• 22 września, 2015
  • Michał Górecki
  • 2

Dawno dawno temu, na jednym z moich nieistniejących już blogów wymyśliłem pewną zabawę. Polegała ona po prostu na wypisywaniu znanych doktorów. Nie, nie prawdziwych. Doktorów znanych z popkultury. Lista była dość długa i znaleźli się na niej Doktor Dolittle, Doktor Alban, Doktor Queen, Doktor Emmet Brown, i oczywiście Doktor Henry Jones, jr. czyli Indiana Jones. Ale żaden z tych doktorów nie jest dziś najbardziej popularny, przynajmniej jeśli chodzi o ilość zapytań medycznych. Najbardziej popularnym doktorem dzisiejszych czasów jest Doktor Gugiel.

Wyszukiwarki stały się błogosławieństwem i zmorą dzisiejszych czasów. Pozwalają na bardzo szybkie wyszukanie różnego rodzaju informacji – tak szybkie, że po prostu nie chce nam się często wyszukiwać czy dowiadywać się w inny sposób. Niestety choć wyszukiwarki działają bezbłędnie, to jakość znajdywanych informacji pozostawia wiele do życzenia – to przecież teksty pisane przez niezweryfikowane osoby, amatorów, różnej maści szarlatanów, czy nawet po prostu zwykłe osoby, które na medycynie znają się jak na teorii fizyki kwantowej. Jednak za teorię nikt się prawie nie zabiera, natomiast medycyna wydaje nam się bliska – w końcu coś tam empirycznie wiemy. Problem w tym, że to oczywiście za mało.

Powiem tak – czy chciałbyś być leczony przez dowolnie wybraną osobę na ulicy? Bez sprawdzenia jej umiejętności, tożsamości, czy wykształcenia? Pytanie jest oczywiście retoryczne i taka sytuacja wydaje się absurdalna, ale właśnie tak wygląda często nasze badanie objawów czy rozpoznawanie chorób. Wyszukujemy, czytamy i już wiemy. Naprawdę?

Każdy człowiek ma dodatkowo zdolność do hipochondrii, czyli wmawiania sobie różnego rodzaju chorób – jedni robią to częściej, inni rzadziej. Nie mieliście nigdy tak, że opis choroby pasował do Was tak dobrze, że byliście pewni że to na pewno o was? Ja miałem. Szczególnie jeśli chodzi o tłumaczenie sobie różnego rodzaju dolegliwości „miękkich“ i cywilizacyjnych – niewyspania, braku skupienia, czy rozdrażnienia. Atakujące nas reklamy suplementów diety jeszcze bardziej to wzmagają – „o to, to, na pewno to mam!“.

Sytuacja może czasem robić się wręcz niebezpieczna. Po wyszukiwaniach w Google nie ma zazwyczaj śladu, ale często pytania na forach wołają o pomstę do nieba. Bo nie chodzi tu o różne lekkie dolegliwości w stylu wysypki – tego typu dociekanie jest oczywiście normalne i uzasadnione. Zdarzają się natomiast przypadki pisania w naprawde nagłych przypadkach – wysokiej gorączki dziecka, a nawet różnego rodzaju urazów, czy stanów krytycznych. Pytanie w mediach społecznościowych i oczekiwania na zbawienie. Oczywiście odpowiedzi będzie tak dużo jak dużo jest osób na forum, więc nic konkretnego z tego nie wyniknie. A sytuacja może być naprawdę groźna. Całe szczęście często pojawia się w takim wątku Głos Rozsądku mówiący „człowieku, nie pisz tutaj tylko biegnij do lekarza!“.

Ja sam czasami pogłębiam wiedzę na pewne tematy za pomocą sieci, ale robię to właśnie w sprawach mało krytycznych (ostatnio pytałem Was o pogryzienie moich dzieciaków przez jakieś dziwne robactwo), lub w celu pogłębienia wiedzy. Zdaję sobie jednak sprawę ze swoich ograniczeń – moja siostra studiowała medycynę i pamiętam jak dziś jak wiele materiału musiała przyswoić, żeby zaliczyć studia, nie mówiąc o następnych latach pełnych lektur, sympozjów i konkretnych przypadków. Nie, to nie jest do ogarnięcia dla zwykłych ludzi, serio 🙂

Często słyszę głosy „ale każdy lekarz ma inna opinię, więc muszę poszukać samemu!“. Tak, nie rozgrzeszam wszystkich lekarzy, są tacy, którzy popełniają błędy, zdarzają się też różne pomysły na leczenie tego samego. Owszem, ale nadal szansa, że samemu wpadniesz na rozwiązanie jest o wiele mniejsza, może po prostu warto zasięgnąć porady innego specjalisty – choćby poleconego przez znajomych?

Google nie jest doktorem! Nie zastąpi wizyty u lekarza. Owszem, w naszych warunkach korzystanie z publicznej służby zdrowia jest wręcz urągające godności, ale zbyt wiele na to nie poradzimy. My już po urodzeniu się Franka wykupiliśmy rodzinny pakiet w prywatnej klinice i choć jest to jakiś wydatek w domowym budżecie, to nie żałujemy. Oczywiście nie wszystkich na to stać, ale wtedy też warto pamiętać o tym, że Doktor Gugiel nie leczy. A może często wprowadzać w błąd.

Teraz małą ciekawostka. Pomysł na tę notkę powstał w mojej głowie już jakieś 4 lata temu (!), ale jakoś nie mogłem się do niej zebrać. Skłonił mnie do tego Scanmed, w wyniku współpracy z tą firmą powstał właśnie ten tekst. Dostałem od nich kilka statystyk, mnie ostatnia nieco przeraziła:

unnamed

Miałem kilka przypadków w swojej rodzinie, które zostały wyleczone dzięki szybkiej diagnozie. Moja Mama wygrała z rakiem – już 15 lat temu. Obeszło się bez chemioterapii, jak na razie wszystko jest super i mam nadzieję, że tak pozostanie!

Ja natomiast przeszedłem operację wycięcia guza tarczycy – nie mam jej właściwie zupełnie. Guz był dość duży i hodowałem go podobno prawie dwa lata – odkrył go lekarz podczas badania migdałków po prostu przesuwając palec niżej. Całe szczęście nie był to guz złośliwy więc nic takiego się nie stało. Ale znam od mojego wujka onkologa opowieści, które sa niewiarygodne – osoby z olbrzymimi guzami, które decydowali się leczyć przykładaniem połówki ziemniaka, czy kapusty. Tak, w XXI wieku. A korzystanie TYLKO z Googla przy mocnych lub długotrwałych objawach nie jest w sumie dużo mądrzejsze.

Dostałem też od Scanmedu małe zadanie – opis objawów, które mam sprawdzić w sieci. Oczywiście mógłbym zrobić to bardzo, bardzo dokładnie, ale postanowiłem zrobić to w 10 minut.

Jest połowa września. Wstajesz rano, jest 8:00. Czujesz się lekko osłabiony i zmęczony, chociaż w nocy spałeś dobrze i położyłeś się spać przed północą. Dzień zaczynasz od mocnej kawy i to stawia Cię na nogi, jednak po chwili czujesz lekkie palenie w przełyku.

Podczas porannego prysznica zauważasz na lewym boku swędzącą, czerwoną wysypkę w postaci sporych czerwonych plamek. Swędzenie nie mija w ciągu dnia, ani po kilku dniach. Po około tygodniu zaczynasz czuć lekki ból stawów podczas porannego wstawania.

Mój typ to Celiaklia, czyli uczulenie na gluten. To mi podpowiedział Gugiel – a Wam? 🙂 Jakie są wasze typy?

I pamiętaj – internet nie leczy 🙂

A więcj informacji znajdziesz pod adresem http://internetnieleczy.pl/