• 23 listopada, 2017
  • Michał Górecki
  • 1

Nie jestem maniakiem kontroli. Chyba nigdy nim nie byłem. Dość szybko zorientowałem się, że życie pisze tak rozmaite scenariusze, że pisanie szczegółowego planu na przyszłość może być jedynie sposobem na zabicie czasu, albo jakąś desperacką próbą poukładania pewnych spraw. Próbą dla próby – szansa, że wszystko potoczy się tak jak chcesz jest na dłuższa metę zupełnie nierealna. Powiedzenie: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach.” naprawdę zaczyna mieć podwójny sens po urodzeniu się dzieciaków.

Kiedy patrzę na to jak potoczyło sie nasze życie, jestem absolutnie pewien, że nie moglibyśmy tego w żaden sposób zaplanować. Sam wyjazd do Genewy, który z jednej strony przerwał moją ówczesną karierę w branży reklamowej, z drugiej wyposażył mnie w doświadczenia na całe życie i paradoksalnie spowodował, że w branży tej spędziłem z sukcesem kolejne lata. Przypadkowe zagadanie przez znajomego skończyło się wejściem przeze mnie w branżę koszulek, która na nowo zdefiniowała mnie i nasze życie. W końcu decyzja o blogowaniu – czy pisząc teksty na tego bloga 10 lat temu, mógłbym w jakikolwiek sposób spodziewać się tego, że dekadę później blogowanie będzie jednym z naszych głównych zajęć?

To wszystko jednak wydaje się błahe i nieważne przy kwestii jaką są nasze dzieciaki, ich zdrowie i bezpieczeństwo. Tu, szczególnie tu, nie można nic zaplanować, nic określić na sto procent. Każdy planowany wyjazd ma w sobie dużą dozę niepewności – niejeden był już odwołany z powodu niespodziewanej choroby. Tak to już jest, jako rodzic musisz przewidzieć jak najwięcej wariantów rowoju sytuacji i być na nie gotowym, bo z pewnością nie jesteś przewidzieć wszystkiego. Choć niestety wszystkiego przewidzieć się nie da.

Udało się. Powtarzam ciągle, że nam się udało. I nie używam wtedy słów takich jak „sukces” czy „ciężka praca”, bo wiem jak wiele w życiu zależy po prostu od przypadku. Możesz nazywac to karmą, boską opatrznością, czy zwykłym szczęściem – to przecież oczywiste, że na tak wiele spraw nie mamy zupełnei wpływu. Mam czasem uderzenia totalnej świadomości – jesteśmy razem, zarabiamy, jesteśmy zdrowi. To z jednej strony coś banalnego, z drugiej o tak prostej rzeczy marzy tak wiele osób.

Nie wszyscy mają tyle szczęścia co my. Przekonujemy się o tym dobitnie podczas Szlachetnej Paczki, gdy czytamy opisy rodzin i zachodzimy w głowę jak rozmaite scenariusze może pisać życie. Przekonujemy się o tym klikając co jakiś czas w prośby pomocy na Facebooku. I odruchowo żal mi najbardziej najmłodszych. Tych małych dzieciaków, które nie powinny cierpieć w jakikolwiek sposób, tylko przeżywać dzieciństwo – ten złoty okres bez trosk, który pamięta się przez całe życie. A gdy chorują, gdy mają chorych rodziców, gdy mają rozbite rodziny, gdy wydarza się im inne zło, dorośleją za szybko, poważnieją za szybko, a we mnie coś krzyczy i nie zgadza się na to zupełnie.

Poznaliśmy się z Marysią w harcerstwie. W Dzień Myśli Braterskiej. To urodziny założyciela ruchu skautowego, a jednocześnie dzień, w którym jest się z myślami z innymi ludźmi. To trochę zobowiązuje. To, jak i wartości w których się wychowaliśmy. Często mamy wrażenie, że moglibyśmy robić więcej, pomagać bardziej, ale chyba nigdy nie ma się wrażenia, że robi się dostatecznie dużo.

Simba Toys Polska, producent zabawek Smoby Chef, służących do wyrobu domowych lizaków i czekoladek (pisałem o nich tu) postanowił zorganizować razem z nami akcję, dzięki której wesprzemy wybrany dom dziecka. Wybór tego domu był trudny – takie wybory zawsze są trudne – ale postanowiłem znaleźć coś w mojej okolicy. Wiecie, to zawsze działa na wyobraźnię – to wszystko dzieje się tu obok, a mimo to ktoś po prostu miał mniej szczęścia w życiu ode mnie. To Dom Samotnej Matki i Dziecka na warszawskiej Pradze Północ, przy ulicy Szymanowskiego.

Razem z Mary pojechaliśmy tam przeprowadzić z dzieciakami zajęcia z robienia czekoladek i lizaków. I choć bano się, czy damy rade z taką ilością dzieciaków, nie mieliśmy z tym większych problemów – przydały się doświadczenia bycia instruktorem i opiekowania się harcerzami, czy zuchami.

Serio, malująca się na twarzach radość dzieciaków, to chyba jedna z piękniejszych rzeczy na świecie. Przez ponad dwie godziny roztapialiśmy czekoladę, lepiliśmy i przyozdabialiśmy lizaki. A teraz… a teraz czas na Was. Chcemy, żeby z całej akcji wynikło coś więcej niż dwugodzinna zabawa.

Słodycze zrobione przez dzieciaki zostały wystawione na aukcję charytatywną. Dochód z tej aukcji w całości zasili konto Domu Samotnej Matki. To dzięki temu, gdy my będziemy siedzieć w naszych domach i słuchać kolęd zajadając się pierogami i pijąc barszcz, na twarzach tych dzieci pojawi się więcej uśmiechu i radości. Pieniądze, które uzbieramy przydadzą się na spełnienie przeróżnych marzeń tych dzieciaków. Wszystko na platformie Charytatywni Allegro, akcja prowadzona jest przez Fundację Przyjaciółka.

Cena wyjściowa zestawu to 50 zł, ale to oczywiście aukcja, więc można, a nawet trzeba (! :D) dać więcej.

Licytacje wystartowały w tym tygodniu, każda pula trwa do niedzieli, ostatnia kończy się 17 grudnia.

Aukcję możesz znaleźć tu.

Co Ty na to? Damy radę? Bardzo liczę na Twoją pomoc. Dzięki!