Sieć znowu zawrzała. A to za sprawą kampanii społecznej mówiącej kobietom o tym, że praca to nie wszystko, że kariera to nie wszystko, że muszą pamiętać o dzieciach, że wyjazdy do Tokio to… uhh wait wait wait. Po kolei. Wszystko po kolei.

Kampanie społeczne często budzą kontrowersje

Tak to już jest z kampaniami społecznymi że często decydują się na kontrowersje. Dlaczego? Ano po to, by nie wykupywać mediów. Koszt mediów to zazwyczaj 80% kosztów kampanii, a jeśli wywoła się kontrowersje, to ludzie sami będą o kampanii mówić. Tak było i tym razem. I choć zazwyczaj nie popieram słunnej tezy „nie ważne jak, byleby mówili“, to w przypadku kampanii społecznych często tak jest. Kto ma usłyszeć, ten usłyszy. Reszta będzie zła, ale w sumie oprócz ich oburzenia żadnych reperkusji raczej nie ma. No właśnie reszta. Tu nasuwa się pytanie…

Czy kampania była do ciebie?

Mam wrażenie, że większość oburzonych osób nie pojęła, że nie jest to kampania do nich. A także nie zrozumiała jej przekazu. Kiedy patrzę sobie na newsfeed, to oburzone są zazwyczaj dziewczyny w okolicy 25 lat, które dzieci z różnych powodów nie mają (o tym za chwilę), albo wręcz takie, które dzieci mieć nie chcą. Kampania nie mówi „trzeba mieć dziecko“, ani „kobiety bez dzieci są gorsze“. Ona mówi, żeby nie przegapić, tego momentu, żeby nie zapatrzeć się na karierę. I w sumie…

Jest coś na rzeczy

Znam trochę osób, które mogłyby być targetem tej kampanii. To kobiety zbliżające się do czterdziestki, a może nawet już po niej, które ze względu na tak zwany „zapierdol w korpo“ nie zdecydowały się jeszcze na dzieci. Nie mam co prawda pojęcia ile z nich rzeczywiście nie ma dziecka dlatego, że „jeszcze jeden awans“, a ile nie ma ich z miliona innych powodów. Przecież nie będę pytał. I teoretycznie mogłaby ona pomóc im zatrzymać się i pomyśleć o tym, bo… rzeczywiście czas ma znaczenie.

Przesunął nam się wiek

Kiedyś postanowiłem sobie, że wezmę ślub przed 30-tką. Nie udało się. Ale miałem równo 30 lat. To był 2007 rok, czułem wtedy, że biorę ślub dość staro. W sumie trochę bez sensu – wtedy już powoli stawało się to normalne, dziś to nikogo nie dziwi. Wszystko nam się przesuwa. 30-latki mieszkają z rodzicami, ludzie po studiach decydują się na kolejne, sporo osób wcale nie chce zakładać rodziny. To jakieś bardzo duże zjawisko społeczne i zupełnie nie mam chęci i podstaw, by zabierać się za jego analizę. Jedno natomiast jest pewne – chociaż wiek dojrzałości społecznej przesunął nam się bardzo przez ostatnie 50 lat, to biologii nie da się oszukać. Na początku lat 90. kobiety rodziły pierwsze dziecko zazwyczaj w wieku 23 lat. Obecnie statystyczna Polka zostaje matką, gdy ma ponad 27 lat.

Gdy moja siostra w wieku 30 lat zaszła w pierwszą ciążę, zdziwiła się słysząc od ginekologa, że „bynajmniej nie chcę powiedzieć, że jest pani stara, ale mimo wszystko nie jest to już biologicznie najlepszy czas na posiadanie dziecka“. To trochę szok, nie? Dla mnie był, dla mnie 30-tka to był dopiero początek myślenia o tym, że może powoli czas zacząć dorastać 😉

Ale tak jest. Jeszcze stosunkowo niedawno, na wsi, kobieta w wieku 30 lat bez męża była starą panną. Kobiety zachodziły w ciążę nie w w wieku 30, czy 35, ale 18, czy 20 lat. Nie chcę oceniać do jest lepsze. Choć oczywiście pewnie lepiej zostać matką świadomie i z odpowiednimi finansami w wieku 30 lat, niż zupełnie na rympał w wieku lat 18 (ale znam i uwielbiam co najmniej dwie matki które tak wcześnie w ciążę zaszły i są świetnymi matkami, pewnie będą to czytały i wiedzą, że o nich piszę, więc pozdrawiam Was N. i K. :).

Jedno jest pewne – rzeczywiście 40 lat to pewna granica bezpieczeństwa, szczególnie jeśli chodzi o pierwsze dziecko. I jeśli odetniesz wszystko wokół i pomyślisz tylko o sobie, to może być sporo racji w tym, że z każdym rokiem trzeba się zastanowić „czy nie jest za późno“. Tylko… to nie jest cholera takie proste.

Dlaczego nie decydujemy się na dzieci?

Ale przecież to nie jest tak, że nie decydujemy się na dziecko zawsze dlatego, że „kariera“. Przykład wyjazdu do Tokio jest tak abstrakcyjny, że trafi może do 1% kobiet.

Kobieta nie decyduje się na dziecko, bo nie ma partnera z którym chciałaby je mieć. Co zrobić? Tak to bywa.

Kobieta nie decyduje się na dziecko, bo boi się, że nie mają na nie kasy. Dziecko to wydatki, co prawda nie ma co z tym przesadzać, bo nie tylko bogacze mają dzieci, ale jednak są to wydatki.

Kobieta nie decyduje się na dziecko, bo Polska nie ma polityki prorodzinnej. Błagam, te wszystkie datki w postaci becikowych to tylko kasa na wódkę dla patologii. Jest co prawda Karta Dużej Rodziny, ale naprawdę rodzice powinni mieć o wiele więcej ułatwień finansowych.

Kobieta nie decyduje się na dziecko, bo… będzie się bała wrócić do pracy! Albo dlatego, że pracuje na umowie-zlecenie! O ile ja świadomie wybierałem tę formę rozliczeń (zamiast wrzucać do dziurawego ZUS-u), to dla kobiet jest to TRAGEDIA! Kto będzie płacił jej na zwolnieniu podczas ciąży? I na urlopie macierzyńskim? Kto zagwarantuje jej, że wróci na równie godziwych lub lepszych warunkach do pracy?

Kobieta wreszcie nie decyduje się na dziecko, bo ma partnera którego mózg pozostał jakoś w połowie XX wieku i który nie ogarnia, że miejsce kobiety wcale nie jest w kuchni, przy pieluchach i przy garach i może warto wziąć na siebie część tego cieżaru? 🙂

TO są prawdziwe problemy. A nie życie korpo-suczy. Choć… tak, myślę sobie, jak pisałem na początku, że istnieje grupa osób, która właśnie odkłada dziecko na później, bo chce robić karierę.

I o ile robi to w pełni świadomie – nie ma z tym problemu. Ważne, by zatrzymała się na chwilę i pomyślała o tym. To już będzie sukces. Bo czasu się nie oszuka.

Tylko… czy to zależy od jakiejś fundacji? NIE. To zależy od Państwa Polskiego. Od ustaw i uchwał. Fundacja niestety nie ma mocy, by to zmienić. Czyli… od WAS! Dlatego przyglądajcie się kurcze choćby programom partii w zakresie choćby rodziny, a nie w jakichś absurdalnych kwestiach o których tu pisać nie będę, bo polityki na tym blogu nie będzie.

Jak mogłaby brzmieć?

A więc reasumując – przekaz w sumie jest słuszny, choć do bardzo wąskiej grupy osób. Jest dość stereotypowy, pokazuje typową korpo-sucz vs Matkę Polkę. Jest mimo wszystko dość sztampowy i stygmatyzujący Choć kryje się za nim poniekąd słuszna idea mówiąca „zastanów się“. A zastanawianie się jest prawie zawsze dobre.

Co więc można było pokazać? Choćby to, że dziecko to nie koniec świata. Już o tym pisałem. Da się mieć dziecko i robić karierę. Oczywiście zależy co znaczy „kariera“. Na pewno trudniej jest latać po świecie, ale przykład wielu moich znajomych rozwijających biznesy, czy choćby Mary, pokazuje, że można mieć dzieci i robić kasę. Mary obroniła się będąc w 9 miesiącu ciąży i pracując już jako Brand Manager. Awansowała, urodziła drugie dziecko, awansowała, zmieniła firmę, urodziła trzecie. Pewnie, może jest nam łatwo, mieszkamy w Warszawie, mamy trochę kasy (choć na to sobie zapracowaliśmy, ale to inny temat zupełnie). Da się. Serio. I taki przekaz byłby fajny.

A późne macierzyństwo i ojcostwo to oddzielna sprawa. Też nie chcę oceniać go jednoznacznie. Ma swoje wady i zalety. Oczywiście im bliżej 40-tki tym trudniej mieć pierwsze dziecko, ale o tym pewnie wiecie.

Więc owszem nie ma co się spinać dziewczyny, a na pewno podejmować decyzji o dziecku zbyt pochopnie i z pierwszą napotkaną osobą. Kiedy widzę ile jest dziś rozwodów, bardziej martwią mnie dzieci z rozbitych rodzin, niż te, które nie zdążyły się urodzić. Ale warto też pamiętać, że czasu się nie oszuka i nie chodzi tu zupełnie o sławetne ciocie i babcie pytające „NO KIEDY WRESZCIE?!“ Tylko o was. Warto mieć tę świadomość i tyle.

Natomiast warto mieć też świadomość, że po pierwsza kampania może nie jest skierowana akurat do was, a nawet jeśli jest skierowana to odbijecie ją automatycznie, bo wszystko co dotyczy wieku (szczególnie kobiety) budzi w was agresję 🙂 Ja też nienawidzę ageizmu i dyskryminacji ze względu na wiek, ani stygmatyzowania, ale w tym wypadku im głośniej będzie o kampanii, tym więcej osób się zastanowi nad tym, a także nad tym, że przez dekady firmy farmaceutyczne wmówiły nam, że pigułki nie mają żadnych skutków ubocznych, a nie jest tak wcale do końca.

A kampania… no cóż. Jest sztampowa jak obrazek ze stocka który specjalnie kupiłem na potrzeby tej notki. Nie wiem na ile specjalnie, by wywołać szum, na ile nie. A późne macierzyństwo – to coś z czym Polska będzie musiała się zmierzyć. Prędzej czy później. Ale nie, nie, są przecież ważniejsze dla polityków sprawy, heh.

Chciałbym lepszej, mądrzejszej i mniej obrażającej kampanii. Można było ją robić w o wiele lepszy sposób. Ale problem nie jest wyssany z palca i ciekawi mnie prawdę mówiąc co będzie za 10, czy 20 lat, bo to, że ciała nam nie ewoluują na pewno się nie zmieni.