Nie wiem jak ciepłe będzie lato w tym roku, ale jak co roku mam nadzieję, że gorące. Sam uwielbiam taką pogodę, a dzieciaki oczywiście nie posiadają się z radości. O wiele łatwiej też robić z nimi różne rzeczy na zewnątrz – rozłożyliśmy już basen w ogródku, więc samo bieganie po trawie, kąpanie się i wariactwa na huśtawkach idealnie odciągają dzieciaki od telewizji, smartfonów, czy innych ekranów. Gorzej gdy pada deszcz i się oziębia – wtedy nie dość, że nie za bardzo jest jak spędzać czas w ogródku, to i my w związku z niższym ciśnieniem jesteśmy na tyle ospali, że siada nam kreatywność. Ale nawet i upał może zmęczyć, więc sięgamy po różne sposoby, by robić z dzieciakami coś więcej niż włączenie telewizora, czy tabletu.
Lubimy różnego rodzaju gry, problem polega na tym, że przy rozstrzale wiekowym 6 lat / 4 lata / 2 lata, mało które gry i zabawy nadają się dla wszystkich dzieciaków. Całe szczęście Helena jest najmniej problemowa i potrafi zająć się czymkolwiek. Ale co z dwoma starszymi diabłami i „nudzi mi się!“ ? Cóż, mamy fajną propozycję. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że aż tak fajną.
Mowa o „Ze Scottiem dookoła świata“, czyli kartach do kolekcjonowania dla dzieciaków, razem ze specjalnym albumem. Całość z ilustracjami z tytułowym pieskiem Scottiem.
Kiedy zostałem poproszony o recenzję, spodziewałem się kolejnych kart do zbierania i może czegoś więcej. Powiem szczerze – jestem bardzo mile zaskoczony. Także tym, że jak się okazało to rozrywka nie tylko dla sześcioletniego Franka, ale także dla czteroletniej Lili. Ok, ale po kolei. Co to jest i jak się z tego korzysta?
Karty i ich zbieranie
Nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze uwielbiałem karty kolekcjonerskie. Co prawda gdy byłem w wieku moich dzieciaków, to mogłem kolekcjonować jedynie historyjki z gumy Donald, czy Turbo, ale gdy pojawiły się karty, od razu chciałem mieć WSZYSTKIE. Franek zbiera obecnie karty z piłkarzami i dlatego wiem, że sam fenomen kolekcjonowania i wymieniania się z kolegami, nadal żyje i ma się dobrze. Yupi!
Samo zbieranie kart jest już fajną sprawą, zarówno Franek jak i Lilka ekscytowali się otwieraniem opakowań z nimi i sprawdzaniem co jest w środku. No właśnie, ale co jest w środku?
Otóż każda ze 108 kart (tyle jest ich w sumie) ma konkretny kolor odpowiadający danemu kontynentowi. Znajduje się na niej ilustracja zwierzęcia, zabytku, stroju narodowego, potrawy czy charakterystycznego przedmiotu, wraz z opisem z jakiego kraju pochodzi. W Europie mamy więc szwajcarski scyzoryk, Big Bena, belgijskie czekoladki, czy katedrę na Wawelu. A w Afryce Kilimandżaro, lwa, czy baobab. W każdym opakowaniu znajdują się cztery losowe karty.
Ciekawostki geograficzne
Sam fakt, że całość oparta jest na mapie świata i uczy dzieciaki o różnych krajach i kontynentach jest genialny! Jak się okazało, Lila potrafi nazwać już prawie wszystkie kontynenty (uczyli się tego w przedszkolu), więc teraz przyszedł czas na to, by dowiedzieć się nieco o nich. Jak my to robiliśmy? Dzieciaki wkładały odpowiednią kartę na swoje miejsce (w albumie są na to specjalne foliowe kieszonki), czytaliśmy co jest na karcie i krótko o tym rozmawialiśmy.
Dodatkowo na stronach albumu rozpisane są ciekawostki dotyczące niektórych kart. Po włożeniu karty sprawdzaliśmy czy dana karta ma odpowiadającą jej ciekawostkę i czytaliśmy ją ewentualnie rozwijając temat. Na przykład przy okazji pałeczek okazało się, że dzieciaki nie wiedzą, że można jeść pałeczkami! Co za przeoczenie z naszej strony, na Sushi chodzimy zazwyczaj sami 🙂
Łamigłówki
Oprócz ciekawostek, na stronach albumu znajdują się różnego rodzaju zagadki i łamigłówki. Związane są z danym kontynentem i mają przeróżne formy – ćwiczenia na spostrzegawczość: łączenie w pary, labirynty, znajdowanie różnic i inne. I choć dzieciaki mają tego pełno w różnych książeczkach, to chyba nigdy im się to nie znudzi. Tym bardziej, że tu jest to związane z danym kontynentem.
To chyba najszybciej zużywająca się część, choć pewnie gdy wypełnia się je ołówkiem można robić to kilka razy.
Gry karciane
Ale to nie wszystko. Gdy już rozwiąże się wszystkie łamigłówki, a samo wkładanie kart do albumu przestanie bawić, można zagrać w trzy gry karciane. Dostępne właśnie wtedy, gdy zbierze się już większą ilość kart. Do nich niepotrzebny jest album, co powoduje, że niektóre mogą fajnie sprawdzać się choćby podczas podróży samochodem, czy w innym miejscu gdzie nie mamy miejsca i warunków zabrać coś większego.
Pierwsza gra to klasyczne „memory“. Jeśli mamy odpowiednią ilość podwójnych kart, to kładziemy je grzbietem do góry i próbujemy znajdować pary.
Druga gra jest świetna do ćwiczenia spostrzegawczości i polega na podbieraniu kolejnej osobie kart w danym kolorze i zbierania kompletów kolorystycznych.
Trzecia natomiast wykorzystuje obecne na kartach współczynniki o których nie mówiłem (czyli dystans od Polski, populacja i wielkość – tyczące się kraju występującego na karcie) i rozgrywania trochę bardziej rozbudowanej wariacji na temat klasycznej karcianej „gry w wojnę“. Myślę, że akurat ta część rozrywki będzie nam jeszcze trochę towarzyszyć na różnych wyjazdach. Aż do… pogubienia kart 😉
Skąd to wziąć?
I teraz najważniejsze. Skąd wziąć album i karty? Ha! Całość dostępna jest w sklepach Netto. To właśnie w wyniku współpracy z tą firmą powstał ten wpis. Jeśli wydasz 25 lub więcej złotych, możesz dokupić komplet kart za 1 grosz. A jeśli koniecznie chcesz mieć więcej – normalnie taki zestaw czterech kart kosztuje 1.99 zł. Album natomiast – 8.99.
Powiem szczerze i otwarcie, że nie spodziewałem się takiej zabawy po tego typu albumie i kartach – zazwyczaj są to zabawki w stylu „naciągnij rodzica przy kasie“. Tym razem z chęcią dam się naciągać. Może odwróci to uwagę od innych „pułapek“ przy kasie, a tych – jak pewnie dobrze wiecie – jest zawsze mnóstwo.
Mam coś do rozdania!!
Ale to nie wszystko. Otóż mam do rozdania pięć albumów, a do każdego albumu dorzucam czterdzieści kart 🙂
Wszystko od Netto, we współpracy z którym powstała ta notka. Co trzeba zrobić? Przesłać mi na adres michal@mikemary.pl skan lub zdjęcie rysunku wykonanego przez dzieciaki. Rysunek ma pokazać miejsce na świecie, które dziecko chciałoby zobaczyć. To wszystko do 12 czerwca, do północy. Zwycięzców wybierzemy w poniedziałek. Aha, jurorami będą Franek i Lila 🙂
A ci, którzy nie wygrają, lub ci, którzy nie mogą się już doczekać – zlokalizujcie najbliższe Netto. I mówię szczerze – naprawdę warto 🙂