Gorąco i mokro


3207

Nie, nie, to nie to o czym myślicie 😛 Ale po kolei.
Weekend jak to weekend – zaczął się w sobotę. Wtedy to mieliśmy pojechać na narty do Avoriaz. Tylko że tym razem na jeden dzień. Postanowiliśmy zostawić Denisa w hostelu dla psów – warunki tu są całkiem dobre a i cena rozsądna. Rano , jeszcze niczego nie podejrzewając , zawieźliśmy Denisa. Problemy zaczęły się chwilę później – mój brzuch zaczął wydawać dość dziwne odgłosy. Nic nie przejmując się ruszyliśmy w stronę granicy francuskiej. Zaraz za granicą poczułem że jednak wszystko w porządku nie jest. Niestety dostałem rostroju żołądka i to naprawdę niesamowicie ciężkiego. No nic – nie ma co wracać, pojechaliśmy do apteki, kupiłem odpowiednie leki i pojechaliśmy dalej. Czułem się dość dziwnie, trochę jakby mnie coś rozbierało (nie, niestety nie była to moja żona). Kiedy dojechaliśmy na miejsce wiedziałem już że z nart nici. Byłem strasznie osłabiony i choć dolegliwości chwilowo ustąpiły, to cały się trząsłem i miałem chyba stan podgorączkowy. Pozwoliłem jednak Marysi nacieszyć się śniegiem (ta to ma męża!) i przespałem się w samochodzie. Około 17 byłem juz pewien że mam gorączkę, więc poprosiliśmy Bartka, aby prowadził samochód w drodze powrotnej.

Wszedłem do domu zziębnięty i roztrzęsiony. Napuściłem szybko wody do wanny i wszedłem się ugrzać. To niezbyt mądre postępowanie gdy ma się gorączkę – no cóż, teraz już wiem. Po wyjściu z wanny dostałem strasznych drgawek. Czym prędzej pobiegłem do łóżka, przykryłem się dwoma kołdrami i wsadziłem pod pachę termometr.

38 stopni.

Co dziwne – nie czułem żadnych klasycznych dolegliwości grypowo przeziębieniowych, a te żołądkowe tez ustąpiły (w sumie nie dziwne – prawie nic nie jadłem). Czułem się coraz gorzej – nie pomogła gorąca herbata ani paracetamol. Popełniłem wtedy drugi błąd i poprosiłem żonę o termofor – było mi po prostu zimno. No cóż – gorączkujących wsadza się do zimnej wody, a ja dogrzewałem się. Temperatura rosła w zastraszającym tempie. Za chwilę miałem 39 stopni, a niedługo później 39,5. Było mi zupełnie słabo, nie wiedziałem zbytnio czy już zasnąłem czy nie. Wtedy wpadłem na genialny pomysł, aby ciepłe termofory zastąpić zimnymi okładami, wziąłem drugą porcję leków i… gorączka zaczęła ustępować. Na tyle szybko, że o 3 w nocy miałem… 36,6!

A rano byłem zupełnie zdrowy. Na tyle zdrowy, żeby nie przerywać zaplanowanego wcześniej wypadu do Aquaparku koło Lozanny.

aqua

A tam było – no cóż jak mogło być? Swietnie! To największy aquapark w jakim byłem z mnóstwem naprawdę hardkorowych zjeżdżalni – niektóre zostawiłem na następny raz. Pontony jedno, dwu i trzy osobowe, a także zjeżdżaleni bez pontonów z rozpędzaniem się do niesamowitych prędkości, 4 rodzaje sauny, solarium – relaks pełną gębą.

I to tyle weekendu, potem zwykła rzeczywistość – dla mnie nadal wakacyjna 🙂 Poszedłem wreszcie na siłownię, potencjalni pracodawcy nadal nie odpisują… Zona wyjechała aż do soboty, a ja nawet tu żadnej kochanki nie mam! Ba, nawet żadnej potencjalnej, bo… dziewczyny – szczerze i bez wazeliny – tu nie ma właściwie ładnych dziewczyn! I to jest kolejny powód z którego trzeba wracać do Polski. Oczywiście ZUPENIE mnie to nie interesuje, ale… 😉