Day 3 – She sells sea shells
Dziś postanowiliśmy spędzić choć część dnia nad morzem. Choć lokalna plaża nie jest miejscówką zbyt popularną z kilku powodów. Po pierwsze trzeba tam dojść. To dla wielu turystów już spory problem – jeśli można iść dalej lub bliżej to przecież nie ma sensu iść dalej. Po drugie plaża nie jest wcale aż tak urokliwa. Jest piaszczysta, co samo w sobie stanowi już sporą zaletę, ale piasek nie jest tak ładny jak na Fuerteventurze, Sal, czy nawet nad naszym Bałtykiem. Jest po prostu bury. Po trzecie jest dość wietrznie. Dla mnie w sam raz – nie czuć upału, choć można w ten sposób łatwo się oszukać i spalić. Słońce nie oszczędza także wtedy gdy wieje wiatr. Po czwarte wreszcie – nie ma obok baru All Inclusive. A za sam leżak trzeba zapłacić 5 Euraczy. Tłumów więc na plazy specjalnie nie było.
Tym lepiej. Lila odpłynęła akurat w objęcia Morfeusza (to ten wspaniały czas gdy śpi jeszcze trzy razy w ciągu dnia), Franek zajął się rzucaniem kamieni do morza, a my oddaliśmy się lekturze.
Właśnie. Kindle. Wspaniałość tego wynalazku doceniam właśnie teraz. E-papier w którym nie odbija się słońce, mały rozmiar – wszędzie się zmieści, bateria o której można zapomnieć, przerzucanie stron łatwiejsze niż w zwykłej książce i wreszcie pojemność – wgrałem sobie tam lektur na kilka tygodni. Marysia też. Wspaniały wynalazek 🙂
Kolejny lunch, kolejna dieta (feta, cebula, ogórek, tzazik… z lekkim dodatkiem frytek, mięsa, frytek, mięsa i frytek) i zwiedzanie nowego basenu. Stres chyba odpuszcza nam coraz bardziej, zaczynam odczuwać przyjemność z siedzenia na leżaku, popijania piwka i obserwowaniu jak Franek skacze do basenu. Chłopak jest nieustraszony, trzeba to przyznać 😉
P.S. Wieczorem poznaliśmy polskie małżeństwo z synkiem o rok starszym od Franka. Posiadacze dzieci wiedzą co to znaczy. WOLNY CZAS. Chłopaki spędzili sporo czasu rozmawiając o Zigazku McQueenie i innych takich. KORZYŚĆ. Oj tak. Świat się nieco przewartościowuje :]
P.S.S. Mój Macbook po raz kolejny raz próbuje się połączyć z siecią i nie może. Mam cię w dupie Stevie Jobsie. To kolejny raz kiedy mam ten problem. Na następny raz biorę Microsoft Surface. W końcu pojawi się już w październiku. Będzie lżejszy od Macbooka, będzie miał więcej możliwości niż iPad i będzie się łączył z netem. Wot, detal 😛