5018

Dziś katamaran. Dla tych mniej żeglarsko obeznanych dodam, że to typ łodzi żaglowej składającej się z dwóch pływaków i jednego masztu 🙂 Zresztą widzicie na zdjęciu. No właśnie. Katamaran tam widoczny to MAGIC, czyli ten do którego zniechęcił nas pan w wypożyczalni samochodów 3 dni temu. I miał rację! Nie jest on wiele większy od Santa Marii którą płynęliśmy, a mieści ponad 100 osób, co w porównaniu z naszymi 20 ma osobami czyni go Titanikiem. Tak też jest zbudowany, to łódź typowo turystyczna. Abstrahując już od faktu iż pewnie turystyczy był też przebieg rejsu, prędkość i czas płynięcia na żaglach, to samo przebywanie ze stoma spoconymi osobami na tak małej powierzchni wywołuje we mnie dreszcze.

DSC_6730.jpgSanta Maria natomiast – co szybko oceniło wprawne żeglarsko oko Marty – to łódka regatowa. Na pokład (składający się w dużej mierze z siatki!) weszło z nami kilka niemieckich par, lokalny kapitan o śniadej cerze (podobno przepłynął świat dokoła) i atrakcja rejsu – pierwszy oficer wyglądający jak połączenie Clive’a Owena z Jasonem Donovanem 🙂

Swoją drogą muszę powiedzieć, że towarzystwo Niemców az tak nie męczy jak towarzystwo robotniczej klasy brytyjskiej. Co by nie mówić, są to zazwyczaj ludzie wysportowani, zadbani. Dziewczyny bez porównania – fajne laski zamiast bezkształtnych, upstrzonych złotem i cekinami beztaliowych Brytyjek (oczywiście jako człowiek zamężny zupełnie nie zwracałem na to uwagi, lekko rzuciłem okiem jedynie w celu opisania tegoż zjawiska na blogu!).

DSC_6599.jpgMarta założyła na rejs specjalnie koszulkę Ericsson Racing Team czym wywołała poruszenie wśród dwuosobowej załogi naszej jednostki pływającej. Reszty dokonał hiszpański – pisałem już o tym i pisac będe ilion razy – tak, tak, tak, Hiszpanie są na wyższym szczeblu rozwoju umysłowego niż Francuzi i Szwajcarzy, gdyż BARDZO doceniają że mówimy w ich języku, dziwią się i cieszą się zarazem tym faktem niezmiernie. Kapitan zaczął więc traktować nas jak swojaków (nie szczędząc oczywiście tradycyjnych żartów mówionych przez Hiszpanów w stronę Niemców: „Nein, nein, das ist kein U-Bot!”).

DSC_6637.jpgDzięki temu kiedy usłyszał od znajomego przez telefon, że kilka ładnych mil od nas przepływa stado delfinów, odpalił silnik i pognał w ich kierunku. Chwilę później oczom naszym ukazała się cała delfinia rodzinka leniwie wynurzająca się co chwilę z wody.

Ucieszona załoga spałaszowała kanapki popijając zimnymi napojami i upajała się kołysaniem oceanicznej toni.

DSC_6761.jpgRejs miał się już ku końcowi kiedy nagle niespodziewanie zobaczyliśmy drugie stado delfinów. Te były o wiele mniejsze, jaśniejsze i żwawsze. Wyskakiwały nawet metr nad wodę. Kilka sprawnych manewrów i kapitan zbliżył się do stada tak blisko, że właściwie płynęło ono pod nami. Pod nami, przed nami i obok nas – było tak liczne że wydawało się iż delfiny są wszędzie! Wypstrykaliśmy do końca prawie wszystkie zdjęcia i udaliśmy się w stronę brzegu.

Do hotelu wróciliśmy wyjątkowo wcześnie, więc zjedliśmy tu obiad i dosmażyliśmy się przy hotelowym basenie. Jutro Zoo!