Day 6 – Centrum
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Warning: Undefined variable $widthstyle in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 276
Warning: Undefined variable $captionclass in /home/goorekst/domains/mikemary.pl/public_html/wp-content/themes/edition/functions.php on line 283
Dzisiaj część na centralną część wyspy, czyli podróż górskimi łańcuchami na północ i z powrotem. Choć odległości w linii prostej nie są jak już pisałem duże, co widać gdy jedzie się drogą ekspresową, to odległości podawane na górskich drogowskazach mogą zaskakiwać. 30, 40 czy nawet 50 km – tyle wynoszą trasy prowadzące krętymi górskimi ścieżkami. Doliczmy do tego szalone nachylenia o których pisałem wczoraj i mamy pełen obraz sytuacji.
Wczoraj myślałem że to najbardziej stroma wycieczka samochodowa w moim życiu. Bo pewnie taką była. Do dzisiaj. Bo dzisiaj było rzeczywiście hardkorowo 🙂
Udaliśmy się do stolicy, aby z niej ruszyć na północ w stronę Sao Vincente. Pogoda była całkiem ładna, ciśnienie co chwilę przypominało o tym że zmieniamy wysokość niczym startujący samolot, a widoki stawały się coraz bardziej niesamowite. Kręte górskie dróżki odsłaniające kolejne wąwozy i położone w nich wioski – tego rzeczywiście jeszcze nie widziałem.
Ciagle nie możemy wyjść z podziwu – na Maderze chyba rzeczywiście jest więcej miejscowych niż turystów! 🙂 Jedziemy i zastanawiamy się nad tym jak bardzo różni się Madera od położonych tak blisko Kanarów i dlaczego. Pisałem już o ukształtowaniu terenu – to na pewno zniechęca tych lubiących wypoczynek zupełnie pasywny, brak piasku też robi swoje. Mija kolejny dzień, a my nadal nie spotykamy prawie Brytyjczyków. Są tu głównie Niemcy, Czesi, trochę Francuzów i mnóstwo Portugalczyków. I mieszkańcy Madery. Właśnie. Dlaczego jest tu aż tyle wiosek i miasteczek? A może inaczej – dlaczego nie ma ich na Kanarach? Odpowiedź jest chyba dość prosta – woda. Na Maderze jest pełno wody. Kanały przecinające wyspę i biegnące wzdłuż szlaków turystycznych i dróg wręcz tryskają wodą. Tam gdzie jest woda, jest roślinność. A tam gdzie jest roślinność i woda mogą powstawać osady. I chyba na tym to polega. Mamy więc bardzo górzyste ukształtowanie terenu, mnóstwo lokalnych osad i miasteczek, i prawie wcale machiny turystycznej.
Przyzwyczajeni jesteśmy do brzegu oceanu pełnego atrakcji – od jazd na bananie, przez szkoły windsurfingowe, kitesurfingowe, parascending, paragliding, nurkowanie, wake boarding po inne atrakcje. Tutaj ocean wydaje się być pusty. Czasami pojawi się jakiś samotny żagielek, przepłynie prom, w stronę wody podąży kilku nurków. Czy to jest spowodowane brakiem dużej masy turystów? A może właśnie dlatego jest tu tak mało turystów?
I tak rozważając o Maderze wjeżdżamy w chmury. Robi się ciemniej, na szybach osiada mgła, a po chwili zaczyna kropić deszcz. Jeszcze nie wiemy, że pogoda ta będzie nam towarzyszyć prawie przez cały dzień. Rzeczywiście różnica między pogodą na północy i południu wyspy jest kolosalna! Dobrze że nie mieszkamy w Ponta Delgada gdzie znajduje się drugi hotel z trzech nam zaproponowanych! Jedziemy leśnymi drogami pełnymi kwiatów – wystarczy uchylić okno, a ich zapach wlatuje do samochodu.
Zbliżamy się do Sao Vincente. Przewodnik mówi żeby zwiedzić pobliskie groty i muzeum lawy, ale na groty z wózkiem nie mamy chęci, a lawy naoglądaliśmy się już na Fogo i Lanzarote. Jedziemy w stronę miasteczka. Jedziemy i… prawie go nie zauważamy. Sao Vincente opisywane jako jedno z ładniejszych (jak nie najładniejsze) miasteczek na wyspie to rzeczywiście miniatura miasteczka! Dosłownie kilka uliczek zabudowanych domami, wciśniętych między górskie zbocza i ocean. Chodzimy po nim chwilkę, ale towarzyszy nam mżawka, więc kryjemy się w polecanej przez przewodnik knajpce Ferro Velho. Rzeczywiście zarówno potrawy jak i zielone wino (lokalne białe, świeże wino) okazują się bardzo dobre.
Właśnie – nie sposób napisać o jednej rzeczy, która bezustannie mnie dziwi. Czas oczekiwania na posiłki. Kiedy w hotelowym barze czekaliśmy 45 minut na podanie przystawki pomyślałem po prostu że kuchnia ma zły dzień. Kiedy to się powtórzyło – wyrobiłem sobie zdanie o hotelowym barze. Kiedy jednak zjedliśmy w kilku restauracjach okazało się, że jest to tutaj normą.
Wiem, że południe rządzi się swoimi prawami. To nie francuskie bistro, które choćby z nazwy musi być (i jest) szybkie – na tyle szybkie, że balansuje gdzieś między fast foodem a tradycyjną europejską restauracją. Ale przecież byłem w Hiszpanii, byliśmy na Lanzarote, na Fuercie, na Teneryfie i Gomerze i nigdzie nie trzeba było tak długo czekać na jedzenie! A to podobno Hiszpanie są mistrzami „manana”. Dziwne to. A może ma to związek z tym o czym pisałem wcześniej – na tamtych wyspach wszyscy przyzwyczaili się do reguł narzucanych przez turystów, a tutaj wszystko dzieje się w lokalnym rytmie? Tak czy inaczej nawet na tradycyjny chleb z masłem czosnkowym, podawany jako przystawkę, a czasem nawet na napoje czeka się minimum 20 minut. Na danie główne nawet godzinę! Wniosek jest jeden – nie można przychodzić zbyt głodnym do restauracji.
Jedziemy przez Ponta Delgada, jednak postanawiamy darować sobie już zwiedzanie kościołów i nie wysiadamy z samochodu. Dalej Boaventura gdzie odiwedzamy miejscowy cmentarz na którym pochowana jest pani z USA swojsko nazywająca się Bezinka Turner. Cały pic polega na tym (oprócz tego że Mama zgrywa się że to pewnie matka Tiny Turner :D), że za życia nigdy jej tu nie było, jest to miejscowość rodzinna jej ogrodnika który tyle jej o niej opowiadał, że kazała się tu pochować.
Kierujemy się do Sao Jorge, aby spojrzeć na ocean z kolejnego punktu widokowego – z wiadomych powodów nie udajemy się długą ścieżką w kierunku latarni morskiej – robię jej zdjęcie z oddali 🙂
Przed nami jeszcze kilka atrakcji, ale postanawiamy darować sobie fermę pstrągów Ribeiro Frio i Faial – jedziemy do miasteczka Santana. Tam trwa święto (jedno ze świąt chrystusowych lub maryjnych – wybaczcie, zapomniałem jakie) i procesja która znowu uświadamia nam jak dużo jest tu localsów.
Robimy obowiązkowe zdjęcia tradycyjnym chatkom krytym strzechom i kierujemy się do ostatniego punktu naszej wycieczki – Pico do Arieiro.
To trzeci co do wielkości szczyt na Maderze. Droga wiodąca na niego jest naprawdę kręta i stroma. Ku mojej uciesze zielone pobocza ustępują miejsca bardziej egzotycznym krajobrazom – rdzawym skałom wulkanicznym i pustynno-stepowej roślinności. Do tego skalne widoki – kosmos! Wjeżdżamy powyżej chmur i cieszymy oczy niesamowitymi widokami.
Teraz podróż powrotna – zjeżdżamy w chmury i po kilkunastu minutach drogi w atmosferze iście mazurskiej wjeżdżamy znowu w upały południa wyspy. Jeszcze tradycyjny wieczorny basen i wieczorna degustacja Madery. Prawdę mówiąc moje podniebienie nie wyczuwa olbrzymiej różnicy między nią a Porto – zamawiamy różne wersje i różne smaki, aż dość „zmęczeni” padamy do łóżek.