• 13 maja, 2015
  • Michał Górecki
  • 0

Podczas gdy cała Polska żyła wieczorem wyborczym i odliczała minuty do zakończenia ciszy wyborczej, moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Przed 20.00 siedziałem u weterynarza, trzymając jedną rękę na stole gdzie leżał nasz pies – Denis, podłączony do kroplówki. Modląc się w duchu, żeby wszystko było ok.

Wróciliśmy w niedzielę do domu po kilku godzinach, a Denis nie czekał przy drzwiach tak jak zwykle. Siedział cicho koło łóżka, jakby coś zbroił. Pomyślałem, że gdzieś się zsikał, ale nic nie znaleźliśmy, poza ty nie zdarza mu się to zupełnie. Wyszedłem z nim na spacer i dopiero po 10 metrach zobaczyłem, że ciągle czeka przy furtce i wcale nie chce wychodzić. A to było już bardzo dziwne. Każdy kto zna Denisa, lub ogólnie zna Jack Russell Terriery, wie, że ona kochają się ruszać i biegać. Wróciłem z nim do domu, a Mary powiedziała od razu – ja kładę dzieciaki spać, ty jedź z nim do weterynarza. Całe szczęście tak zrobiłem.

Denis miał kilka dni temu dwa kleszcze. Miał ich już trochę, w tym roku jednak jeszcze nie polaliśmy go płynem antykleszczowym. Niestety – tym razem kleszcz był pechowy i zakaził go babeszjozą. Całe szczęście przyszliśmy dość wcześnie, dostał lekarstwa, przez trzy dni dostawał kroplówkę, wyniki krwi są całkiem dobre. Powinno być dobrze!

Jednak wtedy, w poniedziałek, siedziałem i głaskałem go. Miał gorączkę, oddychał ciężko. Drugą ręką niedbale sprawdzałem pierwsze wyniki wyborów. Słuchałem dialogu weterynarzy z pokoju obok. Sprawa dotyczyła psa, którego przywieziono po tygodniu. Po tygodniu od objawów apatii i wymiotów! Pies rzygał tydzień, prawie nie sikał, a oni nic z tym nie robili. Niestety w tym stanie nie można było mu już pomóc. Właścicielka nie zgadzała się na uśpienie, jakby miała wyrzuty sumienia, ale w końcu weterynarze wytłumaczyli jej, że jest za późno na uratowanie psiaka. Nie widziałem go, ale zrobiło to na mnie tak wielkie wrażenie, że łzy same zaczęły mi płynąć po policzkach. Wesoła psina, może jakieś kochające go dzieciaki. Jeden kleszcz, trochę zaniedbania i niestety wędruje do św. Franciszka. Straszne. Wyobraziłem sobie odruchowo Franka i Lilę tak bardzo kochających naszego Denisa. Zresztą nie tylko ich – wszyscy nasi znajomi go uwielbiają, pojawił się u nas na rok przed Frankiem, nie wyobrażam sobie życia bez niego – jeszcze nie teraz.

  • Używajcie tych cholernych płynów antykleszczowych.
  • Przeczesujcie psy w poszukiwaniu kleszczy po spacerze.
  • I nie zwlekajcie z pójściem do weterynarza, gdy coś się dzieje. Potem może być za późno.

Tylko tego dnia przyprowadzono 7 psów z objawami babeszjozy. To nie są żarty 🙁