A więc wróciłem.

A więc wróciłem.

A więc wróciłem. Wszystko jest tak jak dawniej.

Prawie.

Marian nadal pilnuje okolicy. Ma już ponad 90 lat, ale zupełnie tego po nim nie widać. Nadal wychodzi przed dom ze swoim spojrzeniem władcy i omiata wzrokiem naszą krótką uliczkę. Marian jet legendą – nadal jeździ na rowerze sam odśnieża przed domem i wita mnie gromkim „ale się na łyso opierdoliłeś, nie poznałem cię!”. Jest niezniszczalny. Po prostu.

Pan Podobny Do Kirka Douglasa nadal jest podobny do Kirka Douglasa. I nadal mieszka tam, gdzie mieszkał. Pewnie się nieco zestarzał, ale i Kirk się zestarzał.

Pani, Która Zawsze Biegnie nadal biegnie. Nie wiem dlaczego, ale ona zawsze się spieszy. Też ma już swoje lata, ale nadal zawsze pędzi. Pewnie musi. Co zrobić.

Sklep stoi tak jak stał. I nadal wchodząc do niego zastanawiam się, czy nie jest właśnie w stanie likwidacji. Tak mało stoi na półkach. Może nieco więcej niż wtedy gdy chodziłęm do niego z kartkami na mięso, ale nadal wygląda to biednie. Przynajmniej można płacić kartą.

Sąsiadka z naprzeciwka nadal nie potrafi wjeżdżać do garażu na trzy. Musi na raz. Źle zaparkujesz – rano wstajesz. Żeby przestawić samochód. Co zrobić.

Pan, Który Uczył Swoją Córkę Słowa „komar” (chodziło o motorower), gdy ta miała jakieś dwa lata, znowu wychodzi z wózkiem. Córka pewnie już wie co to komar. A może nie wie? To w sumie nieważne, bo pan wychodzi teraz z jej córką.

Dziewczyna Z Torebką W Ręku chodzi czasem po okolicy. Pewnie nawet mnie nie kojarzy. Ja ją kojarzę. Pamiętam, gdy jeździła po osiedlu na rowerze trzymając kierownice jedną ręką. Była taka dumna – w drugiej trzymała torebkę. Nie wiedziała wtedy, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Ja jeździłem już bez trzymanki. Dzisiaj sama ma dzieci i łazi z nimi po okolicy. Nadal mi się nie podoba. Zresztą jak miała mi się podobać – to gówniara była.

Blake Carrington nadal żyje w okolicy i nadal wygląda tak samo. Chodzi już bez wnuczka, wnuczek pewnie ma już swoje dzieci. Blake się nadal nie zmienił. I pewnie nadal nie ma majątku w Denver.

„Hajba” gdzieś tam czasem przemyka. Też ją pamiętam. Kłóciła się z Mamą, wracając z przedszkola, że istnieje słowo „hajba”, podczas gdy mama mówiła, że to najwyżej „hańba”. Nie miały pojęcia, że je podsłuchuję. Ani, że jakieś 30 lat później nadal będę o tym pamiętał. Ja w sumie też.

I nadal mnie to dziwi. Pamiętam tak wiele detali, bezsensownych detali i pierdół, tyle rzeczy które do niczego mi się nie przydadzą, a uruchamiają się gdy ide na spacer z psem. Tu, na tej płycie chodnikowej rozstałem się z Pauliną. A tu można było pójść na skróty do szkoły. Oszczędzało się jakieś 4 kroki.

A tu mieszkały psy, którym wrzucało się kanapki wracając ze szkoły – żeby mama nie była zła, że się ich nie zjadło. Psy były straszliwie grube. A na przeciwko mieszka Pani Seweryna. Mistrzyni Włóczki. Pracowała niczym średniej wielkości fabryka swetrów. Pewnie robi je nadal. I warzywniak u Pani Papierzyńskiej. Miałaby teraz ze 150 lat. Stoi nadal – to niesamowite. Nikt tej budy nie ruszył. I baranek w oknie na Jórskiego, i na kolorowa furtka na przeciwko, która już wcale nie jest kolorowa. Wszystko, wszystko jest tam, gdzie było. Jak wspaniale wrócić do swojego domu.

A więc wróciłem. Wszystko jest tak jak dawniej.