– Mamo, Tato, nudzę się!
Jeśli jakimś cudem nie usłyszeliście nigdy tych słów od swojego dziecka, oznacza to, że w cudowny sposób cofnęliście się w czasie, albo że wasze dziecko z jakiegoś powodu zaniemówiło. Ja słyszę je od czasu do czasu, choć uderzyły mnie podczas urlopu nad morzem, w takich samych okolicznościach, które towarzyszyły mi jakieś trzydzieścli lat temu. Morze było to samo, plaża też (choć pewnie mniej zaludniona), drzewa też te same (choć nieco mniejsze) a i słońce raczej się nie zmieniło.
„Nudzę się” jest zazwyczaj albo poprzedzone bodźcami ekranowymi, albo jest wyrażeniem chęci odpalenia smartfona, tableta, czy telewizora. Bo prawda jest taka, że w zestawieniu z bodźcami płynącymi ze szklanych ekranów mało co jest w stanie wygrać.
Pierwsza myśl pojawiająca się w głowie, czyli „ja w twoim wieku się nie nudziłem” za chwilę zastępowana jest kolejną – „pewnie znowu próbuję idealizować swoje dzieciństwo i daję dochodzić do głowy myśli starej jak świat, mówiącej, że nowe pokolenie jest stracone”. Żeby więc nie opierać się tylko na swoich wspomnieniach, postanowiłem nieco poczytać na ten temat.
Nie, to nie złudzenie. Przez tysiące lat dzieciaki mniej lub bardziej kreatywnie organizowały sobie czas biegając latem po zaroślach, bawiąc się patykami i kamieniami, a dopiero ostatnio jako ludzkość wpadliśmy na pomysł, że musimy zorganizować im każdą minutę ich życia. Tak więc po zajęciach szkolnych spędzają czas w świetlicy i biorą udział w zorganizowanych zajęciach, by później być wiezionym na zajęcia pozalekcyjne lub spędzać czas w domu na oglądaniu YouTube, czy też graniu.
Nuda stała się dziś towarem deficytowym i prawdę mówiąc nie chodzi tu zupełnie o młode pokolenie – wystarczy, że spojrzymy na siebie. Dziś nie ma czasu na nudę – wszelkie momenty w których zawieszaliśmy się i oczyszczaliśmy umysł – takie jak jazda autobusem, czekanie w poczekalni u lekarza, czy nawet siedzenie na toalecie – zostały szczelnie wypełnione przez korzystanie z telefonu. To na kiblu czytamy o zmianach w światowej polityce, komentujemy narodziny czyjegoś dziecka, a w autobusie pochłaniamy kolejny odcinek ulubionego serialu na Netflixie. Dostęp do takiej ilości cyfrowych przyjemności, czy kontakt z innymi ludźmi nie był z jednej strony nigdy tak łatwy, z drugiej strony nasz mózg właściwie nigdy nie wrzuca na luz. A dzieciaki są przyzwyczajone do tego, że nuda jako taka po prostu nie istnieje. Gdy są więc zostawione sam na sam z przyrodą, bez ekranu, bajki na żądanie, czy zorganizowanych zajęć, po prostu głupieją i nie mają pojęcia co w takiej chwili nalezy robić.
A nuda… po prostu jest potrzebna. I to z wielu względów.
Dr Sandi Mann z Uniwersytetu Lancashire przeprowadził pewien eksperyment. Podzielił studentów na dwie grupy – jedna z nich, przed samym eksperymentem dostała nudne zadanie przepisywania nazwisk z książki telefonicznej. Następnie obie grupy dostały zadanie na kreatywność – wymyślanie zastosowań plastikowych jednorazowych kubeczków. Grupa, która wcześniej dość mocno się wynudziła, była zdecydowanie bardziej kreatywna.
Ale nuda w przypadku dzieci to nie tylko chwilowe oczyszczanie umysłu przed kreatywnym zadaniem. To rozwijanie kreatywności jako takiej. Dzieciaki, którym wypełniamy każdą możliwą minutę po prostu nie rozwijają w sobie wielu umiejętności takich jak kreatywność, czy wyobraźnia.
Ale co być może jeszcze ważniejsze, nuda pozwala dzieciakom… poznać siebie. To właśnie nudząc się słyszymy swój wewnętrzny głos i poddajemy „obróbce” to co widzimy, nawet jeśli jest to zastanawianie się nad kształtem liścia, torem idących ścieżką mrówek, czy po prostu kształtem chmury. Wewnętrzny głos zagłuszony tysiącem bodźców i zorgaizowanych zajęć nie ma szans na przebicie się.
Tak więc pozwól dzieciom się nudzić, pomimo tego, że przyzwyczajeni do nieustannych bodźców będą postrzegali to z początku jako udrękę. A ty odruchowo poczujesz obowiązek wypełnienia im każdej minuty ich życia. Ustal sensowne limity na ekrany, które przyciągają jak magnes, ale też często dają mało w zamian. Pewne rzeczy muszą same wykluć się w głowie dziecka, nie da się ich wsadzić niczym na płycie DVD bombardując dzieciaki kolejnymi zajęciami. I nie czuj się koniecznie jako pani przedszkolanka. Odpręż się. Zajmij się sobą. Dzieciaki naprawdę powinny same sobie wymyślać zajęcia.
Dwa lata temu wyjechaliśmy ze znajomymi na dwutygodniowy wyjazd nad jezioro, w miejsce gdzie czas się zatrzymał, telewizor nie działał, a i internet praktycznie nie dochodził. Dzieciaki z początku oszołomione faktem, że nie będzie żadnych bajek domagały się od nas zorganizowania im czasu. Po jednym dniu okazało się nagle, że zabawa w berka, w chowanego, budowanie tamy na strumyku, czy szałasów z patyków, jest tak samo ciekawe jak 50, 500 czy 5000 lat temu.
Pssst. A w tajemnicy powiem Wam, że i nam, dorosłym to się czasem przyda. Niekoniecznie zabawa kamieniami i patykami (choć konkretną tamę to bym czasem chciał zbudować), ale oderwanie się od ekranów i pozwolenie mózgowi na nudę. Bardzo to oczyszczające. O tym mówiłem tu: