Szanghaj okazał się miastem mniej egzotycznym niż się spodziewałem. Po pierwsze nie jest aż tak nowoczesny jak to sobie wyobrażałem (tu pewnie ustępuje miejsca Hong-Kongowi), choć w wielu aspektach jest nowocześniejszy od polskich miast, o czym za chwile napiszę. Po drugie jest po prostu dużym miastem – z neonami, galeriami handlowymi i wszystkim innym czego spodziewasz się po dużym mieście. Szczerze mówiąc miasta na południu Europy – takie jak Ateny – wydają mi się bardziej egzotyczne. Choć Szanghaj położony jest na wysokości geograficznej północnej Afryki, nie znajdziemy tutaj malowniczych ulicznych kafejek jak w Rzymie, czy Madrycie. To szerokie ulice i masy ludzi. I neony, neony, neony. Jak w Bladerunnerze <3

1. Wechat i QR-kody

Śmiejecie się z QR-kodów? Ja też się śmiałem. Dopóki nie poleciałem do Chin. To NAPRAWDĘ tam działa! W Chinach nie działa Facebook, Youtube, Twitter, czy Instagram. Oczywiście można to obejść instalując odpowiedni program przekierowujący ruch (VPN), ale Chińczycy mają swoje aplikacje, a jedną z głównych aplikacji jest WeChat.

Kod QR do WeChata na stoisku targowym – norma

To apka służąca do chatowania, ale to także znacznie więcej. Każda, praktycznie KAŻDA firma ma wystawiony w widocznym miejscu QR-kod, który skanujemy aplikacją dodając w ten sposób firmę do kontaktów. To odpowiednik naszego lajka na fejsie, albo zapisania maila.

Co więcej za pomocą tej apki można płacić! W wielu miejscach można było płacić tylko WeChatem, na ulicy znajdowały się automaty z napojami, które nie przyjmowały kart płatniczych, tylko płatności WeChatem. Z kartą czułem się jak średniowieczny rycerz z mieszkiem złota.

QR-kody były też masowo wykorzystywane przez restauracje o czym za chwilę.

2. Gadanie do komórek

Już na lotnisku zauwazyłem, że Chińczycy nie gadają przez komórki tak jak my, ale mówią do nich, trzymając je przed sobą, a następnie przykładają głośnik do ucha. Moje podejrzenia potwierdziła Weronika – tu prawie nie gada się w tradycyjny sposób, a wysyła wiadomości głosowe. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie zalet tego rozwiązania, może poza tym, że to rozmowa asynchroniczna, czyli odpowiadasz kiedy masz na to ochotę, ale musi być to wolniejsze od normalnej rozmowy.

Co ciekawe WeChata w ten sposób używa się nawet podczas kontaktów z wykładowcami, które są o wiele mniej formalne niż kontakt z naszą Wielce Szanowną Elitą 😉 Na przykład praca domowa może polegać na przeczytaniu tekstu na WeChacie i wysłaniu tego jako wiadomość głosowa wykładowcy!

3. Restauracje

Wszystkie restauracje do których szliśmy znajdowały się w centrach handlowych. O centrach jeszcze napiszę, ale fakt jest taki, że ona są dosłownie wszędzie. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek w centrum handlowym musiał czekać przed wejściem do restauracji, tu jest to całkiem normalne. Ba, przed niektórymi restauracjami są nawet automaty wydające numerki jak na poczcie – czasem czekasz nawet pół godziny! To dlatego, że miasto jest tak duże, a w domu gotują właściwie tylko starsi ludzie. Wszyscy inni jedzą w restauracjach.

Wspólne jedzenie to tutaj norma. Tu Hotpot.

Co więcej chodzi się tam prawie zawsze w towarzystwie. Dlatego potrawy, które serwują restauracje są zazwyczaj potrawami jedzonymi wspólnie. Na środku staje duży talerz, garnek w którym gotujemy mięso (hotpot), albo grill. Podobnie jak w przypadku choćby francuskiego fondue, czy raclette, albo etiopskiej injery. To naprawdę bardzo zbliża i jest o wiele lepszym pomysłem na wspólny posiłek niż osobne talerze.

Miałem pisać o QR-kodach. No właśnie. W praktycznie wszystkich restauracjach w których byliśmy, na stół naklejone są QR-kody. Kod skanujemy telefonem i naszym oczom ukazuje się menu. Zawsze ze zdjęciami, zresztą jeśli byliście kiedyś w restauracji chińskiej w innym kraju pewnie zwróciliście uwagę, że bardzo często menu towarzyszą zdjęcia potraw. Gdy nie zamawiamy aplikacją, dostajemy menu w formie ankiety z checkboxami – sami zaznaczamy co zamawiamy i dajemy taką kartkę kelnerowi.

I teraz najważniejsze – choć do wielu restauracji trzeba stać w kolejce, to nigdy nie spotkałem się z tak szybkim serwowaniem potraw. W niektórych miejscach pierwsze potrawy wjeżdżały na stół już po 2 minutach od złożenia zamówienia! Po potwierdzeniu danego dania w apce, kucharz zaczyna je przyrządzać. W jednej z restauracji kelner postawił na stole klepsydrę – jeśli nie wyrobiłby się z podaniem wszystkich potraw, dostajemy darmowe potrawy, czy dodatki!

4. Ciepła woda, cukier i brak gazu

Ciepła woda. Piją ją wszędzie – przed posiłkiem i do posiłku. Serwują ją automaty. Pije się ją tak często jak zimną wodę u nas. Czasem jest z cytryną, wtedy da się ją wypić, jednak zazwyczaj bez niej. Woda jest przegotowana – inaczej jest zupełnie niezdatna do picia biorąc pod uwagę zanieczyszczenia rzek.

Kubek ciepłej wody przed posiłkiem

Wody gazowanej prawie nie uświadczysz. Chińczycy nie przepadają za napojami gazowanymi – nawet tutejszy Red Bull (bliższy oryginałowi z Tajlandii, bo to właśnie stamtąd austriacki biznesman przywiózł recepturę) nie ma gazu, jest za to straszliwie słodki.

Chiński Red Bull

No właśnie cukier. Wszędzie cukier. Gdy zamawiasz latte w lokalnym Starbucksie poproś wyraźnie o mniejsza ilość cukru. Chyba, że chcesz ulepek!

Cukier, wszędzie cukier!

5. Metro

Przez tydzień – nie licząc jednej podróży taksówką – poruszaliśmy się wyłącznie metrem. Nie wsiedliśmy ani razu do autobusu, bo nie było sensu. Metro dojeżdża wszędzie! Jest budowane od lat 90 i składa się z 14 linii oraz magnetycznej kolej lewitacyjnej (maglev) jeżdżącej z prędkością do 430km/h! Dla porównania w Warszawie pierwsza linia metra została otwarta w 1995 roku, a druga ciągle nie jest skończona…

Imponująca mapa metra w Szanghaju

Metro ma w sumie 588km tras i jest najdłuższym metrem na świecie. Bilety są dość tanie, za jeden przejazd płaciliśmy zazwyczaj ok 4 zł od osoby. Z metra korzysta do… 10 milionów ludzi DZIENNIE! I tę liczbę widać – choć metro bywa czasami puste, to w godzinach szczytu naprawdę trudno się gdziekolwiek dopchać.

Jako ciekawostkę warto nadmienić, że każde wejście do metra to kontrola bagażu jak na lotnisku. Na każdej stacji! Nie jest to całe szczęście aż tak szczegółowe i małe torebki nie są kontrolowane, ale plecak przejeżdża za każdym razem.

6. Ruch uliczny i przepisy

Znajomy powiedział mi kiedyś, że w południowej Europie przepisy drogowe są jedynie propozycją ze strony władz i strasznie lubię to sformułowanie. Ono działa także w Chinach. Czasem miałem wrażenie, że samochód skręcający na skrzyżowaniu ma pierwszeństwo przed pieszymi i prawie pod niego nie wpadłem. Kiedy indziej samochody po prostu przejeżdżały przede mną na czerwonym świetle, podczas gdy ja miałem zielone. To tu całkiem normalne. Trzeba na to bardzo uważać, tym bardziej, że praktycznie wszystkie skutery są elektryczne i poruszają się bezszelestnie.

Nie widziałem chyba ani jednego skutera spalinowego!

Ogólnie Chińczycy zdają się mieć przepisy w dupie. Jest ich bardzo dużo, a przy dużej ilości przepisów przestrzega się ich coraz mniej. Palenie w hotelu na korytarzu, robienie zdjęć tam gdzie nie wolno, wjeżdżanie na czerwonym świetle – to wszystko było na porządku dziennym.

7. Wpychanie się

Zawsze gdy wyjeżdżam za granicę wyłączam wewnętrznego Janusza każącego rozpychać się łokciami, ze względu na to, że zachodnia Europa jest moim zdaniem bardziej kulturalna w przestrzeni publicznej. Nie wiem czy to położenie blisko Azji, czy pozostałości komuny, ale w Chinach czułem się jak w Polsce w latach 80. Pierwszego dnia nauczyłem się, że jak nie będę pilnował kolejki, to nikt mnie nie wpuści. Trzeba wpychać się na swoje miejsce, a w metrze dość stanowczo wysiadać, bo nikt nie będzie na ciebie czekał – ludzie po prostu wsiadają środkiem i mają w dupie to, że wysiadasz 🙂

8. Wysokość budynków

Budynki w Szanghaju są wysokie, ale naprawdę wysokie! Zwykłe bloki mieszkalne mają często po 30 lub więcej pięter – u nas to wysokość tarasu widokowego w Pałacu Kultury i najwyższych drapaczy chmur. Tu drapacze chmur naprawdę je drapią – biurowce mają po 40, 50, a nawet 100 i więcej pięter. I jest ich całkiem sporo – zresztą spójrzcie na tę panoramę.

Panorama drapaczy chmur

Ten najwyższy budynek to drugi najwyższy budynek na świecie. Po jego prawej stronie stoi hotel Hilton, który jest niewiele niszy od naszego Pałacu Kultury – to pokazuje dość dobrze jakie są to różnice.

A mieszkania są tu bardzo drogie, za zwykłe mieszkanie w bloku trzeba zapłacić równowartość nawet 2 milionów złotych!

9. Galerie handlowe

Galerie! Szanghaj stoi galeriami handlowymi. Jest ich tu kilkadziesiąt albo nawet ponad 100, nigdzie nie znalazłem spisu wszystkich. Są wszędzie, na każdym rogu. Są olbrzymie i pełne przepychu niczym Vitkac w Warszawie. To tu chodzi się do restauracji, klucząc ruchomymi schodami, to tu można skorzystać z toalety na mieście.

Jedna z kilkudziesięciu galerii handlowych w Szanghaju

Jedynie w starych dzielnicach mieliśmy od nich odpoczynek, w każdym innym miejscu gdy tylko mijaliśmy jedną z galerii, przed nami wyrastała nowa. Z tego co czytałem tak duża konkurencja powoduje, że w niektórych sklepach obroty są naprawdę niskie – mimo dwudziestu kilku milionów mieszkańców miasta tych sklepów naprawdę jest chyba za dużo. I trochę jak w Polsce – są przyklejone do wszystkich stacji i dworców.

10. Reakcje na Europejczyków

I na koniec rzecz, która nurtowała mnie od początku – jak mieszkańcy będą reagować na białasów? Negatywnie? Pozytywnie? Czy będą się patrzeć z zaciekawieniem i sympatią, czy wręcz przeciwnie? Odpowiedź jest dość prosta:

Mają to w dupie.

To trochę tak jakby zastanawiać się jak reaguje się w Londynie na osobę o innym kolorze skóry. Nijak. Osoba taka może wywoła zainteresowanie gdzieś w małej wiosce, ale w Londynie to nic nadzwyczajnego. Szanghaj jest bardzo kosmopolitycznym miastem i widok białego człowieka nie robi na nikim wrażenia, tym bardziej że większość osób wpatrzona jest w ekrany smartfonów. Ale to jak u nas.

Wrażenie robiliśmy za to czym innym. Otóż prawie za każdym razem gdy namawialiśmy się co kupić, a lokalsi szykowali się do odpalenia języka angielskiego, Weronika odzywała się płynnym szanghajskim i… no właśnie. Wtedy zazwyczaj na twarzach pojawiała się mieszanka zdziwienia i podziwu.