Znamy to. Znamy już bardzo dobrze. Zanim dojdziemy do pierwszego postoju usłyszymy kilka komentarzy w stylu „I po co te dzieciaki męczą?”, „Nie dziwne, że marudzi, za młoda jest!”. Ostatnio Mary usłyszała nawet osobę bezpośrednio zwracającą się do marudzącej Lilki, mówiącej coś w stylu „Oj, biedna dziewczynka.” Szkoda, że nie było mnie wtedy obok. Byłem ze sto metrów dalej, z Frankiem i Helą w nosidle. Bo naprawdę odpysknąłbym coś konkretnego. Coś bardzo konkretnego.

Kocham góry. Uwielbiam góry. Razem uwielbiamy góry – gdy poznałem Mary, byłem pewien, że też je uwielbia. Trudno zresztą być instruktorem harcerskim i ich nie lubić – złaziliśmy swego czasu mnóstwo zboczy i połonin, i choć były to raczej różne pasma (Mary jako wrocławianka głównie Sudety, ja jako warszawiak głównie Beskid), to miłość ta pozostała w nas i nie da się jej niczym stłamsić. Było dla nas oczywiste, że nasze dzieci będą chodziły z nami po górach. Bo czy mogło być inaczej??

Nie będę się tu rozwodził nad samymi górami. Albo je kochasz i nie musze Ci tłumaczyć dlaczego tak wspaniale jest po nich chodzić, albo tego nie czujesz i… no nic, nie pogadamy na ten temat 🙂 Napiszę trochę o chodzeniu po nich razem z dziećmi. Bo tak, jest to możliwe. A nawet z wielu względów – wskazane.

Chodziłem z dziećmi po górach. Przed ślubem. Z dziećmi nieco starszymi – na różnorakich obozach przepędzałem po górach dzieciaki dwunasto-, trzynasto-, czy siedemnastoletnie. Zawsze było nieco narzekania, zawsze były „problemy” i zawsze był ten uśmiech i radość, kiedy już weszło się na górę i zobaczyło widoki, a na pewno gdy zeszło się z góry i leżało w schronisku, czy też siedziało przy wieczornym ognisku. Dlaczego więc nie chodzić z dzieciakami od samego początku?

Gdy dziecko jeszcze nie chodzi, noszenie go w nosidle to mniejszy wysiłek niż plecak średniej wagi. A gdy już chodzi, to naprawdę nie ma żadnego problemu, by je po górach przegonić. Oczywiście pod wieloma warunkami o których za chwilę napiszę. Ale energia dziecka, jego siła i wytrzymałość w porównaniu z jego nikłą wagą – uwierz mi, to nie jest dla niego ŻADEN problem, chyba, że zabierasz je na Mount Everest. Lub rzeczywiście przyzwyczaiłeś je do siedzenia przed komputerem i nie rusza się ono zupełnie. Ale o takiej patologii nie będziemy mówić, ok? 🙂

Po co w góry?

Po co zabieramy dzieciaki w góry? Po pierwsze by ćwiczyć je fizycznie. I tak biegają, ganiają i wykorbiają się gdzie tylko się da. To zdrowe. Po drugie po to, by pokazywać im świat. By ćwiczyć wrażliwość na piękne widoki. Po trzecie wreszcie – i nie bagatelizujmy tego – bo to miejsce gdzie i my, i oni możemy cieszyć się i korzystać z życia.

W górach bezpieczniej niż nad wodą

O ile nie wspinasz się po pionowej skale i używasz rozumu, wycieczka w góry jest bezpieczniejsza od spędzania czasu nad wodą. Tam co chwile liczymy dzieciaki i patrzymy, czy któreś przypadkiem się nie topi. Bo to niestety możliwe. A na szlaku? Raczej nie zaatakuje cię dziki zwierz, nie spadniesz w przepaść (nie chodzimy z nimi nad przepaściami). Jedyne co może się stać to przewrócenie się. Wielkie aj waj. Podobnie jak na podwórku.

Dobieraj trasy

Oczywiście trzeba dobierać trasy odpowiednio do wieku dzieciaków. Chociaż to jest dość „tricky”. Nasze dzieciaki bez specjalnej zaprawy weszły do Chatki Puchatka w Bieszczadach (Połonina Wetlińska) mając odpowiednio 3 i 5 lat. Pół roku później weszliśmy na Sarnią Skałę w Tatrach. Było trochę problemów przed samym szczytem, bo rzeczywiście jest tam nieco skał, ale ogólnie nie było problemów! Oczywiście były kryzysy, ale o tym za chwilę.

Nie chodzimy po górach w zimie, raczej jest to od maja do września. Wybieramy trasy maksymalnie dwugodzinne, które z dziećmi nieco się wydłużają. Choć… Franek podczas tego drugiego wejścia był szybszy od nas. Dzieciaki mają naprawdę mnóstwo energii. A gdy jęczą, że nie mają siły, jest to często kwestia psychiki – krzyczą tak czasem po kilku minutach spaceru w mieście…

Ubiór i buty

Chciałem napisać, że każdy kto chodzi po górach zna zasad ubioru, ale… przypomniałem sobie te kobiety wchodzące w szpilkach na połoninę. I facetów w jednorazowych, foliowych płaszczykach na Wielkiej Rawce podczas burzy. Jeśli nie chodziłeś, chodziłaś dużo po górach, weź ze sobą kogoś kto to ogarnia. Albo choć trochę o tym poczytaj 🙂

My nie mamy specjalnie drogiego sprzętu ani ubrań. Zazwyczaj wystarcza niewiele kasy zostawionej w Decathlonie, ale też nie przesadzamy. W Bieszczadach dzieciaki chodziły w kaloszach powodując oburzenie części turystów i… szacunek ludzi z Bieszczad.
– Idealnie! Bieszczadzki goretex! – mówili 🙂

Warto oczywiście ubierać się „na cebulkę”, bo pogoda w górach jest zmienna. Weź też duży plecak, by nieść te ubrania gdy zrobi się za gorąco. Pamiętaj o czapkach dla dzieciaków, na górze często wieje. I „buffach” lub innych kominach na szyję.

Nosidło?

Raz poszliśmy z wózkiem. RAZ. Pamiętam to dobrze. Lila była jeszcze w planach, lub pierwszych dniach istnienia 😉 a my, wędrowaliśmy Doliną Chochołowską z Frankiem w Bugaboo Cameleonem – wózkiem niby przystosowanym do wertepów, ale mimo wszystko był to niezły hardkor.

Mary z Frankiem w wózku. Pierwszy i ostatni raz.

Mary z Frankiem w wózku. Pierwszy i ostatni raz.

Postanowiliśmy wtedy kupić nosidło i tak też zrobiliśmy, następny wypad w Tatry i Pieniny odbył się już z nosidłami.

Jeśli miałbym dziś jakieś polecić dla dziecka do roku lub małego dziecka nieco starszego to byłoby to Bondolino, jeśli chodzi o starsze to chodziło nam się najlepiej z Little Life. Więcej o nich pisze Mary o tu – ja tylko zakładam to co mi daje 🙂

Ja z już nieco dużym, prawie 3 letnim Frankiem w nosidle

Ja z już nieco dużym, prawie 3 letnim Frankiem w nosidle

Jedzenie i picie

Nie zapominaj oczywiście o tym, że dzieciaki (i ty!) będziecie chcieli pić. W zarodku gasimy wszelkie „soczek!” i bierzemy wodę. Jak będzie naprawdę chciało pić, to wypije wodę 🙂 Tradycyjnie dobre są batony lub gorzka czekolada. I znowu to samo – jeśli rzeczywiście dziecko będzie głodne to zje spokojnie gorzką czekoladę, nawet jeśli codziennie jej nie lubi.

Czekolada daje powera, a woda – no cóż, ta jest oczywiście potrzebna. Ale jeśli potrzebujesz innych smakołyków do motywowania dziecka – luz. Czemu nie? A właśnie. Słowo o motywacji.

Motywacja i płacz

Nie chcę tutaj snuć wizji dzieciaków, które chyżo biegają po górach, nigdy nie płaczą, a jeszcze pod nosem nucą Piosenkę do Wojtka Bellona. Kaman. To dzieciaki. Będą marudzić. Marudzenie jest wpisane w bycie dzieckiem, a radzenie sobie z tym – w bycie rodzicem. Oczywiście jest szansa, że jesteś rodzicem-helikopterem, który to uważa, że każde marudzenie dziecka jest oznaką wielkiego cierpienia. W takim razie nie wybieraj się w góry.

Tak, dzieciaki marudzą. Różnie to bywa. Lila marudzi w górach częściej, i prosi, żeby wziąć ją na ręce. Franek wie, że na ręce już go nie bierzemy, bo ma 6 lat i jest ciężkim klocem. Jeśli Lilka w wieku 3 lat weszła na Wetlińską o własnych nogach (w dół jej pomagaliśmy), a po roku weszła i zeszła – serio, uwierz w to.

My po wejściu na Wetlińską w 2015. Lila - 3 lata. Franek - 5.

My po wejściu na Wetlińską w 2015. Lila – 3 lata. Franek – 5. Hela – w nosidle 🙂

Oczywiście będzie potrzebny worek motywacji. Opowiadamy różne historie, staramy się, by dzieciaki nie szły w ciszy i nie zastanawiały się jak daleko. Ja zachowuję się nieco jak mój drużynowy, który mówił, że „jeszcze tylko kawałek”. Fajnie gdy na szczycie czeka je coś ciekawego (na przykład Chatka Puchatka!), albo gdy zajmie się je rozmową. Dobrze po drodze wynajdywać fajne obiekty, ja czasami bawię się w zaczarowane buty albo w inny sposób przekonuję dzieciaki, że są szybsze ode mnie i udaję, że nie daję rady iść na szybko jak one. Tak, te małe rodzicielskie kłamstewka czasem po prostu działają i nie są wcale takie złe.

Warto też uświadamiać dzieciakom jak piękne są widoki. Dziecko nie zawsze potrafi docenić takie rzeczy, ale mimo wszystko wierzę, że jest w stanie dostrzec piękno. Nie każde i nie zawsze, ale warto próbować.

Cała dziecięca ekipa na Sarniej Skale. Byli zafascynowani widokami!

Cała dziecięca ekipa na Sarniej Skale. Byli zafascynowani widokami! Z tyłu Giewont 🙂

A jeśli ustąpisz już po 10 metrach i weźmiesz na ręce – proszę bardzo. Twoja sprawa. Ale to wynika pewnie z ogólnego podejścia do wychowania dzieci, którego nie będę oceniał (choć czasem mnie świerzbi :P)

Tak, będziemy chodzić w góry z dziećmi. Tak, to świetne dla dzieciaków. I teraz, i perspektywicznie. I co nam możecie zrobić? 😉