Każdy klaps jest twoją porażką
Nie jestem psychologiem. Pedagogiem. Psychiatrą. Socjologiem. Jestem zwykłym chłopakiem, który ma trójkę dzieci. Takim który wychował się w latach 80 i 90, dostał nie raz w tyłek, czasem nawet paskiem. Nie jakoś specjalnie mocno czy coś – ot w dupsko, bo zrobiło się coś źle. Wtedy było to tak powszechne jak palenie papierosów w domu, przy dzieciakach.
Nie wydawało mi się to dziwne, ani jakoś specjalnie traumatyczne. Traumatyczne były historie taty jak to dostawał w szkole linijką po łapach, metalowym gwizdkiem w głowę, czy o tym jak naderwano mu ucho przy jego tarmoszeniu. Oczywiście „zasłużył”, bo jakże.
Nie czuję specjalnie tego, by klapsy spowodowały jakieś urazy w mojej psychice. Choć w sumie skąd miałbym to wiedzieć? Każdemu wydaje się przecież, że jest normalny, prawda? 🙂 Trudno mi to ocenić. Tym bardziej, że działo się to jakoś sporadycznie – mam świetnych rodziców którzy raczej dyskutowali ze mną, a byłem trudnym dzieckiem, oj byłem. Czasem pewnie nie dawali już rady.
Wiem za to jedno – każdy klaps który daję moim dzieciom jest moją osobistą porażką. Bo nie powiem, że nigdy się to nie zdarzyło. Owszem, zazwyczaj w sytuacjach podbramkowych – kolejna próba wsadzenia palców do kontaktu. Nie wiedziałem, bałem się, chciałem ochronić. Ale przecież o tyle częściej pojawia się pokusa żeby dać w dupę, bo „kolejny raz nie słucha”. Bo jesteś zmęczony po pracy, bo robi ci na złość.
Dać w dupsko jest łatwiej. To trwa kilka sekund. Tym bardziej gdy jesteś zły. Porządnie wyprowadzasz cios, twoja twarda, dorosła ręka trafia na mały dziecięcy pośladek i bije. Boli. Przecież ma boleć. Bijesz po to, żeby bolało, prawda? Wiem, wiem, przecież to nie tak. „To tylko klaps.” Skoro nie dla bólu, to po co?
Bijesz, bo nie potrafisz zrobić czegokolwiek innego. Bo skończyły ci się argumenty. Bo nie masz czasu wytłumaczyć. Bo chcesz się zająć czymś innym. Bo nie masz czasu, żeby spróbować innego podejścia, wytłumaczyć. Bo masz zły dzień i nie chcesz zrozumieć, że mały człowiek ma problem, żeby coś pojąć. A może właśnie buduje swój system wartości, może buntuje się bo nieporadnie próbuje mieć własne zdanie na jakiś temat? A może czegoś kompletnie nie rozumie. Jest milion możliwości.
A ty – duży, dorosły człowiek, z tak wielkim zasobem słów, tak dobrze znający świat, nie jesteś mu w stanie tego wytłumaczyć. Bijesz, bo możesz. Bo jesteś silniejszy. Bo ci nie odda, a jak odda to pierdolniesz mocniej. Bijesz, jak tępy osiłek który widząc, że przegrywa w szachy, wstaje, wywraca szachownicę i uderza w twarz chudego przeciwnika.
Nie mów mi proszę o wychowaniu bezstresowym. Kto powiedział, że rezygnacja z tłuczenia dziecka po tyłku jest od razu wychowaniem bezstresowym? Co to w ogóle jest wychowanie bezstresowe? Opowiesz zaraz tę miejską legendę o chłopcu wychowanym bezstresowo i gumie do żucia? Albo tę bajkę, że syn twórcy wychowania bezstresowego popełnił samobójstwo? Wierzysz w to wszystko, żeby się usprawiedliwić?
Każdy klaps jest twoją porażką. Jest pójściem na skróty. Pamiętaj o tym po każdym klapsie. Właśnie przegrałeś. A następnym razem po prostu uderz siebie w drugą rękę. Kilka razy, jeśli masz za dużo energii. I spróbuj innego sposobu. Jest ich naprawdę dużo.
Tak jest trudniej, jest o wiele, wiele trudniej. Uderzyć jest najłatwiej. Nie ucz jednak dzieci, że przemoc i siła fizyczna są rozwiązaniem. Za kilkadziesiąt lat to być może ty będziesz leżeć w łóżku i sikać pod siebie. I to do ciebie trzeba będzie mieć dużo cierpliwości. Chciałbyś dostać w twarz za to, że po raz piąty upuściłeś łyżkę z zupą?
A trochę wcześniej być może zdziwisz się, że dziecko nie będzie twoim kumplem, nie będzie z tobą rozmawiać o problemach dorastania, albo tym jak inni traktują go w szkole. Dlaczego ma się przed tobą otwierać, skoro się ciebie boi?
Jeśli klaps boli to jest to bicie.
Jeśli nie boli, to po co go dajesz?