Cześć. Dawno nic nie pisałem. Ale nie mówię o notkach poradnikowych, tylko o tych zwykłych. Dokumentujących nasze życie i to co u nas się dzieje. Większość z Was pewnie tego nie pamięta, ale przecież Mikemary zaczął się właśnie od naszej kroniki. Najpierw była to strona ślubna, potem relacja z naszej podróży poślubnej na Kanary, a niedługo potem z naszej emigracji w Genewie. Zresztą wszystkie teksty ciągle tu leżą, w niektórych najwyżej posypały się obrazki, a ja ciągle nie mam czasu tego naprawić. Dlatego na notka jest głównie dla tych, którzy chcą dowiedzieć się co u nas, inni nic ciekawego tu nie znajdą 🙂
Od początku tego roku mocno zacząłem rozwijać blog i trochę te notki poszły w zapomnienie, choć częściej wrzucam zdjęcia dzieciaków i ich cytuję – może chociaż dzięki temu jesteście bliżej. Nigdy nie pisałem (i nie będę pisał) tu rzeczy intymnych rzecz jasna, jedynie te którymi chcę się podzielić. A jest czym się dzielić, bo naprawdę wszystko płynie nam tak idealnie, że aż czasem zastanawiam się co jest nie tak 🙂
Mieszkamy już drugi rok w moim domu z dzieciństwa. Remont prawie dokończony, choć z tym nie jest tak kolorowo. Tu i ówdzie jakaś żarówka wisi, garaż właściwie jeszcze ciągle do końca niesprzątnięty. Trochę brak czasu, trochę energii. Trochę lenistwo 🙂 Ale jest nieźle – mam nadzieję, że wreszcie uda się dokończyć wszystko i wrzucić trochę zdjęć. Niektóre możecie zobaczyć w notce o remoncie. Ale zamiast kończyć zaczynamy od nowa – mój pokój z dzieciństwa, który był ostatnio pokojem gościnnym będziemy przerabiać na pokój Franka. Zamiast Franka natomiast do dziecinnego wprowadzi się Hela. Mieszka z nami w sypialni, a to już chyba czas, byśmy odzyskali ją dla siebie. Sypialnię, nie Helenę 😉
W tym roku przebudowaliśmy ogródek burząc starą szopę na narzędzia, która dzieliła go na dwie części. Udało się to świetnie, dość że w tym roku zrobiliśmy nam ileś grilli i imprez. Według mnie nieco za mało, ale to z tego powodu, że lato w tym roku było jakieś kapryśne i krótkie. Maj zimny, czerwiec też, lipiec nijaki, jedynie upały w sierpniu. Co zrobić. Ostatnio udało mi się też odgruzować piwnicę i postawić tam regały na nalewki, mniej używane sprzęty kuchenne i skrzynki z różnymi kluczami, taśmami, śrubami i wszystkim innym. Wywaliliśmy też ostatnio mnóstwo worków śmieci – to niesamowite jak przy takiej ilosci dzieciaków oraz pracy z domu się zarasta. Za dużo wszystkiego – karteczki, dokumenty, ulotki i inne pierdoły. Brr. No właśnie – praca!
Pracuję razem z Marysią. W jednym pokoju. Jak to? Tak to 🙂 Mary jak pewnie wiecie skończyła właśnie macierzyński do którego doliczyła sobie zaległy wypoczynkowy. Od czasu gdy oddajemy Helę na kilka godzin do Klubu Malucha (tego samego do którego chodził i Franek, i Lila, więc jest super zaufany) ma czas na prace nad blogiem. Ja też pracuję sobie zdalnie, bo Koszulkowo mieści się przecież w Białymstoku. Jemy więc razem śniadania, obiady i kolacje. Nieźle, co? Prawdę mówiąc spędzamy ze sobą większość dnia. To trochę dużo i czasem dochodzi do tarć, ale nie ma co narzekać. Większość związków ma odwrotne problemy 😉
U mnie wszystko git – Koszulkowo się rozwija, mamy swoją drogą coraz więcej koszulek dziecięcych i bodziaków – przed świętami będziemy dodawać duuużo nowych wzorów. Jak ktoś chce śledzić to zapraszam na naszego bloga firmowego. Oprócz tego ciągle rozwija się Clouto, czyli taki Facebook dla twojego samochodu. Prowadzę na tyle na ile mogę regularnie tego bloga i Nevergrowup. Miałem kręcić coś na Youtubie, ale powiedzmy sobie szczerze – brakuje mi czasu. Kompletnie. Kiepsko to widzę 🙁
A Marysia… no cóż. Na razie nie wraca do korpo 🙂 Wzięła urlop wychowawczy i rozwija Mamygadzety. Blog dzięki jej konsekwentnej pracy naprawdę ma kosmiczne statystyki, a już niedługo pokaże na nim naprawdę coś fajnego (na co zarywa teraz całe noce). Jedyny problem polega na tym, że spędzamy mnóstwo czasu przy komputerach. Ale kiedy się da wyjeżdżamy gdzieś z Ferreirami lub oni przyjeżdżają do nas – o tym też pisałem 🙂 Ja prawdę mówiąc zaczynam odkrywać (po latach) przyjemność w dbaniu o dom. Czy to już starość? Lubię skoszoną trawę (choć samego koszenia nie kocham), lubię usiąść sobie wieczorem przy rozpalonym kominku i napić się szklaneczki whisky. Choć również lubię usiąść w moim Geek-roomie i odpalić Playstation 😉
No zaraz zaraz! Dzieciaki! Przecież na to czekacie. A więc po kolei.
Najpierw nasz najstarszy dzieciak. Denis! Przecież zanim urodził się Franek mieliśmy już Denisa. To chyba najkochańszy i najcierpliwszy psiak pod słońcem, a dzieci robiły z nim już wszystko. Jest cholernym pieszczochem, w dodatku zazdrosnym, ale strzeże wszystkich (szczególnie Heli) jak oka w głowie. I to chyba najgrzeczniejszy Jack Russell Terrier pod słońcem. Ma już 7 lat, a zachowuje się nadal jak szczeniak.
Franek stał się już poważnym chłopakiem. Nadal jest myślicielem i geekiem, zresztą sam tak o sobie mówi. Uwielbia wszystko co nierzeczywiste – od gier wszelakich po filmy. Oczywiście staramy się by nie było tego zbyt dużo. Oprócz tego potrafi być coraz bardziej skupiony na rzeczach, które robi. Rok temu zdiagnozowano u niego zaburzenia integracji sensorycznej, co wyjaśniło pewne jego zachowania w tym nadwrażliwość na dotyk szorstkich materiałów, czy dużą potrzebę ruchu. Zapisaliśmy go na judo gdzie może się wyszaleć, został też zuchem i właśnie zdobył swoją pierwszą sprawność! Jest cholernie emocjonalny (tak jak ja :P) ale to chyba dobrze. Mało takich facetów, mi to nie raz pomagało 😀 Uczy się czytać, nie pchałem go specjalnie do tego bo po prostu nie chciał, ale teraz złapał fazę i czyta wszystko co możliwe.
To jak zmieniła się w ciągu tego roku Lila kompletnie mnie osłupia. Rok temu w wakacje była małym, 2,5 letnim berbeciem, który dopiero co nauczył się nie robić w pieluchę. Długo to u niej trwało, ale byliśmy bezsilni. Niedosłyszała w związku z wodą w uszach i była nieco wyłączona. A teraz?
To jest mała dama. Po prostu. Robi się śliczna (wiem, że każdy rodzic tak uważa, szczególnie ojciec, ale tak jest i koniec :P) i wiem, że muszę szykować już strzelbę. Ma własny gust, codziennie ubiera się sama, przy czym nie ma szans, żeby dwa razy pod rząd nosiła to samo. Zmienia nawet czapkę i buty na inne. I narzeka, że ma ich za mało. O matko! Jest małą spryciulą, choć potrafi być złośliwa – ale nad tym popracujemy 🙂 Nienawidzi zasypiać i zawsze (w przeciwieństwie do Franka) wychodzi milion razy z pokoju pod byle pretekstem. Pomagają w tym troszkę magnesy na lodówki, z osiągnięciami dziennymi dzieciaków, ale o nich napiszę kiedy indziej.
No i creme de la creme. Helena. To jest w ogóle dziecko nie z tej ziemi i nie zdziwię się jak mi w część rzeczy nie uwierzycie. To jest chyba najpogodniejsze dziecko świata. O ile Franek przez ostatni rok miał fazę na narzekanie i widział ciągle szklankę pół pustą, to Helena – na tyle na ile ogarnia świat – cieszy się ze wszystkiego. A od kiedy nauczyła się uśmiechać, uśmiecha się ciągle. A gdy się nie uśmiecha, to się śmieje. I to jest tak niesamowite, że ładuje nam akumulatory na cały dzień. Jedyne momenty w których płacze to protesty przy zasypianiu, szczególnie gdy odłoży się ją do łóżeczka gdy nie do końca zaśnie, albo podróże samochodem których po prostu nie lubi. Chyba, że rodzeństwo się z nią tam wygłupia. No i dla nas ciągle jest naszym małym noworodkiem. Serio. Nie potrafię na nią patrzeć inaczej 🙂
Hela nie chodzi pomimo 14 miesięcy, bo jak część z was wie miała mały wypadek i złamaną nogę. Musiała zablokować sobie ją jakoś w łóżeczku – nie wiemy. Gips na 3 tygodnie spowodował, że teraz stawia tą nogę niepewnie i ciągle woli raczkować. Ale spokojnie, przyjdzie na to czas. Na razie pochłania coraz więcej jedzenia i… śmieje się, śmieje i śmieje. Co więcej, kiedy się nie śmieje, potrafi zajmować się sobą. Siedzi w krzesełku razem z nami w kuchni, gdy gadamy ze znajomymi i… słucha nas przez godzinę. Serio. Albo budzi się rano o 5, po czym wzięta do łóżka po prostu zajmuje się sobą. Próbuje mnie zaczepiać, ale po moim zasadniczym proteście… po prostu odpuszcza. Serio. Słabo? Złote dziecko, życzyłbym innych takich. Może to nagroda po kolkach Franka?
Tak więc jak widzicie – wszystko płynie świetnie. Nie mamy nadal milionów złotych, mamy kredyt, samochód w leasingu (a nie, skończył się wreszcie) ale na brak kasy nie narzekamy. Może po prostu cieszymy się normalnością i małymi rzeczami dnia codziennego? Bo to wszystko przecież tak szybko się zmienia. I za chwilę będziemy za tymi czasami cholernie tęsknić.
Fajnie, że jesteście z nami 🙂
Zdj. w topie – Aguincredible.com