzięki temu może sama zaplanowac kreację na dany dzień, a to dla niej bardzo ważne. Hela spędza czas z nimi, choć czasem przychodzi wtedy do nas.

Najbardziej drażliwe są weekendy. Całe szczęście po pierwsze zaprogramowałem rolety tak, by podnosiły się nieco później, po drugie Franek i Lila wiedzą kiedy jest weekend, i wiedzą, że chcemy wtedy dłużej pospać. Nie to, że zawsze nam się to udaje, ale jednak się udaje. Tym bardziej, że Franek potrafi sam przygotować płatki, a nawet zrobić je dla całej trójki. Ale to już kwestia domowych obowiązków, a o tym w następnym tekście (i filmie! :D)

Podsumowanie

Tak więc kwestia niekładzenia dzieci spać o 22 czy 23 jest u nas dość mocno przemyślana i wynika zarówno z kwestii wychowawczych jak i związanych bezpośrednio z nami. Nie wyobrażamy sobie oglądania kolejnego odcinka Gry o Tron z dzieciakami na kanapie obok, a nie wyobrażamy sobie tego, byśmy nie mieli wieczorem czasu na gry, seriale, książki, gościa, fondue, wino, krewetki, czy po prostu posiedzenie cicho w letni wieczór w ogródku. To daje nam mnóstwo energii, energii, której będziemy potrzebować następnego dnia 🙂