Zęba se słamałem se. Na popcornie. Przeciwnicy chrupania w kinie triumfują, a ja po prostu straciłem kawał cennego szkliwa. Oczywiście chodziłem z tym długo, bo wycieczki do dentysty nie sa moimi ulubionymi a ząb kruszał i kruszał. W końcu gdy zdecydowałem się go zrobić okazało się, że nadaje się on do eutanazji, a korona to kilka tysięcy złotych. Postanowiłem więc skorzytać z mieszkającej ZAGRANICO siostry – dentystki i przelecieć się tam za grosze. Najsensowniejszy okazał się Ryanair.

Wrzesień, pogoda ładna, a i ze Sztokholmu można wyskoczyć na szkiery. Szwagierstwo żegluje własną łódką, więc czemu nie skorzystać? Zabranie Franka było oczywiste, uwielbia spotykać się z kuzynem Emilem który jest praktycznie w jego wieku. Na Lilę dałem się namówić po pewnym czasie – nie wiem czy Marysia rzeczywiście chciała by młoda zwiedziła Szwecję, czy po prostu chciała mieć 5 dni dla siebie – to pozostawmy już Waszym domysłom 🙂 No właśnie – ona sama nie miała jak wziąć urlopu.

Sam oczywiście nie wybrałbym się w taką podróż – 3,5 latek i 1,5 latka plus tanie linie to nie jest najlepsze połączenie. Całe szczęście jak zwykle na pomoc przyszli rodzice. Zabukowaliśmy tanie loty i ruszyliśmy.

Nalatałem się trochę w moim życiu, ale były to głównie loty LOT-em, Lufą, czy Swissem. Leciałem też do Francji ich liniami i do Portugalii ichniejszymi. Dawno temu do Indii jumbojetem. Czarterami na Lanzarote, Fuerteventurę, do Turcji, Grecji i Wyspy Zielonego Przylądka. Na tychże wyspach kilkukrotnie z wyspy na wyspę. Załapałem się nawet na 4 loty do Wrocka słynnymi liniami OLT 🙂

Ale tanimi może ze 2 razy i nie były to najmilsze wspomnienia. W EasyJecie zgubiłem raz portfel i nie pozwolono mi wrócić się po niego, natomiast lot do Niemiec pokazał mi wszystko co najgorsze w takich lotach. Ryanem – królem tanich linii nie leciałem nigdy. Myślałem, że będzie najgorzej. Nie było, choć było ciekawie – jak nigdy.

Najpierw Chopin, czy jak to między namy Warsiawiakamy – Okęcie. Nigdy nie zrozumiem dlaczego sa tu takie kolejki do kontroli bagażu, ani dlaczego jest bardziej szczegółowa niż gdziekolwiek indziej. Ale udało się całkiem sprawnie – jestem tu doświadczony jak George Clooney we „W chmurach”. Żadnych pasków i ciężkich butów. Niestety za bagaż płaci się tu 4 razy więcej niż za bilety (300 zł), więc wszystko musiałem upchnąć do walizek IKEI które idealnie mieszczą się jako bagaż podręczny. Wyjmowanie komputera z niej na lotnisku przypomina rozpakowywanie pliku zip.

Udało się. Dzieciaki bawiły się ruchomymi chodnikami biegając w te i we wte, a my odliczaliśmy już czas do startu. Ruszyliśmy.

Miejsca w Ryanie sa nienumerowane, ale jak zwykle trzeba myśleć. Jedziesz autobusem, więc nie spiesz się z odprawą przy gejcie. Wejdziesz ostatni – będziesz przy drzwiach autobusu. Wtedy pierwszy wsiądziesz do samolotu. No chyba że sa dwa autobusy. Ale… i tak miła niespodzianka. Pozwolono nam korzystać z miejsc zarezerwowanych na przedzie. Jako, że z dziećmi. Sweet.

Startowe procedury bez rewelacji, maski, blabla, wyjścia ewakuacyjne, blabla. Tradycyjne wyłączenie komórek i aparatów foto (bo przypadkiem dostaną nóg i porwą samolot), wzbijamy się, pasy wyłączają się i…

AND THEN THE MAGIC STARTS 🙂

Lot Ryanem to taki 1,5 godzinny występ. Występ stewardess które mają tam nie lada zadanie. Oczywiście wszystko co dzieje się jest płatne.

  • Najpierw przekąski – jeśli jesteś głodny
  • Potem napoje – jeśli jesteś spragniony
  • Perfumy – może akurat chcesz je kupić tu, na pokładzie?
  • A może palisz? Następna rundka po pokładzie to sprzedawanie tabletek antynikotynowych
  • Później (chyba) możliwość zadzwonienia z pokładu (albo coś innego z gatunku stay in touch, nie zrozumiałem bo przysnąłem)
  • Na koniec loteria (zostań milionerem z rajanerem – boskie hasło) która jeszcze ma elementy CSR – kupując los pomagasz biednym dzieciom. „You could be next”.
  • I jeszcze jedno. Po wylądowaniu. Fanfary z głośników. Zamiast oklasków. I głos ” Yes! Another Ryanair flight on time! We are the best blah blah blah blah”.

Piękne, po prostu piękne 🙂 Genialna maszyna marketingowa. Niedługo zrobią pokaz mody 😀

Ale co narzekać, lot kosztował 80 zł! Już za chwilę jesteśmy w Sztokhol… eee w ciemnej dupie. Czyli na lotnisku Nykoping odległym o całe 1,5 godziny. Całe szczęście zabiera nas z niego wygodny autobus.

A reszta w następnym odcinku 🙂