• 13 lipca, 2018
  • Michał Górecki
  • 0

Pomysł na wyjazd do Norwegii przyszedł mi do głowy przed urodzinami Mary w zeszłym roku. Był październik, ja jak zwykle nie miałem zbytnio pomysłu na prezent, a ona siedziała przed kompem zauroczona zdjęciami z Norwegii wrzucanymi przez znajomego. Północ marzyła jej się od dawna, a ja (choć bardziej zauroczony południem Europy) też miałem chęć pojechać – o ile nie będzie to zima.

Problemem zazwyczaj była kasa – już w Szwecji odczuwamy wyższe ceny, tam jednak mieszkamy u mojej siostry. Myśl o pobycie w Norwegii i kupowaniu tam jedzenia bolała mój portfel. Mateusz pisał jednak, że wyjazd zorganizowała im polska para mieszkająca w Norwegii, czyli nordtrip.pl. Ceny, które mi podawał były niewiarygodnie niskie, bo wyjazd na tydzień kosztował mniej niż 2500 zł od osoby.

Co więcej było w tym właściwie wszystko oprócz przylotu, ale ten można było ogarnąć tanimi liniami, więc też nie kosztował zbyt dużo. Niedużo myśląc postanowiłem połączyć więc dwie rzeczy, których pragnie – wyjazd do Norwegii z wyjazdem z dobrymi przyjaciółmi. Namówiłem jeszcze 10 osób, ustaliliśmy detale i pozostało nam tylko czekanie. Czy się udało? I to jak!

Przylot

Bilet do Oslo udało się kupić za 80 zł w dwie strony. Ryanair. Na lotnisko przyjechali po nas gospodarze, czyli Wiktor i Agnieszka. Zapakowaliśmy się do minibusa i Sharana i pomknęliśmy w stronę domu jednocześnie słuchając o Norwegii. Słuchaliśmy i patrzyliśmy przez okna, bo oprócz dziewiczych krajobrazów tego kraju, nasz wzrok od razu przykuły prawie jednakowe, drewniane domki. Nie byliśmy w żadnym dużym mieście (w tym w Oslo, bo lotnisko dla tanich lotów jest oczywiście położona z dala od miasta), ale jeśli chodzi o miasteczka, czy wieś, wszystkie domy są prawie takie same i wyglądają jakby były zbudowane na makiecie kolejki, lub wyjęte ze skandynawskich filmów. Drewniane czerwone domy z białymi wykończeniami, domy białe, czasem w kolorze ochry. Rzadziej szare, czarne, czy ciemnobiebieskie. Zastanawialiśmy się długo nad tym fenomenem, odpowiedzi jest wiele. Po pierwsze Norwegowie lubią tradycję, nie lubią wyróżniania się (od wieków) i okazywania bogactwa, a może po prostu nie mają w głowie tyle szaleństwa i podoba im się tak jak jest. Historycznie zależało to od dostępności barwników, ale mamy 2018 rok, a oni są od kilku dekad jednym z najbogatszych krajów świata. Tak czy inaczej – wygląda to bajecznie.

Zakwaterowanie

Samochody zatrzymały się przy dolince na zboczu której znajdowały się dwa budynki w których mieliśmy zamieszkać. To miejsce obok miasteczka Tvedestrand, położonego 230km na południowy zachód od Oslo. Domek oczywiście drewniany. W środku małe i przytulne pokoiki, salon, kuchnia i taras. Pokoje są dwuosobowe, choć jeśli przyjeżdża się w pełnym, dwunastoosobowym składzie (tak jak my – co zmniejsza koszty i zwiększa fun) to trzeba pogodzić się z tym, że w głównym domku korzysta się ze wspólnej łazienki.

A oto nasz „hotel” 🙂

Choćbym chciał dla równowagi znaleźć jakieś wady, to byłoby mi z tym dosć trudno, szczególnie dlatego, że…

…jedzenie i picie…

…jest bez limitu. I tak, mówię też o alkoholu. To zastanawiało mnie najbardziej – znałem norweskie ceny i myślałem sobie jak to będzie wyglądało. A wygląda tak, że większość produktów żywieniowych jest z Polski. To z jednej strony trochę ogranicza, z drugiej wyjazd oparty na norweskim jedzeniu byłby dwa razy droższy. To nie jest tak, ze jedliśmy pierogi ruskie i bigos, bo Wiktor serwował codziennie różne specjały z dodatkiem lokalnych przypraw, a oprócz tego udało nam się skosztować gulaszu z renifera, gulaszu z wieloryba i steków z łosia! Mówiąc krótko – głodni nie byliśmy. Jedyne czego nam nieco brakowało, to warzywa – tych było dość mało, ale w Norwegii nie ma ich zbyt dużo, a jeśli są to dość drogie.

Głodni raczej od stołu nie wstawaliśmy 🙂

Co do alkoholu – piwo i wino robione jest na miejscu. Nie jest to jakaś bardzo wysublimowana produkcja, a ja nie jestem w te klocki (jeszcze!) zbyt dobry, ale wino i piwo domowej produkcji było naprawdę wyśmienite. A ponad dwudziestolitrowe wiadra wina opróżniane przez nas zdawały się nie kończyć. Co prawda jest to nieco jak all inclusive w hotelu – nie dostaniesz Jacka Danielsa, czy 15 letniej whisky, ale to chyba dość oczywiste 😉

Filtrowanie kolejnej porcji wina

Wyjazdy

Ale przecież nie pojechaliśmy po to, by siedzieć w domku, jeść i pić! Właściwie codziennie (poza jednym dniem odpoczynku) wybieraliśmy się w jakieś ciekawe miejsca. I tu od razu uprzedzę – to wyjazdy samochodem. Najbardziej hardkorowy z nich to podróż 6 godzin w jedną stronę, więc jeśli ktoś ma duże problemy z chorobą lokomocyjną, to musi to przemyśleć. Widoki jednak były tak wspaniałe, że czas wcale się nie dłużył. A gdy się dłużył – można było odespać wieczorne szaleństwa.

Ach właśnie. Wieczorne. Nocy nie było. O 23.30 było jeszcze dość jasno, a chwilę później wschodziło słońce. Tak tu jest o tej porze roku. Ale po kolei, co udało nam się zobaczyć?

1. Motorówka

Już pierwszego dnia, by nie marnować czasu popłynęliśmy na przejażdżkę motorówką. Pogoda była niesamowita (i tak przez prawie cały wyjazd!) więc wszędobylskie skały i kolorowe domki wyglądały nieziemsko! Przepłynęliśmy też obok tutejszej mini Wenecji, czyli Gjeving i Lyngør, do której udaliśmy się zresztą kilka dni później, a także zwiedziliśmy malownicze miasteczko.

Mini rejs motorówką

Widoki na malownicze domki i port

2. Preikestolen

To jedna z trzech najsłynniejszych skał Norwegii, na pewno widzieliście ją na zdjęciach. Po ponad pięciu godzinach jazdy i dwóch godzinach wspinaczki weszliśmy na skałę – widok z niej w pełni usprawiedliwił tę wyprawę. To wisząca 604 metry nad morzem skała z której rozpościera się piękny widok na fiord. A na szczycie kieliszek białego wina 😀 Zresztą zobaczcie sami.

Opłacało się wejść!
I napić patrząc na fiord
Kiedy „nad poziomem morza” oznacza rzeczywiście NAD POZIOMEM MORZA.

3. Relaks i kąpiel

W ramach relaksu pojechaliśmy wykąpać się w malowniczej zatoce. Pogoda nadal dopisywała. Co tu dużo pisać… 🙂

Państwo mają relaks
Total relaks

5. Jettegrytene i wędzenie

To podobno jedna z mniej znanych atrakcji turystycznych Norwegii. Po półgodzinnym marszu po głazach wzdłuż jeziora, dotarliśmy do skalnego, granitowego monolitu pełnego zagłębień wypełnionych wodą. Wygląda to kosmicznie, niczym z innej planety. Jako, że pogoda była upalna, dziesiątki Norwegów korzystały z kąpieli (to chyba najwięcej spotkanych przez nas Norwegów w jednym miejscu). Granit był szorstki i bezpieczny dopóki nie obmywała go woda – w kontakcie z nią staje się niesamowicie śliski, co jest tworzyło naturalne zjeżdżalnie, ale też niebezpieczne i śliskie miejsca, o czym przekonała się jedna z uczestniczek naszej wyprawy, całe szczęście nic się jej nie stało.

Wakacje na innej planecie

Po południu sąsiad przywiózł makrele, więc trzeba było je uwędzić. Niestety nie załapałem się na samo wędzenie, gdyż zmógł mnie sen, a jak to bywa na naszych wyjazdach bez dzieci – nikt nie pyta kiedy ktoś śpi i ile śpi. Wstałem więc już na gotowe rybki i oddałem się urokowi ciepłego i jasnego wieczoru na tarasie.

Ryby się wędzą (a ja śpię)
Dobrze, że jest gitara 🙂

6. Grimstad i Ibsen

To malownicze białe miasteczko znane jest głównie z tego, że mieszkał i pracował w nim Henryk Ibsen. W miejscu jego apteki znajduje się obecnie pub, w którym to wypiłem najdroższe piwo w moim życiu 😉

Tu pracował Ibsen

7. Plaża i ryby

Kolejna atrakcja to wyprawa na plażę i wędkowanie dla chętnych. Nie jestem zapalonym wędkarzem i robiłem to ostatni raz dawno temu, na Mazurach. Trochę zmieniło się też moje podejście do tego, nie jestem fanem zabijania zwierząt dla funu. Dlatego też większość ryb wypuściłem, a zostawiłem sobie jednego dorsza, którego później zjadłem. Traktują to zresztą jako umiejętności prepperskie – nikt nie wie, czy nie wyląduje kiedyś na bezludnej wyspie!

Mary ma branie
A to mój dorsz

Podsumowanie

Wyjazd skończył się dość szybko – trwa 6 dni, ale był dość intensywny. Norwegia latem okazała się niesamowicie kolorowym i malowniczym krajem, choć planujemy już powrót w zimę, gdzieś na północ – może do Tromso? Wiktor i Aga organizują jako nordtrip.pl naprawdę świetne wyjazdy, a cena jest wynikiem sprytnych optymalizacji, a nie bezsensownego cięcia kosztów. Zresztą prawda jest taka, że miejsca na przyszły rok w wakacje… mają już wyprzedane! Jedno jest pewne – jeszcze wrócimy.