Na starcie winien jestem jakieś intro. Propozycja emigracji padła już jakoś w marcu. Nie była to decyzja łatwa – szczególnie dla mnie. Może wydawać się to dziwne – w końcu wyjazdy zagraniczne to dla mnie żdne nowum, a i dogadac się potrafię 🙂 Ale prawdę mówiąc praktycznie od urodzenia (nie licząc pierwszego roku życia) moim jedynym domem była Seledynowa 5. Po prostu. I sama myś zmiany tej chyba jedynej stałej rzeczy w moim życiu (jedynej od kiedy Soo przestał pracować na Mysiej) zaczęła nie wiadomo czemu napawać mnie przerażeniem. Do tego doszła konieczność zmiany pracy – pracy która jak żadna inna mi pasuje i działa ku obópólnej korzyści. No ale cóż, zdecydowaliśmy się. Aha, żeby było jaśniej – to nie ja dostałem propozycję tylko Marysia, w centrali jej przeogromnej Zaibatsu produkującej dobra wszelakie. I tak z Zabranieckiej miała przenieść się do Genewy, a ja oczywiście wraz z nią. W pracy ustaliłem robocze rozwiązanie – prace po części zdalną, przynajmniej na razie, jako że P&G wielkodusznie zdecydowało się zwracać za loty przez pół roku, miałem spędzać czwartek, piątek sobotę i niedzielę w Geneve, resztę w Wawie. Nie będe opisywał przydługich historii z polowaniem na mieszkania – trudne to nie jest, gdyż Firma-Matka o wszystko dba, nam pozostaje tylko przylot i obejrzenie gotowych mieszkań. Problem polega na tym, że na rynku mieszkań w Genewie popyt znacznie przewyższa podaż i to najemca przebiera spośród chętnych jak w ulęgałkach. Po pierwszym hałs hanting nie znaleźliśmy nic (a raczej nikt nas nie chciał), podczas drugiego obejrzeliśmy kilka propozycji i wybraliśmy dwie. Stały dylemat – czy lepiej mieszkanie w centrum, czy coś bardziej a la dom, ale poza nim. Prawda jest taka, że większość osób decyduje się jednak na mieszkanie – nowocześnie to, nie trzeba dbać o ogród itp, bliżej na imprezowanie w centrum. Ma to swoje zalety, jednak kto posiada dom i możliwość wyjścia do ogródka, czy zrobienia grilla, tak łatwo z tego nie zrezygnuje. Zdecydowaliśmy się więc na jedno mieszkanie w centrum i jeden dom, a raczej dość mały bliźniak, poza centrum Genewy, natomiast 5 minut drogi piechotą od P&G. Miał zadecydowac łut szczęścia i… zadecydował. Dostaliśmy domek. Marysia wyjechała w połowie sierpnia, ja dzielnie mam dołączyć od września.
-
Czasem dobrze wyemigrować
24 września, 2018 -
Adieu…
27 marca, 2010 -
Tydzień w macierzy
6 marca, 2010 -
To ostatnia niedziela…
21 lutego, 2010 -
Don’t you cry tonight
1 lutego, 2010 -
Szum Biały
8 stycznia, 2010 -
Myśli garść
18 grudnia, 2009 -
Hello World!
15 grudnia, 2009 -
Czekając na Godota
12 grudnia, 2009 -
Listopad miesiącem oszczędzania
6 grudnia, 2009 -
Gotujemy!
17 listopada, 2009 -
Home sweet home (Alabama)
15 listopada, 2009 -
Ich habe es eilig und mein Wagen ist…
4 listopada, 2009 -
Doublesoo
8 września, 2009 -
Back to the future
8 września, 2009 -
My home is…
24 czerwca, 2009 -
Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha
12 czerwca, 2009 -
Bon bon
14 maja, 2009 -
Le jardinage
13 maja, 2009 -
I want to be BIG!
1 maja, 2009 -
With a little help from my friends
21 kwietnia, 2009 -
Ciepło, ciepło, gorąco.
5 kwietnia, 2009 -
Wiosna
7 marca, 2009 -
Gorąco i mokro
4 lutego, 2009 -
Koniec wakacji
29 stycznia, 2009 -
Jingle bells
17 grudnia, 2008 -
Assasin’s Creed
26 listopada, 2008 -
Zjadłszy śniadanie
19 listopada, 2008 -
Denis the Menace
17 listopada, 2008 -
Independence Day
11 listopada, 2008 -
Saga O Ludziach Lodu
5 listopada, 2008 -
Plucha
30 października, 2008 -
Home sweet home
25 października, 2008 -
Jesień idzie, nie ma na to rady
22 października, 2008 -
Tysiąc mil, tysiąc mil…
9 października, 2008 -
Jedzenie i ludzie
14 września, 2008 -
Pierwsze wrażenia
11 września, 2008 -
Genewa – przyjazd
11 września, 2008