• 2 marca, 2016
  • Michał Górecki
  • 10

W internecie można znaleźć naprawdę wiele. Kiedy zastanawiam się nad tym jak żyło pokolenie naszych rodziców to myślę sobie, że przez całą dekadę nie prowadzili oni tylu dyskusji, co my prowadzimy w miesiąc. No bo gdzie mieli to robić? Na spotkaniach towarzyskich można było pogadać, ale tam z reguły unika się tematów ciężkich i takich, które rozwalają atmosferę. W internecie chyba wręcz przeciwnie. Owszem, możemy mówić, że poszerzają się nasze horyzonty, że natrafiamy na wiele opinii, jednocześnie jednak nasz poziom frustracji rośnie nieporównywalnie więcej.

Ale ja nie o frustracji dzisiaj chciałem pisać. Tylko właśnie o tych opiniach. Jest ich dużo, bardzo dużo, czasem natrafiam tam na takie miejsca z których jak najszybciej chcę wyjść. Ale pewien typ opinii wraca ostatnio coraz częściej, na tyle często, że muszę się do niego odnieść. Tym bardziej, że dotyczy on także dzieciaków – dlatego właśnie pisze o tym na tym blogu.

Coraz częściej widuję w internecie zwroty przeciwko lekarzom. Ale nie konkretnym lekarzom, czy konkretnym przypadkom. Te są oczywiście uzasadnione – medycyna ciągle się rozwija, dużo jeszcze jej brakuje, a lekarze to tylko ludzie. Mylą się, czasem są niedbali, czasem nie powinno być ich na tym stanowisku, czasem dzieje się dużo rzeczy, które nie powinny mieć miejsca, a które powodują bardzo przykre i złe konsekwencje. Ale nie, tu nie chodzi o to.

Spotykam w sieci coraz więcej osób, które – jakby grubo to nie brzmiało – podważają właściwie sens medycyny, jej dokonania, zabiegi medyczne jako całość. Odwołują się do natury, do tego, że ona zwycięża, że ona jest siłą. Że nie można za mocno ingerować, że wszystko jest dobrze pomyślane, że każda ingerencja rodzi jakieś konsekwencje. I nie chcę odnosić się tu tylko do szczepionek i całego zamieszania z nimi związanego, chociaż to oczywiście część tej ideologii. To znacznie szerszy temat, czasem widuję osoby negujące wszelkie zabiegi w myśl „natura lepiej sobie z tym poradzi”.

Zanim więc przejdę do sedna, jeszcze kilka zastrzeżeń. O tym, że medycyna jest niedoskonała i o tym, że lekarze są mylącymi się ludźmi już pisałem. To, że często za medycyną, a raczej różnymi jej gałęziami stoi kasa też oczywiście wiem. I choć wiele z tych złych elementów udało się wyrugować (lekarze już nie grają w reklamach, aktorzy nie mogą udawać lekarzy, reprezentanci medyczni nie przekupują już lekarzy aż tak jak w latach 90), to oczywiście jest jeszcze ileś smrodu – niestety tam gdzie jest kasa, tam zawsze będzie duży smród.

Ale ja chciałbym dziś odnieść się do tej natury, naturalnego leczenia i częstego „jakoś kiedyś ludzie też żyli i też sobie radzili” co często pada w dyskusjach. Żeby nie było – nie skreślam medycyny tradycyjnej. Chiny, Indie, inne cywilizacje azjatyckie, w przeciwieństwie do naszej, istnieją od kilku tysięcy lat praktycznie bez przerwy i na pewno jest wiele mądrości przenoszonych z pokolenia na pokolenie. Znam wiele osób, którym pomogło leczenie ziołowe, czy inne praktyki, które są dla niektórych oszustwem i ściemą (akupunktura choćby) – ja jestem tu trochę agnostykiem, nie skreślam tego tylko dlatego, że się na tym nie znam.

Tylko wiecie, to nie jest tak do końca, że natura radzi sobie z chorobami trochę tak jak przekazuje to na swoich żółtych karteczkach Beata Pawlikowska. To nie jest tak, że gdy ukucniesz nago w dżungli, albo położysz się na dziewiczych wodach Amazonki, to natura swą energią wyleczy cię z chorób lepiej niż lekarz antybiotykiem. Najwyżej może ugryźć cię pająk. Albo krokodyl.

Natura działa nieco inaczej i choć każdy uczył się tego na biologii to mam wrażenie, że zupełnie o tym zapominamy. Bo trudno myśleć o doborze naturalnym i selekcji gdy ma się przed oczami swoje dzieci. Ale moi drodzy – tak to właśnie wyglądało. Uprzytomnił mi to mój znajomy, którego syn jest cholernie ciężkim alergikiem. – Wiesz co – powiedział. – Jan byłby właśnie tym ogniwem, które natura usuwa. Wyszedłby dwieście lat temu na łąkę, wziąłby pełen wdech i pewnie by się udusił. Jak nie teraz to dwa dni później. Ale dzięki tym wszystkim inhalacjom, czy pompom, może przeżyć.

I tak to właśnie działa, kochani. Natura nie leczy każdego osobnika. Natura usuwa tych najsłabszych. Możemy oczywiście teraz sobie teoretyzować co jest lepsze globalnie, ilu mielibyśmy dzisiaj alergików, czy innych chorych osób, gdyby nie leki, gdyby te osoby umierały zanim przekazałyby geny dalej. Pewnie także część z was – na pewno są tu jacyś hardkorowi alergicy. Choć oczywiście alergie to nie wszystko.

Nie tak dawno większość chorób, które dzisiaj wydają się śmieszne, była śmiertelna. I nie mówię tylko o chorobach, które znamy głównie z książek – o czarnej ospie, cholerze, czy hiszpańskiej grypie. Gruźlica i zapalenie płuc straszyły śmiercią jeszcze pokolenie naszych dziadków. A w XIX wieku było znacznie gorzej, nawet w Warszawie. Mnóstwo dzieci poniżej 5 roku życia umierało na – jak to wówczas nazywano – biegunki. Tym bardziej, że leczono je… podając im surową poledwicę. Zapalenie opon mózgowych stanowiło 2/5 śmierci dzieci. Krup, płonica, odra. Kiła nabyta od matki. Leczono ją… podając doustnie rtęć.

Śmiertelność w parafii Nasiechowice, źródło: http://www.jakubas.pl/genealogia/Dlugosc-zycia_XIX-w.htm
Śmiertelność w parafii Nasiechowice, źródło: http://www.jakubas.pl/genealogia/Dlugosc-zycia_XIX-w.htm

Jak widać na załączonym obrazku umieralność dzieciaków była OLBRZYMIA i trudno ją sobie dziś wyobrazić. I tak właśnie działa natura – nie tak, że w magiczny sposób uleczy was, czy szczególnie wasze dzieci. Tak, że wyeliminuje jednostki słabsze ze społeczeństwa – mówiąc najbrutalniej. A dziś, w XXI wieku, cokolwiek by to nie znaczyło, nie chciałby, by moje berbecie były w jakikolwiek sposób wyeliminowane ze społeczeństwa.

Dlatego bądźcie krytyczni, pamiętajcie, że lekarze się mylą, wyciągajcie wobec nich konsekwencje, pytajcie nawet kilku, upewniajcie się, ale na Boga, nie podważajcie osiągnięć medycyny oraz faktów – takich, że dziś krzywe takie wyglądają zupełnie inaczej, nie umieramy na wiele chorób, które jeszcze niedawno były niebezpieczne, a większość dzieciaków dożywa ze swoim rodzeństwem starszego wieku – nie jak w przypadku pokolenia naszych babci i prababci, gdzie prawie każde z nich ma historię zmarłego, lub poronionego brata lub siostry.

I jeszcze raz – oczywiście jeszcze wiele przed nami – jako ludzkością. Jeszcze wiele trzeba wynaleźć, jeszcze w wielu przypadkach medycyna nie daje rady. Oczywiście jest wiele błędów czy przypadków krytycznych, takich, które nie powinny były się wydarzyć. Ale nawet nie próbujmy tego porównywać z tym co było kiedyś. I nie próbujmy myśleć, że „natura sama sobie z tym poradzi”. To znaczy poradzi. Zabierając co słabszych. Na przykład dzieci.