Pisałem już o grzeczności Szwajcarów nie raz. Pisałem na początku, pisałem później gdy nadal nie przestaje mnie zadziwiać. Musze napisać natomiast jeszcze o jednej rzeczy bo ona ciągle nie daje mi spokoju. A mianowicie o różnorodności grzecznościowych form.
Dla kontrastu i wsadzenia buta w butonierkę (ha! jednak trochę uważałem na polskim!) powiem wam, że przecież nasz polski język też bogatym w formy jest niewątpliwie. Pamiętam jak swego czasu Niemcy dziwili się niepomiernie, że mamy aż tyle określeń na oddawanie moczu (stąd też niezapomniane tłumaczenia takie jak „Druck stabilisieren”, czy „sich mit Fluss verbinden”).
Ale zejdźmy z moczu na tematy milsze 🙂 Otóż pierwszym zderzeniem z tą różnorodnością występującą przede wszystkim przy pożegnaniach było spotkanie z Corinne – nasza pierwsza agentką od poszukiwania nieruchomości. Przez telefon wymieniała z 30 sekund uprzejmości żegnając się (au revoir! ciao, ciao! bonne journee! bye, bye!, itp) z koleżanką. Trochę nas to śmieszyło, ale później okazało się, że to norma.
Musze jeszcze na chwilę pozornie zejść z tematu. Kupiłem książkę. Nazywa się „Talk to the snail” i traktuje właśnie o tym jak rozmawiać ze ślimakami, czyli jak – ogólnie rzecz biorąc – przeżyć we Francji. Napisana jest przez Brytyjczyka i w dość zabawny sposób opisuje różnice pomiędzy kulturą anglosaską a szeroko rozumianą francuską (frankofońską?). Nie będę się wgłębiał w treść książki, bo to temat na zupełnie oddzielną notkę, mniej oprócz tego zafascynowało inne starcie kultur. Własnie to Genewskie.
Abstrahując od obecności obcokrajowców w tym mieście, to własnie zderzenie szwajcarskiej sumienności, dokładności i zorganizowania oraz francuskiego chaosu, gadatliwości i zadufania w sobie ukształtowało tutejsza społeczność. Z jednej strony leżący u zarania dziejów szwajcarski liberalizm i słynna demokracja (prawie bezpośrednia) z drugiej francuski socjalizm i nadal chyba żywe w narodzie duchy rewolucji francuskiej i świst gilotyny, toczące się po parsykich brukach lokowane głowy Ludwiko-ciemiężców. To połączenie nad wyraz komiczne.
Choćby w związku z posiłkami – o których już pisałem i pisac nie będę – mamy tu francuskie podejście do jedzenia jako świętości, wzocnione szwajcarskim zorganizowaniem: jemy tylko o wyznaczonych porach.
Tak więc w książce natrafiłem na wiele znajomych treści, choć wiele było mi tez obcych – na przykład francuska niedbałość o obsługę klienta jest tu zupełnie nieobecna (całe szczęście!).
Ale do rzeczy. Natrafiłem w książce na rozdział zatytułowany niemalże jak ta notka. I uśmiałem się. Najwyraźniej nie tylko mnie zdziwiła ta kwestia, skoro nawet w drukowanej książce poświęca się temu osobny rozdział. Ale tu, klasyfikacja pożegnań wydaje się być jeszcze dokładniejsza i szersza! Przyjrzyjmy się temu więc. Aha najpierw przywitania.
Przywitania są łatwe. W przeciwieństwie do angielskiego i niemieckiego mówimy – tak jak w polskim – po prostu dzień dobry (a nie dobry ranek) i dobry wieczór (bonjour i bonsoir). A teraz pożegnania właściwe.
Au revoir! – znane i popularne „do widzenia”. Tak naprawdę używane zawsze w zestawieniu z czymś, bo przecież nic nie mówiące 🙂
Salut! – cześć, tak jak u nas na pożegnanie i na przywitanie. Chociaż to też zbyt proste – w końcu mówi się to o dowolnej porze dnia i nocy. Bez sensu! 🙂
Ciao, ciao! – we Francji chyba sie tego nie używa, tu przejęte oczywiście od Włochów. To dobrze znamy.
Bonne journee! – miłego dnia. (Dosłownie dobrego dnia, ale u nas na pożegnanie używa się raczej „miłego”)
Bonne matinee! – miłego poranka. Używane oczywiście tylko rano, choć w drugiej części poranka raczej
Bonne fin de matinee! – miłego końca poranka (!!!) Choć z drugiej strony zaraz przed porą lunchu
Bon appetit! – czyli smacznego. Nawet na ulicy. Przecież na pewno zaraz będziesz jadł! Wszyscy jedzą!
Bon apres-midi! – miłego popołudnia. Obowiązkowo po lunchu.
Bon fin d’apres midi! – miłego końca popołudnia lub
Bon fin de journee! – miłego końca dnia. Oczywiście może to też być
Bonne soiree! – czyli miłego wieczora. Obowiązkowo przy wychodzeniu z pracy. Właściwie to obowiązuje aż do samej nocy, gdyż
Bonne nuit! – czyli dobranoc mówimy rzeczywiście tuz przed zaśnięciem.
Ale to nie wszystko. To dopiero aspekt czasowy. A co z resztą?
W kawiarni możemy usłyszeć
Bonne degustation! – miłej degustacji. Na spacerze z psem:
Bonne promenade! – czyli miłego spaceru. Norma przy żegnaniu się z właścicielem psa, którego twój pies właśnie obwąchał 🙂
Bonne continuation! – miłej… kontynuacji. Bardzo uniwersalne. Cokolwiek robiliście 🙂
I tyle. Można życzyć oczywiście czegokolwiek – bon film, bon ski. Kiedy wychodziłem z grillem do Bartka sąsiedzi życzyli mi… Bon picnique. No cóż. Najwyżej po powrocie do Polski będę musiał dłużej przyzwyczajać się do „No to zdrówka, khe, khe. To najważniejsze!„