Ja wiem, że piosenka którą postanowiłem nazwać dzisiejsza notkę jest zupełnie o czymś innym, ale słowo „płacz”, czy „ryk” w każdym możliwym języku, jest nam ostatnio szczególnie bliskie. To właśnie dlatego tak długo nie pisałem – zbierałem się do napisania notki już od co najmniej dwóch tygodni. Ale niestety albo nie miałem czasu, albo siły, albo po prostu weny. Albo też to o czym chciałem napisać zmieniało się zupełnie – bo nasze życie i samopoczucie zmienia się jak poczciwy człowiek w wilkołaka, czy jak dr Jekyll w Mr Hyde’a. Czyli tak jak Franek z grzecznego, słodkiego aniołka w bachora którego chce się wystawić na dwór, żeby mieć chociaż chwilę ciszy.

Ja nie chcę bluźnić. Nie chcę narzekać, wiem że jesteśmy szczęśliwymi rodzicami zdrowego dziecka, współczuję tym którym urodziły się chore dzieci wymagające ciągłej opieki. Ale to nie tylko moja opinia, że kolka u niemowlaka to straszliwa masakra. I tak, pragnę przerwać ta magiczną zmowę milczenia rodziców, którzy nie chca o tym mówić, czy pisać, przez panuje wspaniałe przekonanie o sielskim rodzicielstwie podsycane przez wizje z seriali. Tam, gdy dziecko lekko piśnie już jest traktowane jako niegrzeczne. Normalnie po prostu gapi się w sufit jak naćpane.

Z Frankiem tak łatwo oczywiście nie ma. Cały czas powtarzam, że to dziwne, że dziś, w 2010 roku nadal nie wiadomo czym jest kolka. A płacz przechodzi w ryk i może trwać godzinami. I tak codziennie. Czasem pomoże jedno, czasem drugie. Ale co z tego, skoro i tak większość rodziców, czy to ze wstydu przed przyznaniem się do porażki, czy też z chęci pochwalenia się dzieckiem, zazwyczaj fałszuje rzeczywistość. -Jak tam z małym? Super, już chodzi, zasypia na klaśnięcie, w ciągu dnia wyciąga pierwiastki trzeciego stopnia i recytuje Pana Tadeusza.

I potem taki człowiek jak ja, podczas kolejnego obudzenia się w nocy (nie mówiąc już o Mary, która nie dość że się budzi, to musi wytrzymywać jeszcze godzinne (!) karmienie) traci cierpliwość i musi krzyknąć wreszcie gromie KURWA MAĆ! A potem ma z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia, bo gdy widzi rano słodko śpiącego aniołka, to myśli sobie że jest przecież złym ojcem, skoro tak traci nad sobą panowanie.

Całe szczęście szczere rozmowy z innymi młodymi rodzicami przekonały mnie, że nie jestem wyjątkiem. Owszem, brakuje mi całe tysiące kilometrów do ludzi, którzy bija małe dzieci, ale o ile kiedyś nie byłem w stanie zupełnie pojąć mechanizmów które to powodują, to teraz jestem spokojnie sobie wyobrazić, że gdzieś tam w melinie pijackiej, ryczący bachor jest w stanie doprowadzić pijanego, czy co gorzej skacowanego gościa do tragedii. Powtarzam – nie zrozumcie mnie źle, nie usprawiedliwiam tego w żadnym przypadku i dalej uważam za barbarzyństwo, natomiast jestem w stanie rozumieć jakie mechanizmy temu towarzyszą.

Zastanawiam się tylko co na to Darwin. Dzieci pokroju Franka ani chybi zostałyby zjedzone przez dzikie zwierzęta, lub wrogów – ich ryk słyszany był na odległość wielu kilometrów. A może to właśnie dzięki temu dzikie zwierzęta omijały wioski? 🙂

Tak, próbowaliśmy wszystkiego. Flatulex (czyli simeticon, dimeticon, inflacol i wszystkie inne nazwy handlowe tego samego), gripe water (olejek anyżkowy plus cośtam), ciepłe kąpiele, masaże brzucha, rurki-pierdziawki i nie wiem co jeszcze. Nic. Czasem pomaga, czasem nie. Franek nie toleruje smoczków, czasem chce possać mojego palca, czasem po prostu chce jeść. A je godzinami zasypiając w trakcie. Po kilkunastu dniach takich godzinnych i dłuższych karmień, Mary dostała zapalenia piersi i gorączki. Wtedy zaczął się hardkor, wszystko spadło na moją głowę.

Szok jest dla nas o tyle duży, że przedtem mieliśmy tutaj mnóstwo czasu dla siebie. Szczególnie ja – bez pracy, spacerki z Denisem, fotografowanie przyrody i kontemplacje życiowe. Teraz Franek i praca – posiadanie Denisa przy tym to naprawdę pikuś. totalny pikuś (choć nadal uważam, że kupienie psa to doskonały trening przed dzieckiem).

Lekarze przekonują, że jeszcze tylko miesiąc. Bo kolka trwa zazwyczaj 3 miesiące. Akurat ten miesiąc tu, w Genewie. Bo został nam tylko miesiąc. Ale temu należy się oddzielna notka, którą mam nadzieję niedługo napiszę.

A tymczasem – Franek. Please. Don’t you cry tonight!