No i stało się. Jestem w szpitalu. Mija własnie 5 lat od mojej poprzedniej wizyty szpitalnej z noclegiem, kiedy to grzebali mi w zatokach i znowu czas na piżamę w paski i ściany pomalowane farbą olejną. Tym razem zamiast pobytu w Warszawie wybrałem miasto Breslau. Ale o co chodzi?
Ano o obcego który zalągł się w mojej tarczycy. Został wykryty zupełnie przypadkiem, pod koniec listopada. Ot, rutynowe badanie gardła i węzłów chłonnych. Był tam od jakiegoś czasu, więc aż dziw że został wykryty dopiero teraz, a nie na przykład jeszcze w Szwajcarii. Ale co zrobić…
Lekarze są dobrej myśli, choć o guzie zbyt wiele powiedzieć nie mogą, będzie wiadomo jak zobaczą co to a w szczególności gdy po pokroją. Na pewno ścierwa się trzeba pozbyć. Ale tak naprawde nie o tym chciałem pisać – bo co w tym interesującego. Będzie co będzie. A będzie dobrze. Bo to chyba na mnie za wcześnie, nie? 🙂
5 lat temu leżałem sobie w szpitalu MSWiA w Warszawie. Całość trwała dość krótko bo bodajże 4 dni, ale wynudziłem się śmiertelnie. Laptopa własnego jeszcze nie miałem. Dziś wydaje się to absurdalne, ale tak właśnie było. Mój desktop został w domu, a jedyny laptop który był w naszym posiadaniu to stara Actina Marysi. To taki lap który przegrzewał się i wyłączał po jakichś 30 minutach – kładłem go na dwóch kupkach książek żeby nie dotykał stołu, a za nim ustawiałem wiatrak coby miał lepsze chłodzenie. Zewnętrzne :]
Komórka? Nokia. Z wapem czy innym mini netem – bezużyteczne. Ale miałem małego iPaqa – palmtopa z kilkoma gierkami. Łączność ze światem? Nope. Gry – nie na tym sprzęcie. Jedyne co mi pozostawało to stary dobry Transport Tycoon Deluxe. I książki rzecz jasna. I telewizja za 5 złotych. Brr.
Dziś – no cóż, jestem przygotowany. Laptop, iPhone, net, Facebook, 4 filmy na DVD, trylogia Gibsona, zestaw audiobooków.
Napiszę zaległe notki na bloga, może nawet obrobię zaległe zdjęcia. Wyśpię się! Oj tak, po prostu wtedy kiedy chcę to zasnę 🙂 Alien przegra. Musi przegrać. Nie dam mu szans.