Dzień jak codzień w sklepie koło mojego domu. Kolejka niezbyt duża, chyba, że akurat w pobliskiej szkole jest długa przerwa, lub skończyły się lekcje. Dzieciaki w kolejce kupują to co dzieci lubią najbardziej – cukierki, żelki, gumy i setki innych słodkich produktów. Zakazy obowiązujące szkolne sklepiki… obowiązują tylko szkolne sklepiki. I to tyle jeśli chodzi o ich skuteczność. Obroty w sklepikach spadły, obroty w okolicznych sklepach wzrosły.

Otyłość wśród dzieciaków jest coraz większym problemem. To prawda, że my też nie żywiliśmy się jedynie jarmużem i jagodami goi, ale niestety ruszaliśmy się o wiele więcej. I nie jest to tylko narzekanie na młode pokolenie, a twarde dane. Z roku na rok zwiększa się ilość godzin spędzanych przez dzieciaki przy ekranach, zwiększa się ilość zwolnień z WF, a także większa się średni współczynnik BMI, czyli stosunek masy ciała do wzrostu. W Polsce na nadwagę cierpi już co piąty chłopiec i co siódma dziewczynka w wieku szkolnym!

Oczywiście otyłość MOŻE wiązać się z chorobą, czy innymi zaburzeniami, ale o tym dziś pisać nie będę. Niestety w wielu przypadkach jest to wina złego odżywiania i małej ilości ruchu.

Mam czasem wrażenie, że wiele rodziców nie zdaje sobie sprawę z tego jak duże konsekwencje może mieć bagatelizowanie otyłości. Nie chce poruszać tu kwestii estetycznych, choć wiadomym jest, że spora część osób otyłych wolałaby stracić na wadze. Ale to drażliwy temat i nie chcę go poruszać, ważniejszą kwestią jest kwestia zdrowotna. Bo otyłość wykształcona w dzieciństwie to bardzo duże prawdopodobieństwo problemów przez całe życie, szczególnie w wieku średnim i później. Problemy sercowe, skrzywienia kręgosłupa i wiele innych spraw.

Kiedy słucham historii mojej znajomej lekarki zajmującej się dzieciakami z otyłością, włos jeży mi się na karku. Dzieci tak otyłe, że muszą być hospitalizowane, dostają od rodziców słodycze i słodzone napoje, przemycane tak aby pielęgniarka nie widziała. Mam wrażenie, że niektórzy rodzice zatrzymali się mentalnie w baroku i uznają otyłość za symbol bogactwa i powodzenia.

Zaczyna się wcześnie, przecież dobrze utuczony bobasek to zdrowy bobasek. Ale o ile w przypadku niemowlaków to rzeczywiście o niczym jeszcze nie świadczy (choć i tu jest sporo ważnych kwestii), o tyle niektórzy tę zasadę rozciągają na 3 czy 4 latki.

Więc „bobasek” nie będący już bobaskiem jest futrowany co chwilę jedzeniem, niezależnie od tego czy jest głodny czy nie. Później mówienie, że „przecież wyrośnie”, a później zrzucanie na rodziców i geny, czy zupełnie wypieranie problemu. Owszem, geny mają wpływ na predyspozycje do tycia, ale… często to wcale nie geny, ale złe zwyczaje żywieniowe w domu. Takie, które przekładają się na otyłość rodziców, a także otyłość dzieci.

Natomiast kluczową rolę odgrywa właśnie bilans kalorii, czyli krótko mówiąc to ile ich wchodzi, a ile wychodzi. A często wchodzi za dużo, a wychodzi za mało.

Ile kalorii wchodzi?

Pierwsza ważna kwestia to świadomość samego problemu, że dziecko może się źle odżywiać. A z tym, jak przy wielu problemach bywa niestety najgorzej. „Przecież nie moje!”

Druga to sprawienie, aby dziecko rozumiało tak dużo jak się da. Już 4-latek jest w stanie zrozumieć wiele spraw związanych z żywieniem. My zawsze rozmawiamy o tym językiem z „Było Sobie Życie” lub podobnym. Tłumaczymy, jak cukier odkłada się w organizmie i zmienia w tłuszcz, a także że daje energii „robakom”, które żyją na zębach. Dzieciaki w tym wieku są bardzo chłonne wiedzy i warto z nimi o tym rozmawiać.

To oczywiste, że dziecko nie będzie w 100 procentach słuchało się nas i żyło zupełnie zdrowo, skoro nawet my, dorośli, sami często urządzamy sobie – nawet podczas diety – różnego rodzaju cheat meale. Dzieciaki zawsze będą łakomczuchami, ale naprawdę dużo można osiągnąć rozmową i tłumaczeniem.

Warto jednak abyście i WY rozumieli tak dużo jak się da 🙂 Moja endokrynolog mówiła mi jakiś czas temu, że mnóstwo kobiet z problemami psychicznymi zrzuca wszystko na Hashimoto (zamiast iść do psychologa), nadwaga jest też zrzucana na niedoczynność, nawet wtedy gdy wszystko jest uregulowane. Jesteśmy mistrzami autowymówek i oszukiwania siebie.

Trzecia kwestia to jasne zasady panujące w domu. Ciasta stojące na stole, swobodny dostęp do cukierków, słodzone napoje, czy mocno przetwarzana żywność. Dzieciaki dostające co chwilę cukierki od znajomych, czy lizaki na zawołanie. Jak takie dziecko ma nie być otyłe? My nie jesteśmy żywieniowymi faszystami, dzieciaki jedzą lody i słodycze, ale staramy się – także po to by samemu nie być zbyt otyłym – traktować to jako coś specjalnego, a nie codzienność. I dobrze wiemy, że walające się po domu przekąski same proszą, by je zjeść.

Woda! Dzieciaki od małego utożsamiają słowo „picie” z wodą. Helena jeszcze niedawno mówiła „nie chcę soku, chcę piciu!”. Słodzone, gazowane napoje to przecież straszne zło, w większości z nich, w każdej puszce jest kilka łyżeczek cukru. My kupiliśmy jakiś czas temu butlę w której samemu można gazować wodę – ja na przykład nie przepadam za wodą niegazowaną, więc co chwilę robię sobie lemoniadę. Dzieciaki też ją uwielbiają.

Czwarta sprawa to same przepisy. O żywieniu się samymi fastfoodami nawet nie chce mi się pisać. Wiadomo, że to masakra. My jemy je tylko w sytuacjach kryzysowych, zazwyczaj w drodze. Raz na jakiś czas nie szkodza, gorzej gdy dzieciaki przyzwyczaiły się nagle, że każde tankowanie to hot-dog. Nie! Było dużo płaczu, ale udało się je od tego odzwyczaić.

Franek przyniósł kiedyś ze zbiórki książeczkę z przepisami przygotowanymi przez swoją szóstkę. A tam większość pisała o odgrzewaniu w mikrofali pizzy ze sklepu i frytek z zamrażarki z paluszkami rybnymi. Horror.

Ale nawet gdy gotuje się w domu, często przepisy są po prostu tłuste i niezdrowe. Ciężko zmienić przyzwyczajenia, ale warto się postarać. Tym bardziej dziś, gdzie mamy pod ręką mnóstwo przepisów z sieci. Czasem wystarczy zamiana patelni na grillową i robienie choćby grillowanej piersi z kurczaka zamiast tej smażonej w głębokim tłuszczu. Przepisy, których uczyliśmy się od naszych mam i babć często były na tyle kaloryczne, by można było cały dzień biegać po podwórku. Dziś często zamiast biegania mamy tablet i wożenie samochodem pod samą szkołę.

I w końcu nie pozwalaj na jedzenie przed telewizorem i tabletem!

To bardzo częsty widok, a powoduje to więcej problemów, niż może się wydawać. Udowodniono, że dzieci jedzące w ten sposób mają zaburzone łaknienie i poczucie sytości, bo nie skupiają się na jedzeniu. Zresztą to samo dotyczy dorosłych, telewizor w kuchni to naprawdę niedobra rzecz. Posiłek powinien być czasem spędzanym wspólnie z rodziną, a nie bezdusznym pochłanianiem pokarmów będąc wgapionym w ekran.

Ile kalorii wychodzi?

„Dobrze, że siedzi przy komputerze, przynajmniej w bramie nie stoi” – mam wrażenie, że tak właśnie rozumuje spora część rodziców. Nie będę dziś pisał o tym, że w internecie jest o wiele więcej zagrożeń, niż na podwórku, czy w bramie, a o tym, że dzieciaki rzeczywiście ruszają się coraz mniej. Zresztą nie tylko one, my też.

A sprawa jest dość prosta – kalorie, które wchodzą, muszą być w jakiś sposób spalone. U dzieci akurat przemiana materii jest o wiele korzystniejsza, jednak brak ruchu to brak ruchu. A otyłość to często jeszcze mniej ruchu, co powoduje jeszcze większą otyłość, więc jeszcze mniej ruchu i tak dalej.

Ile czasu twoje dziecko spędza na aktywności fizycznej? Tak z ręką na sercu? I niestety nie wystarczy wypuszczenie na plac zabaw. Normalnym widokiem na placu zabaw są dzieciaki siedzące gdzieś w drewnianych wieżach, czy na karuzelach ze smartfonami w rękach. Nie, w ten sposób to nie zadziała 🙁

Działają oczywiście zajęcia pozalekcyjne związane z ruchem. Basen, balet, tenis, harcerstwo. Ale powinny działać też zajęcia w szkole. Czy dzieciaki rzeczywiście ruszają się na WF, czy mają rzuconą piłkę i „to teraz pograjcie”? Czytałem o szkołach w których nadal tak to wygląda, przy czym oczywiście „baby nie grają”. Jako rodzice macie duży wpływ na dyrekcję, a jeśli nie macie to go wywalczcie. W wielu wypadkach (tak jak przy pracach domowych) mam wrażenie, że rodzice nic nie mówią dyrekcji, jakby się czegoś bali.

Ile czasu spędzacie wy razem na różnego rodzaju formach ruchu? Spacery, wyjścia na rower, czy wspólne uprawianie innych sportów? Oprócz samego ruchu to wspólne spędzanie czasu, co zawsze wychodzi rodzinie na zdrowie. Tak, także rodzicom 🙂

Nie tucz!

Pamiętaj, prawidłowy rozwój dziecka to TWOJA odpowiedzialność. Szansa, że otyły przedszkolak będzie otyłym dorosłym wynosi 30%. Szansa, że otyły nastolatek będzie otyłym dorosłym to aż 80%. Zaniedbanie tego problemu może prowadzić do wielu zaburzeń u dziecka i sa to naprawdę poważne sprawy. Podwyższone ryzyko raka piersi, okrężnicy i nerki, wystąpienia zawału serca lub udaru mózgu oraz kamicy pęcherzyka żółciowego. Nadciśnienie tętnicze, niealkoholowe stłuszczenie wątroby, kamica pęcherza żółciowego, a także zaburzenia układu rozrodczego u dziewczynek, które też mogą wynikać z dziecęcej otyłości. Nie mówiąc już o zaburzeniach psychicznych. Według niektórych badań ponad 50% poważnie otyłych nastolatków cierpi na stany depresyjne.

Nie bagatelizuj tego. Kontroluj wagę dziecka. Nie usprawiedliwiaj tego swoją otyłością. Jeśli masz z nią problem, czy chcesz, by dziecko miało taki sam problem jak ty? Ono nie jest na to skazane. A jeśli nie masz z tym problemu, daj mu zdecydować nieco później jak ma wyglądać i jak się z tym czuć.

I pamiętaj, że dziś, w większości rodzin, problemem nie są dzieci niedożywione, a odżywiające się źle i mające nadwagę. Pomyśl o tym gdy następnym razem przyjdzie ci do głowy „oj chudzinka, trzeba go dokarmić”. Szczególnie jeśli jesteś babcią 😛