Lila na świecie cz.1


Dwa miesiące temu zostałam mamą po raz drugi. Ze względu na to, że pierwszy raz rodziłam w klinice w Szwajcarii a za drugim razem w państwowym szpitalu w Polsce (i to takim, który ma raczej złą opinie wśród przyszłych mam) postanowiłam podzielić się z innymi moim doświadczeniem po to, żeby po pierwsze pokazać, że za granicą można urodzić w luksusowych warunkach, na które stać każdego ubezpieczonego Szwajcara (czyli na przykład naszego sąsiada hydraulika z Petit Lancy) a po drugie, żeby trochę odczarować Szpital Bródnowski, który wbrew powszechnym opiniom jak najbardziej nadaje się do rodzenia dzieci 🙂

1. Wybór szpitala położniczego

Zacznę od tego, że po moim pierwszym porodzie w prywatnej klinice w Szwajcarii byłam przerażona faktem, że jeśli będę chciała mieć więcej biologicznych dzieci to po pierwsze będę musiała je znowu urodzić (tego niestety przeskoczyć się nie da :)), a po drugie będę musiała urodzić je w Polsce. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że można rodzić w miejscu, które jakkolwiek odbiega od standardów Clinique Générale-Beaulieu. Przez pewien czas rozważałam nawet odkładanie pieniędzy na poczet porodu w Szpitalu Medicover w Warszawie (bagatela 12000pln za 3 dni pobytu:)), ale jak już w drugą ciąże zaszłam to krew mi do mózgu dopłynęła i zaczęłam myśleć jakoś bardziej rozsądnie. Za cel postawiłam sobie urodzenie dziecka w dobrym szpitalu, ze znieczuleniem i za darmo (tak właśnie było w szwajcarskiej klinice).
Na początku postanowiłam nie sugerować się opiniami innych mam, bo wtedy pewnie nie zdecydowałabym się na żaden szpital. Postanowiłam za to posłuchać lekarzy, którzy na szpitale patrzą trochę inaczej niż pacjenci i wyżej cenią sobie poziom usług medycznych niż wystrój szpitalnych sal. Fakt, że chciałam rodzić ze znieczuleniem i za darmo w zasadzie wyeliminował co najmniej połowę warszawskich szpitali 🙂 Do ścisłego finału weszły 3: Bródnowski, Starynkiewicza i Orłowskiego.

W połowie października po zamknięciu mostu Śląsko-Dąbrowskiego został tylko Bródnowski (słowa położnej wypowiedziane podczas pierwszego porodu: „Przy drugiej ciąży proszę od razu po pierwszym skurczu jechać do szpitala, bo inaczej Pani nie zdąży” jakoś mi się nie łączyły z wizją stania w korku i próbą przejechania na drugi brzeg Wisły w godzinach szczytu :)). Oczywiście wszystkie koleżanki i znajome, które rodziły w Bródnowskim i wiedziały gdzie ja rodziłam Franka próbowały wybić mi ten pomysł z głowy. Twierdziły, że mogę się przerazić warunkami panującymi w tym szpitalu, ale przecież po to byłam w harcerstwie, żeby nawet najtrudniejsze warunki pobytowe były mi niestraszne 🙂
Jak wybierałam szpital w Szwajcarii? W zasadzie wybór nie był duży, bo w Genewie i okolicy są dwie prywatne kliniki, z czego jedna znajduje się w Chêne-Bougeries (gmina przylegająca do Genewy, ale formalnie leżąca poza miastem) – jak sami się domyślacie ta klinika odpadła w przedbiegach. Doszliśmy do wniosku, że dziecko, które docelowo miało mieszkać w Polsce, nie może do końca życia literować miejsca urodzenia 🙂 Do wyboru pozostała nam więc jedna prywatna klinika oraz szpital kantonalny (standard taki jak u nas w szpitalu państwowym) – przy wyborze nie musieliśmy kierować się poziomem opieki lekarskiej, bo gdzie bym nie rodziła to poród i tak odbierałby lekarz, który prowadził moją ciążę (taki luksus w Polsce się prawie nie zdarza), postawiłam więc na opiekę pielęgnacyjną noworodków i młodych mam i zdecydowałam się na klinikę Générale-Beaulieu.

Decyzję o wyborze szpitala musiałam zakomunikować swojemu lekarzowi na początku 3 trymestru ciąży. Potem lekarz zarezerwował mi tam miejsce i umówił termin. Jedyne co mi pozostało to pojechać do kliniki jak zacznę rodzić 🙂

2. Przygotowanie do porodu, czyli co zabrać do szpitala?

Przygotowania do porodu w Polsce zaczęłam od spakowania walizek do szpitala. Jakoś nie byłam w stanie uwierzyć, że na 3 dni pobytu w szpitalu muszę mieć ze sobą 2 wypakowane po brzegi torby. Pakując tony materiałów opatrunkowych zaczęłam się zastanawiać czy pacjenci przyjęci na chirurgię zabierają ze sobą bandaże i skalpel, czy jak się jedzie do szpitala ze złamaną nogą to trzeba wcześniej zaopatrzyć się w gips? No, ale skoro na liście rzeczy potrzebnych do szpitala było pół apteki, to te pół apteki spakowałam. Oczywiście nie mogłam zapomnieć o papierze toaletowym, kubku, sztućcach, wodzie mineralnej, piżamach, szlafroku, kapciach, ręcznikach. Polska służba zdrowia musi być naprawdę biedna skoro pacjenci muszą do szpitala przywozić ze sobą połowę posiadanych w domu rzeczy 🙂
Tak tylko dla porównania wspomnę, że do szpitala w Szwajcarii musiałam ze sobą zabrać tylko dowód osobisty oraz moje prywatne kosmetyki (szczoteczka, pasta do zębów, krem do twarzy), cała reszta czekała na mnie w szpitalu 🙂 Oczywiście w Szwajcarii nie musiałam wieźć ze sobą do szpitala kompletu dokumentów dotyczących ciąży, gdyż po pierwsze pacjent nie ma wglądu do tych dokumentów jeśli nie ma ku temu wyraźnych przesłanek (na tzw. Zachodzie doszli do wniosku, że interpretacją wyników badań powinien zająć się lekarz a nie Google), a po drugie lekarz prowadzący moją ciążę zawczasu przesłał wszystkie dokumenty do szpitala, w którym miałam rodzić.
CDN…