Ostatnio robiłam badania konsumenckie, na których rozmawialiśmy z młodymi mamami i uświadomiłam sobie, ze jest coś, czego strasznie nie lubię w rodzicach. Jedna z pań podczas badania mówiąc o tym, co ją w życiu wkurza wspominała, że inne matki ja krytykują „bo dziecko w wózku bez czapeczki jeździ przy 25st”, ta sama mama 15 minut pózniej powiedziała, ze jak jakieś dziecko chodzi z plamą na ubraniu, to znaczy, ze jego rodzice są flejami i nie dbają o swoje dziecko. Mówiąc to, miała w głosie taka pogardę w stosunku do tych „innych” rodziców, jakby oni co najmniej bili swoje dzieci. Prawda jest taka, że większość rodziców uważa, że ich metody wychowawcze są najlepsze i, że każdy kto postępuje inaczej jest złym rodzicem. Można to zaobserwować absolutnie wszędzie, ale chyba dociera to do Ciebie najbardziej kiedy zaczynasz publicznie pisać o tym, jak wychowujesz dziecko i nagle znajduje się milion osob, dla których to co robisz jest złe, bo nie jest takie jak oni by chcieli żeby było.
Zawsze mówiłem sobie: będe zajebistym ojcem. Muszę być. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest tak, że miałem złe dzieciństwo, wręcz przeciwnie. Pewnie lepsze niż spora część z Was. Miałem i mam nadal najwspanialszych rodziców na świecie – wiecznie młodzieżowych, zapewniających mi wszystko w dzieciństwie, choć rozsądnie wszystko dawkujących. Kiedy myślę o Nich widze ich rozterki, ich problemy – co dać, czego nie dać, balansowanie między „nie chcę być zły” a „nie chcę rozpieszczać”. Byli (i są) cierpliwi az do bólu, choć wytrzymać ze mną pewnie było naprawdę trudno. Naprawdę było mi dobrze.
Ale mimo wszystko mówiłem sobie zawsze: przeciez to proste, przecież wystarczy nie zmienić się, myśleć jak dziecko, nie zestarzeć się, być kumplem swojego syna. Przeciez tak będzie! Wiem to. I rzeczywiście tak się w pewnym sensie stało – nigdy do końca nie dorosłem, choć to temat na zupełnie inną, obszerną notkę. Read More
Natura troszkę sobie ze mnie zadrwiła. Z jednej strony wyposażyła mnie w bardzo dobry węch i smak. Jestem jednocześnie osobą która odbiera życie zmysłami (Feeling a nie Thinking w typologii Briggs-Myers), więc właściwie zmysły są dla mnie wszystkim. Kiedy jestem zdrowy potrafię delektować się jedzeniem przez cały dzień, lub wyczuwać zapachy odległe ode mnie o setki metrów, zupełnie jak główny bohater „Pachnidła”. Sęk w tym, że przez większość czasu zdrowy nie jestem.
Lekarze głowili się nad moimi infekcjami od dawna i głowią się dalej, wymieniać wszystkiego tu rzecz jasna nie będe, bo to nie forum lekarskie. Grunt, że moja krzywa przegroda, przewlekłe infekcje i nadużywanie kropli do nosa spowodowały, że właściwie doszedłem do momentu w którym nie czuję zapachów, a smak czuję bardzo słabo. Read More
Tak, to już ten moment. Jakby straszliwie to nie brzmiało – za chwilę kończę pierwszą połowę dekady 30’s. Od jutra będę raczej zbliżał się do czterdziestki niż oddalał od trzydziestki. I choć od czasu 39,5 i kojarzenia się tego wieku z bardziej z Karolakiem niż z inżynierem Karwowskim ten wiek aż tak bardzo nie przeraża, to jednak skłania to do pewnych przemyśleń. Szczególnie w dobie inwazji gimbusów którzy zostali chyba nauczeni, że ludzie umierają w wieku 40 lat…
Siedzę na kanapie, we własnym domu i zastanawiam się gdzie jestem. W życiu. Myślę o zeszłych pięciu latach i prawdę mówiąc gdyby każde 5 lat mojego życia obfitowało w tyle wydarzeń co te to byłbym na prawdę szczęśliwym człowiekiem. Mógłbym powiedzieć, że minęło jak z bicza strzelił, ale… hell no! Read More
Jeśli miałbym ułożyć listę miejsc magicznych do których chciałbym wrócić, nie byłyby to na pewno żadne odległe miejsca położone w zakątkach świata do których dotarłem mając pieniądze, możliwości i sposobności. Byłyby to miejsca z dzieciństwa – z czasu kiedy wszystko było na swój sposób magiczne, choć zupełnie się tego nie doceniało.
Jednym z podstawowych miejsc mojego dzieciństwa był ośrodek wypoczynkowy „Dadaj” położony w sercu Warmii. Mazury były dla mnie prawdę mówiąc czymś zupełnie nieznanym aż do czasu kiedy w wieku dwudziestu kilku lat poprowadziłem tam obóz żeglarski, za to praktycznie wszystkie wakacje aż do początków nastoletnich wyjazdów na obozy harcerskie spędziłem właśnie tutaj – na Warmii. Warmia – dla nieczytających Pana Samochodzika 😛 – to obszar rdzennie polski i mimo wszystko bardziej dziki od większości Mazur. Read More
Do kupna nowego samochodu przygotowujemy się już od roku. To będzie chyba najbardziej przemyślany zakup w naszym życiu 🙂 Wiedzieliśmy kiedy kończy się leasing oraz kiedy będziemy mogli sprzedać nasz obecny samochód bez podatku. Tak więc rozpoczęliśmy poszukiwania i research. A jest z czego wybierać!
Pierwszą rzeczą jest oczywiście zdefiniowanie naszych potrzeb. A te w naszym wypadku są dość jasno sprecyzowane. Potrzebujemy samochodu rodzinnego. Dwójka dzieci, pies. Rodzina w jednym końcu Polski, wyjazdy nad morze czy inne rejony, czasem za granicę. To zdecydowanie TEN kierunek. Po pierwsze potrzebujemy więc samochodu pojemnego. Z dwójką dzieci nie ma przelewek. Dwa wózki, albo nawet jeden. Walizki, torby i inne manatki – tego naprawdę jest dużo i fajnie nie musieć iść na kompromisy. Read More
Kiedy zaczął się poród postanowiłam nie jechać od razu do szpitala, bo po pierwsze bałam się, że mnie odeślą do domu i będę tak co godzinę krążyć z domu do szpitala i z powrotem, a po drugie (i co straszniejsze) bałam się, że jak mnie jednak nie odeślą to mnie podłączą do KTG, kroplówki, wbiją mi rurę w kręgosłup i będę przez 5 godzin unieruchomiona na niewygodnym łóżku. Poszłam sobie na krótki spacerek (3km), (Michał: ja wiem że małżonka moja ma tendencję do zapominania o mnie ale na spacer poszedłem też JA w dodatku bez czapki myśląc że to tylko wokoło domu – mróz minus 20, a moja fryzura wyjątkowo mnie nie chroni. Masakra!) odkurzyłam dom i radośnie rzuciłam do małżonka, że czas mi się kończy.
Dwa miesiące temu zostałam mamą po raz drugi. Ze względu na to, że pierwszy raz rodziłam w klinice w Szwajcarii a za drugim razem w państwowym szpitalu w Polsce (i to takim, który ma raczej złą opinie wśród przyszłych mam) postanowiłam podzielić się z innymi moim doświadczeniem po to, żeby po pierwsze pokazać, że za granicą można urodzić w luksusowych warunkach, na które stać każdego ubezpieczonego Szwajcara (czyli na przykład naszego sąsiada hydraulika z Petit Lancy) a po drugie, żeby trochę odczarować Szpital Bródnowski, który wbrew powszechnym opiniom jak najbardziej nadaje się do rodzenia dzieci 🙂
To już za chwilę. Siedzę sobie w wygodnym fotelu w pokoju Franka i wiem, że za chwilę wszystko się zmieni. Z jednej strony nie mogę się tego doczekać. Z drugiej strony się obawiam. Tego, że za chwilę wszystko wywróci się do góry nogami.
Nie mogę się nie cieszyć. Córka. Marzenie każdego taty. W głębi serca. Wiadomo, że każdy chce mieć syna, ba, o tym będzie mówił. Ryby, piłka i inne męskie sprawy. Ale córka – oczko w głowie. Najbardziej niesamowite co moe go spotkać. Kobieta – najwpanialsze zjawisko na ziemi. Z moim pierwiastkiem. Z częścią mnie. Z elementami mojego charakteru. Z kawałkami mojego wyglądu w jakiś magiczny sposób pozlepianego tak, że wychodzi z tego piękno i delikatność. Nie potrafię tego zupełnie objąć swoimi myślami. Nie jestem w stanie. Read More
Wziąłem urlop zupełnie niespodziewanie. Zostały mi z tego roku jeszcze 3 tygodnie, nie byliśmy nigdzie w zimę, w lato wyjechaliśmy na dwa tygodnie. I to w sumie tyle. Święta ułożyły się w tym roku tak nietypowo, że między nimi a Nowym Rokiem zostały akurat 4 dni, więc co tam. Trzeba się nieco wyluzować przed nadejściem końca świata 😉
Nigdy nie rozumiałem brania urlopu bezwyjazdowo. Bo po co? Świat czeka otworem, a ja miałbym siedzieć na dupie w domu? Pojawiły się jednak pewne okoliczności łagodzące. Mają dwie nogi, dwie ręce i wyjątkowo silny charakter. Tak, mowa oczywiście o Franku. Read More
To już jutro. Odpowiedź. Oczywiście jeszcze nie do końca pewna, ale mimo wszystko. Jutro mamy poznać płeć. To niesamowite, że jeszcze żyję w tej nieświadomości, jeszcze nie wiem jaka będzie moja przyszłość, chociaż decyzja już dawno zapadła, a w sumie podobno była podjęta (choć nieco nieświadomie) przeze mnie. Nie wiem czy będę miał dwóch chłopaków, dwóch zbojów, Tomka Sawyera i Hucka Finna, czy może Franek będzie miał młodszą sister którą będzie bronił i chronił. A może nie będzie?
A jeśli nawet jest to chłopak, to czy będzie taki sam, tylko nieco mniejszy czy może zupełnie inny? A może będzie to spokojny brunet, zupełnie inny od Franola? A może… Nie wiem. Nic nie wiem. Niesamowite to uczucie. Read More
Nie wiedziałem na którym moich blogów napisac tę notkę. Choć moja szufladkująca natura kazała stworzyć mi ich tak wiele, to jednak do żadnego z nich nie pasowała. Chciałem napisać o social media, więc to temat na Netgeeks, ale jednak jest chyba trochę zbyt osobisty. Zbyt mało felietonistyczny na Subiektywa a nie aż tak intymny żebym pisał o tym na brainz. Więc piszę to tu, na naszym prywatnym poletku. Choć będzie trochę o wszystkim.
Najpierw chciałbym trochę wytłumaczyć się z tego że tyle pisałem o wszystkim na facebooku. Bo niektórych pewnie to może razić, choć już kiedyś wyjaśniałem czemu tyle piszę. A więc najpierw cel, potem założenia. Cel był prosty. Pamiętacie „Życie jest piękne”? Nie chcę w żadnym wypadku porównywać mojej wizyty w szpitalu do tego co spotykało ludzi w obozach zagłady. Ba, z obecnego punktu widzenia mój pobyt to prawie jak pobyt w hotelu. Ale na początku nie wyglądało to tak różowo. Ok, ok, rokowania optymistyczne, ale 90% tego że wszystko będzie w porządku? A co z tymi 10%? Dziesięć procent to bardzo, bardzo dużo. To liczba o której myśli się cały czas. Bo przecież często wypada jedynka na kostce d10… Read More
No i stało się. Jestem w szpitalu. Mija własnie 5 lat od mojej poprzedniej wizyty szpitalnej z noclegiem, kiedy to grzebali mi w zatokach i znowu czas na piżamę w paski i ściany pomalowane farbą olejną. Tym razem zamiast pobytu w Warszawie wybrałem miasto Breslau. Ale o co chodzi?
Ano o obcego który zalągł się w mojej tarczycy. Został wykryty zupełnie przypadkiem, pod koniec listopada. Ot, rutynowe badanie gardła i węzłów chłonnych. Był tam od jakiegoś czasu, więc aż dziw że został wykryty dopiero teraz, a nie na przykład jeszcze w Szwajcarii. Ale co zrobić… Read More
Zupełnie. Kompletnie. Bezapelacyjnie. I to co najmniej z kilku powodów. Owszem, bywały czasy kiedy pałałem do niej miłością, ale one chyba już nie wrócą. Lubiłem to, że przynosi ferie, czyli odpoczynek od systemu repres… ee edukacji, którego nigdy nie znosiłem. Lubiłem ją za to, że mogłem rzucać się śniegiem, czy jeździć na sankach. Później na nartach rzecz jasna, choć sport ten nigdy mnie porządnie nie wciągnął. I może stąd mój dystans do zimy? Read More
Pamiętasz zapach swojego domu? Domu w którym się wychowałeś? Ja tak, bardzo dobrze. A nawet jeśli nie pamiętam go zbyt dobrze (bo jak tu pamiętać zapach, jak go opisać, czy w inny sposób skwantyfikować…) to pamiętam moment w którym go czułem. Moment w którym wracałem z wakacji – po długiej nieobecności w domu, po trzech tygodniach na obozie harcerskim, miesiącu byczenia się nad morzem, czy nawet dwóch tygodniach ferii zimowych. Dom witał mnie porządkiem, minimalizmem i tym swoim zapachem – zapachem stałości i niezmienności. Ściągałem buty, wieszałem niedbale kurtkę i biegłem do pokoju, żeby rzucić się na łóżko. I cieszyłem się jak głupi, że jestem w domu.
Nie mogę się do końca odnaleźć w naszym nowym domu. Może dlatego, że ciągle jest w wersji „beta”. Może dlatego że w sumie całkiem niedawno się do niego wprowadziliśmy. A może dlatego, że prawie całe życie mieszkałem gdzie indziej? Tyle rzeczy było oczywistych. Sztućce leżały w pierwszej szufladzie. Najpierw łyżki, potem widelce, potem noże. W szufladzie poniżej było miejsce na nożyczki, nitki i igły. Jeszcze niżej – sitka i takie tam. Wiedziałem gdzie jest miejsce na odkurzacz, gdzie leżą obrusy, gdzie ręczniki a gdzie zapasowe żarówki. Wszystko było jasne, ustalone i pewne. Read More
Taką oto teorię usłyszałem gdzieś, kiedyś od kogoś lub usłyszał ją ktoś od kogoś kiedyś, nie chcę pisać dokładniej, bo zaraz zaczną się podejrzenia różne, a to przecież niczemu nie służy. Fakt faktem, że do mnie dotarła i rozśmieszyła mnie, bo „końców” w życiu miałem już kilka. Miało się „skończyć” po wprowadzeniu się dziewczyny do mnie, później po zaręcznych, po skończeniu 30tki, później po ślubie (rzecz jasna!). Nasza mobilność miała skończyć się po kupieniu psa. No i po urodzeniu się dziecka miało się skończyć zupełnie wszystko. Ale ja chyba inny jestem. Bo u mnie za każdym razem wszystko się zaczynało.
Tak było też z dzieckiem. Oczywiście razy sto.
Pamiętam z dzieciństwa bajkę o głupim Jasiu. Było ich pewnie kilka, ale ta najbardziej utkwiła mi w pamięci. Wracała kilkukrotnie przypominając przy okazji to co zawsze mówiła polonistka „Górecki, pamiętaj, bajka musi mieć morał”. Ta ma. Wyraźny.
W bajce tej, wspomniany bohater co chwilę idzie do wsi po COŚ. I starannie się do tego przygotowuje. Niestety zdobyte wczesniej doświadczenie wcale nie pomaga mu w kolejnej sprawie. Otóż najpierw idzie po krowę, ale zapomina wziąć ze sobą sznurka. Nie ma na czym jej przyprowadzić, więc wraca z pustymi rękoma. Potem idzie po wodę. Ale nieświadomy tego że trzeba wziąć wiadro, niesie ze sobą sznurek. Ten w tym przypadku na nic się nie przydaje. Następnym razem bierze więc wiadro. Ale wiadro jest już zupełnie niepotrzebne bo idzie załatwić coś zupełnie innego…
Na samym początku chciałem uprzedzić tych i owych, że o grach komputerowych pisac nie będę. A przynajmniej nie bezpośrednio. O życiu będzie. Banalnie nieco. Trudno. No to skorom już zadisclaimerował to mogę ruszać. Naprzód.
Graliście w Tetrisa? Kto nie grał… A jak nie grał to niech żałuje. Otóż jest sobie moment w tej grze, który zdarza się bardzo bardzo rzadko, gdy klocki ułożą się nam tak wspaniale, że wsadzeniem kolejnego likwidujemy wszystko. Wszystko znika. Pusto. Tabula rasa. Możemy wszystko układać od nowa. Read More
Tęsknota przyszła nagle. Pojawiła się znienacka i zaatakowała z całą swoją siłą. Prawdę mówiąc nie miałem zupełnie czasu o niej myśleć, choć od wyjazdu ze Szwajcarii minęły 3 miesiące. Nie miałem czasu zajęty sprawami codziennymi, wkręcony w kierat i cykl rannapobudka/praca/remontdomu.
Poranek zaczyna się teraz o wiele wcześniej – generał Franco budzi nas ok 6, a nawet prawie dwumetrowe łóżko nie pozwala skryć się przed jego porannymi kopniakami w plecy. Tak, tak, zasypia sam, ale w nocy marudzi i prawie zawsze kończy noc między nami. Asertywność o 4 rano spada nam bardzo. No ale nie o nim miało być.
Nie da oswoić się ze śmiercią. Nie chciałbym oczywiście licytować się z osobami, które straciły osoby bliskie w kwiecie wieku, nie wiem w ogóle czy taka licytacja ma sens. Chyba nie. Jednak pomimo wiary w to, że kiedyś, gdzieś tam się spotkamy, aż tak bardzo nie pomaga.
Wróciliśmy. Na dobre. W sumie nie wiem do końca czy słowo „wróciliśmy” jest odpowiednie, bo implikuje ono istnienie pewnej bazy, pewnego miejsca do którego ewidentnie się wraca. Pewnego TU w przeciwieństwie do owego TAM skąd się wraca. Przez pewien czas było to jasne, teraz zupełnie się zamazało.