Jak ćwiczę w dziecku kreatywność. I w sobie :)
Nie znam się zupełnie na wychowaniu od strony teoretycznej. Nie mam wykształcenia w tym kierunku, a na książki o tym brakuje mi czasu. I prawdę mówiąc to nie jest jakaś wielka tragedia, bo nie do końca im ufam – jest teraz tyle różnych teorii na temat wychowania, wzajemnie sprzecznych, że nie wiadomo komu ufać. Co to za teorie, skoro pokolenia wychowywane na tych książkach nie zdążyły często dorosnąć? 🙂 Wiem, wiem, korzystają z wiedzy już znanej, lub innych źródeł. Mimo wszystko podchodzę do nich z dystansem.
Jest jedno źródło któremu ufam, choć jest ono też mocno niepewne. To mój instynkt. Mój i Mary. Wiekowa położna która przyszła do nas po urodzeniu się Franka powiedziała nam – parze wystraszonych ludzi z pierwszym dzieckiem:
– Poradzicie sobie. Jesteście rodzicami.
Jak mnie to wtedy podbudowało. Rzeczywiście! Zresztą sam fakt, że mam czas i możliwości myśleć o tym i być skupionym na tym choć trochę, jest już jak myślę dobrym krokiem. Większości złych decyzji, jeśli chodzi o dziecko, nie podejmuję świadomie, tylko wtedy kiedy jestem zły, brakuje mi czasu albo cierpliwości.
Postanowiłem sobie ćwiczyć w dzieciakach kreatywność i pielęgnować umiejętność myślenia abstrakcyjnego. To coś co potem niestety będzie zabijane, a na pewno się nie rozwinie. Szczególnie w szkole. A przydać przyda się na pewno. Sprawę ułatwia mocno fakt, że ja sam tryskam pomysłami, grałem latami w RPG i nie mam problemu z myśleniem out of the box. Co więc takiego wymyśliłem? Nic bardzo skomplikowanego. Otóż gram z Frankiem w mini wersję gier role-playing.
Zaczęło się od „bajki o głupotkach”. Kiedyś miałem bardzo mało czasu na opowiedzenie bajki, nie miałem też pomysłu na gotową bajkę. Zacząłem więc improwizację. Totalnie od czapy, po prostu wypluwałem z siebie kolejne obrazy które przynosił mi mój mózg. Była więc mrówka, która zmieniła kolor, bo zjadła kredkę, były też inne mrówki które miały inne kolory. Spotkały słonia i weszły mu do trąby… Rany. Każdy z was to potrafi. Tylko niektórzy sa po prostu zablokowani. Świat was zablokował. Ten dorosły, poukładany, drętwy. Tym bardziej, że nie trzeba zbudować całej bajki z szergiem postaci pierwszo i drugoplanowych, z początkiem, końcem, morałem. Owszem, po jakimś czasie – bo bajki te strasznie spodobały się Frankowi – zacząłem wplatać wątki wychowawcze. Na przykład takie o mrówce, której inne nie lubiły tylko z powodu koloru.
A ostatnio – Franek zbliża się do 5 urodzin – wciągnąłem go w tworzenie historii. Zamieniamy się, w pewnym momencie mówię „teraz ty!” i on przejmuje wymyślanie. To też fascynujące słuchać co wymyśla, a rozkręca się coraz bardziej. Nasze zwierzątka latały w kosmos i robiły niesamowite rzeczy. A do tego wszystkiego potrzebna jest tylko dobra wola, trochę czasu, ty i dziecko. Nic więcej. Piękne, co? 🙂
Ćwicz w dziecku kreatywność i myślenie abstrakcyjne. Nikt inny go tego nie nauczy.